Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po tragedii w Katowicach: Wciąż mam bilet z tamtej wystawy. Nie daje zapomnieć o śmierci kolegów

Karolina Wojna
Karolina Wojna
Jan Wojciechowski z Wolborza o tragedii sprzed 10 lat. Na wystawie w Katowicach było wielu hodowców gołębi z łódzkiego

Pamięta Pan jeszcze tamtą katowicką wystawę gołębi z 28 stycznia 2006 roku?
Oczywiście. To był kolejny z systematycznych wyjazdów na takie targi i wystawy, krajowe czy okręgowe. Jeździliśmy z kolegami i nadal jeździmy - do Katowic, Chorzowa. Co roku. Wtedy też z okręgu piotrkowskiego pojechało dużo osób, ja jechałem z kolegami, chyba w pięciu się zabraliśmy. Pamiętam, że pomagaliśmy innym kolegom na miejscu zaparkować samochody, bo wszystkie parkingi były zaśnieżone. Śnieg sięgał chyba pół metra, trzeba było odgarniać miejsca postojowe. Wystawa nie była do tego przygotowana, to nie była dobra organizacja. Nie było przygotowanych alejek, pamiętam, jak popychaliśmy samochody, żeby mogło jak najwięcej zaparkować.

Śnieg, który zalegał na dachu hali, doprowadził do tragicznej w skutkach katastrofy...
Dobrze, że nie doszło do niej wcześniej, około godziny 12-13. Wtedy byłoby jeszcze więcej ofiar, mój Boże...

Ścisk był bardzo duży, tyle było ludzi. Nie mogę powiedzieć, jak słyszałem, że mówią niektórzy, że było słychać jakieś trzaski przed runięciem dachu hali wystawowej. Skłamałbym. Owszem, coś kapało, ale nie było możliwości, żeby usłyszeć jakieś skrzypienie. Było naprawdę mnóstwo ludzi, program wystawy był urozmaicony, występował zespół, była muzyka. Był za duży hałas, żeby cokolwiek usłyszeć.

CZYTAJ TEŻ: Katastrofa MTK: 9 lat temu zawaliła się hala MTK Katowice. Rodziny ofiar mogą wnieść pozew zbiorowy

Był Pan na miejscu, gdy doszło do tragedii?
Nie, ze znajomymi hodowcami z okręgu piotrkowskiego wracaliśmy już do domu. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co my. Gdy dotarłem do domu, włączyłem telewizor i wtedy „Teleexpress” podał, że zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Mój Boże, to było nie do opisania. W hali podczas targów spotkałem wielu kolegów, z Piotrkowa pojechał autokar z dwudziestoma - trzydziestoma osobami. Po chwili zacząłem obdzwaniać znajomych, sprawdzając, kto był na miejscu. Okazało się, że wszyscy są cali. Zdążyli wrócić, bo też wyszli trochę wcześniej, zanim to się stało. To była taka sytuacja - po dziś to bardzo dobrze pamiętam - jakby człowiek omdlał. Patrzyłem na te wiadomości, potem już cały czas i nie mogłem uwierzyć, że to się stało, że nie tak dawno i ja tam byłem. Potem były też telefony do mnie, wszyscy sprawdzaliśmy się nawzajem.

W katastrofie zginął Krzysztof Krogulski z Piotrkowa, weterynarz, współwłaściciel firmy produkującej witaminy i odżywki dla gołębi. Znał go Pan?
Z widzenia, kupowałem produkty w jego hurtowni. O tym, że nie żyje, dowiedziałem się chyba dopiero po dwóch dniach.

Pan był nie tylko uczestnikiem targów, widzem, ale także wystawiał Pan swoje gołębie. Wróciły?
Wystawiałem dwa, jedne z najlepszych. Żeby gołębie mogły brać udział w takiej wystawie, muszą mieć wyniki i osiągnięcia z innych konkursów czy wystaw. Nawet jeśli chodzi o ich piękno, to też muszą być wyniki. Gołębie pojechały z kolegami, jako część wystawy naszego oddziału związku. Były jak rodzina. Jeden zginął pod gruzami. Drugi wrócił chyba po dwóch dniach, przywieźli go członkowie okręgu. Nie było mnie, gdy przyjechał do domu, ale żona, która go wkładała do klatki, opowiadała, że aż skakał z radości, że wrócił do domu. Podskakiwał i tańczył... Nie wiedziałem, że tak gołąb może się cieszyć.

Temat katastrofy dziś wraca w rozmowach między hodowcami gołębi?
Raczej nie, nawet jest wręcz omijany. Nikt nie chce o tym rozmawiać.

A Pan pamięta?
Ja z tego wydarzenia wciąż mam bilet. Uwierzy pani - bilet z tej wystawy. Przybiłem go do krokwi przy gołębnikach i codziennie, a nawet cztery razy dziennie go widzę i przypomina mi to wszystko. Ma chyba numer, o ile się nie mylę, 3547... Każdy z nas ma swoją świeczkę, która kiedyś zgaśnie. Ale dokąd się pali, trzeba się cieszyć i szanować życie i innych ludzi.

CZYTAJ TEŻ: Katastrofa hali MTK: Pod zawalonym dachem hali zginęło 65 osób. Pamiętamy! ZDJĘCIA ARCHIWALNE

Przyczyną katastrofy były zmiany dokonane w projekcie wykonawczym w porównaniu z projektem budowlanym, które osłabiły konstrukcję dachu hali. Teraz jak Pan jeździ na wystawy, zastanawia się Pan nad bezpieczeństwem uczestników takich imprez?
Nie ma czegoś takiego. Nie patrzę tak na to, po prostu jadę na wystawę. Chyba nie ma możliwości, żebym nie jeździł... Sprawa hali przecież ciągle jest niewyjaśniona, co jest bardzo przykre. Nie wiem, czy ich zaskoczył ten śnieg, naprawdę było go dużo. Przecież zaraz po tej katastrofie zmieniano przepisy o odśnieżaniu płaskich dachów.

Od ilu lat Pan hoduje gołębie?
Od dziecka, gdy zaczynałem miałem 14 czy 15 lat.

Jak się zaczęła ta pasja? Tata, dziadek też hodowali?
Nie, nikt nie hodował w rodzinie. Czasem to jest tak, że coś robimy, bo nam ktoś tego zabrania... taka już natura Polaka. Miałem kolegę, który się tym zajmował, i od niego dostałem pierwszego gołębia. I potem były kolejne, hodowla się rozrastała, później rodzice już się na to zgadzali. teraz w szczycie sezonu mam ich około 150. To po prostu takie hobby, jak każde inne.

Hoduje Pan gołębie od 50 lat. Żona także musiała je pokochać...?
No tak (śmiech). Żona się często nimi zajmuje, dogląda ich, gdy mnie nie ma. Wtedy to ona przyjęła tego gołębia z wystawy, gdy został przywieziony z Katowic. Teraz, gdy jestem w sanatorium, też się nimi opiekuje.

Należy Pan do piotrkowskiego oddziału związku hodowców gołębi pocztowych.
Tak, jestem nawet sekretarzem oddziału. Mamy wyjątkową kolekcję zdjęć w kronice, chociaż ostatnio wymaga uzupełnienia. Zdjęcia np. przy gołębiach, robimy na każdej wystawie.

Z tamtej w Katowicach też Pan ma?
Możliwe...

Aleksander Malcher: Obraz z apokalipsy, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki