Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera "Lekcji miłości" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Paweł Łacheta
Premiera "Lekcji miłości" Iriny Waśkowskiej w reż. Rafała Sabary w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi.

Pochodzący z Jekaterynburga Nikołaj Kolada reżyser ma się w Polsce dużo lepiej niż Nikołaj Kolada dramatopisarz, autor 107 sztuk. Najbardziej rozchwytywany reżyser z importu - tak pisał o nim w styczniowym numerze "Odry" Jacek Sieradzki, a teatr Kolady, pogodny, przyjazny, niegłupi, efektowny, choć podszyty tandetą, porównał do barszczu Sosnowskiego. Ekspansywnej rośliny pastewnej, sprowadzonej w PRL z Kaukazu dla zwierząt hodowlanych, duszącej wartościowe rośliny, a dla człowieka - trującej.

Coś jest na rzeczy z tą metaforyką, bo Kolada to też nauczyciel kilku pokoleń dramatopisarzy, których wysyła w świat. Jak trener i manager. Do łódzkiego Teatru im. S. Jaracza zawitała właśnie Irina Waśkowska - za sprawą polskiej prapremiery jej "Lekcji miłości" (oprócz tytułowej, na przedstawienie złożyła się też druga jednoaktówka, "Marzec").

Autorów ze szkoły Kolady wiele łączy, np. tematyka nazywana z rosyjska "czarnuchą", ale w przypadku Waśkowskiej ważniejsze jest co ją od nauczyciela dzieli. Jej samodzielność widać gołym okiem. Na pewno przewyższa ona Koladę humorem, przewrotnym, czasem absurdalnym, czasem czarnym, rodzącym się ze zderzenia fraz nie zawsze adekwatnych do czynów postaci. Wychwycił to reżyser Rafał Sabara i podał z adekwatną dla Waśkowskiej lekkością, jak choćby w scenie z "Marca", gdy Masza (Agnieszka Skrzypczak) sieka tort opowiadając o funeralnych sprawach.

Śmiech rodzi się na widowni w różnych momentach, co dobrze świadczy o jednoczącym potencjale sztuki. Inna rzecz, że komizm nawet tych samych fraz i sytuacji odbierać można na różnych poziomach. To humor oczyszczający, który umniejsza wagę nawet najpoważniejszych problemów, bowiem w ślad za nim idą empatia i miłość Waśkowskiej (w końcu tytuł zobowiązuje) do człowieka, do jego małości i wad, jak też przeświadczenie, że właśnie to co podłe i beznadziejne inspiruje, by odbić się od dna. Dlatego najnowsze przedstawienie "Jaracza", które wobec finansowej mizerii Teatru postawionego pod ścianą i kapitulacji jego szefa artystycznego, mogło uchodzić za chwilowe koło ratunkowe, jest tak miłym zaskoczeniem.

Już premierą "Mrocznych perwersji codzienności" Sabara dowiódł, że potrafi prowadzić aktorów i wydobywać niuanse ze sztuk gatunkowo niejednorodnych. W "Lekcjach" miał ich dwa razy więcej, a materiał tekstowy jeszcze czulszy. I podołał.

ZOBACZ TEŻ: "Lekcje miłości" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi [ZDJĘCIA]

Na kameralnej scenie "Jaracza" scenografka Beata Nyczaj prostymi środkami stworzyła uniwersalny mikroświat, w którym jednoaktówki Waśkowskiej mogą razem zaistnieć. Chwilami obracający się nieregularny układ ścian wyłożonych styropianem nie więzi aktorów, a wypycha ich na "proscenium", ku widzom.

Aktorów mamy pięcioro (Matylda Paszczenko gra różne postaci w obu tytułach), a ról słabych, niepełnych - zero. Nawet milczący przez większość czasu Marek Kałużyński (jako Misza, mąż Maszy) tworzy role niepoślednią. O tyle ciekawą, że budowaną z gestów, które są tylko markowane, nie wykonane, ze słów, które wybrzmiewają nie w pełni. Bo Misza bliższą relację ma z teściową (niezawodna Milena Lisiecka), daje się jej zdominować: dla wygody, ze słabości charakteru czy może płacąc tak za czekanie na powrót żony? Jedyną formą usprawiedliwienia uległości na pokaz są znaczące spojrzenia wymieniane z teściową.

Z kolei Masza to najbardziej migotliwa postać w przedstawieniu, której rozedrganą i skrywaną wrażliwość Skrzypczak (dzieląca obsadę z Mają Pankiewicz) nieźle oddała. Z lekceważeniem traktuje stabilizację, która dla jej woli życia oznaczała stagnację (za mąż wyszła wcześnie, jako 18-latka). Ucieka od tego, co symbolizuje dom z matką i mężem, i cyklicznie do niego wraca. Ruch od skrajności (także emocjonalnej) ku centrum określa egzystencję postaci Waśkowskiej. Także gdy bronią się, by nie wypaść na margines społeczny.

Ze świetnej, trafnej obsady nieco wybija się Matylda Paszczenko, zwłaszcza jako Łarisa w "Lekcji miłości". Są tam sceny, w których uwaga i wrażliwość widza należą do niej. Najsilniej, gdy daje się w pełni porwać iluzjom o ukochanym mężczyźnie, a także wcześniej, gdy w potoku słów wypowiada myśli, którymi rani matkę (w tej roli redukująca aktorskie środki Barbara Marszałek), ta zaś nie pozostaje jej dłużna. Od wątpliwości o powód zachowania Łarisy jest tylko krok do poznania cichego heroizmu miłości, jaką darzy ją nieco już zbzikowana matka. Waśkowska przekonuje, że nawet najtrudniejsza miłość lepsza jest i bardziej życiodajna od jej braku.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki