Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Kazimierz Kik: jeśli państwo jest rzecznikiem biznesu, to ludzie protestują

Joanna Leszczyńska
Prof. Kazimierz Kik, politolog.
Prof. Kazimierz Kik, politolog. Andrzej Wiktor/Polskapresse
Dzisiaj nic się nie stało. Sprawdzono strukturę, mechanizm organizacyjny, gotowość do działania. I to wyszło. Krótko mówiąc: związki zawodowe wiedzą, w jakim zakresie mogą zadziałać. Nie jest to duży zakres, ale kąśliwy. To była próba wymuszenia na rządzie większej gotowości do ustępstw. Z prof. Kazimierzem Kikiem, politologiem, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności ocenił, że wczorajszy strajk generalny na Śląsku wypadł bardzo dobrze i że rządzący zobaczyli, że z "pracownikami tego regionu nie można igrać". Zgadza się Pan z nim?

Strajk, który obserwowałem w telewizji, przebiegł w sposób planowy. Nie było żadnej "obsuwy", jeśli chodzi o liczbę protestujących. Ale na cztery miliony mieszkańców, w strajku wzięło udział około 160 tysięcy. Można powiedzieć, że tego strajku tak naprawdę nikt nie zauważył. No, ale takie są dzisiaj siły ruchu związkowego. Nie przywiązywałbym dużej wagi do tego, co dzisiaj się stało.

Dlaczego?

Bo dzisiaj nic się nie stało. Sprawdzono strukturę, mechanizm organizacyjny, gotowość do działania. I to wyszło. Krótko mówiąc: związki zawodowe wiedzą, w jakim zakresie mogą zadziałać. Nie jest to duży zakres, ale kąśliwy. To była próba wymuszenia na rządzie większej gotowości do ustępstw. Jeżeli popatrzymy na tych sześć głównych postulatów, zgłoszonych przez związki zawodowe, to naprawdę chodzi o jeden postulat. Nie sądzę, by związki zawodowe zawróciły reformę emerytalną czy by wierzyły w to, że przywrócą emerytury pomostowe, kiedy mamy tak ogromny deficyt w ZUS. Te i inne postulaty były postawione tylko dlatego, by zwiększyć siłę nacisku. Głównym kierunkiem uderzenia ruchu związkowego jest próba przeciwdziałania poszerzaniu się zjawiska umów śmieciowych, zabójczych dla wszystkich. Mamy już ponad milion umów śmieciowych. Te umowy paraliżują polskie społeczeństwo, ruch związkowy, młodych ludzi i gospodarkę. Jeszcze są jako tako cywilizowane, ale to, co proponuje się w kodeksie pracy, czyli żeby przedsiębiorca sam decydował, kiedy pracownik ma pracować, a kiedy może iść na wolne, doprowadziłoby do tragedii ludzi, którzy nie mieliby z czego żyć. To droga donikąd.

Będzie duży opór pracodawców, którzy od dawna alarmują, że koszty pracy są tak wysokie, że gdyby nie te umowy śmieciowe, w ogóle by ludzi nie zatrudniali...

Tak jest konsekwencja ogólnej tendencji zrzucania wszystkiego w gospodarce na kapitał prywatny. Kapitałowi prywatnemu nigdy nic nie będzie się opłacało, ponieważ podstawowym jego założeniem jest zysk. A przecież w państwie istnieje jeszcze coś takiego jak społeczeństwo. To jest cała słabość rządu Tuska, że jest to rząd liberalny, funkcjonujący w duchu dominującym dziś na świecie, czyli gospodarki opartej o pieniądz i korporacje. Państwo, zrzucając z siebie obowiązek ingerowania w gospodarkę, zmuszone jest akceptować postulaty kapitału prywatnego. Jeżeli państwo jest rzecznikiem przedsiębiorców, niech się nie dziwi, że natrafia na protest zwykłych ludzi. Związki zawodowe dzisiaj stały się rzecznikiem interesu obywateli. Obawiam się, że ten spór jest skazany na potężniejący konflikt. Im więcej będzie strajków, tym gorsza będzie sytuacja przedsiębiorców, tym bardziej oni będą się domagali ulg i ustępstw ze strony zatrudnionych. Ta droga prowadzi do absurdu.

Solidarność zapowiada kolejne protesty, jeśli rząd zlekceważy jej postulaty. Być może zmobilizują się "oburzeni", którzy niedawno się spotkali w stoczni w Gdańsku. Czym to może skutkować?

Wiosna będzie pełna protestów, ale to nie będzie kwintesencja buntu. Polacy jeszcze ciągle wierzą, że polityka Tuska prowadzi do powstrzymania degrengolady ekonomicznej. A ona ją tylko opóźnia. Rostowski mówi, że zmniejsza się nam dług, deficyt, mamy jaki taki wzrost. To prawda, bo to dzieje się w warunkach ogromnych pieniędzy, idących z Unii Europejskich. Nie dodaje jednak, że rosną nierówności ekonomiczne w Polsce, liczba bezrobotnych i na umowach śmieciowych, coraz więcej przedsiębiorstw upada. Nawet szkoły wyższe zwalniają pracowników.

Nie bierze Pan pod uwagę, że ten strajk może być dla rządu ostrzeżeniem?

Rząd się nie przejmie. Tusk nie ma pomysłu, jak pogodzić interes pracobiorców i pracowników. Nie podjął ani jednego działania w interesie ludzi pracy. To prowadzi do orbanizmu, czyli pogłębiającego się przeciwstawienia się państwa i społeczeństwa.
Państwo, broniąc parametrów makroekonomicznych, czyli żeby dług się zmniejszał, żeby deficyt budżetu był mniejszy itd., będzie musiało prowadzić działania ograniczające aktywność inwestycyjną i w ogóle aktywność gospodarczą Polski. Postulaty przedsiębiorców będą coraz większe, bo sytuacja będzie się pogarszała. To będzie pogarszało sytuację zatrudnionych.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki