Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Scena Monopolis: „Rok 1984” wydarza się niestety każdego roku RECENZJA

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Podczas spektaklu nad wydarzeniami na scenie i postawą publiczności czuwa czujne oko Wielkiego Brata. Nic dziwnego, że kończy się owacjami na stojąco...
Podczas spektaklu nad wydarzeniami na scenie i postawą publiczności czuwa czujne oko Wielkiego Brata. Nic dziwnego, że kończy się owacjami na stojąco... materiały prasowe
„Rok 1984” - Rockowy Teatr in pariete George Orwell z udziałem zespołu Normalsi, Arkadiusz i Piotr Pachulscy, Scena Monopolis, Łódź.

Po sukcesie głośnego przedstawienia na podstawie „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa, łodzianie bracia Arkadiusz i Piotr „Chypis” Pachulscy przygotowali kolejny rockowy spektakl - tym razem zanurzający się w dystopijną, niepokojącą powieść George’a Orwella „Rok 1984”. Powstało widowisko znaczące, znakomite muzycznie, o silnej antysystemowej wymowie. Z wadą braku zaskoczenia i rozbrojenia nastawienia wyrobionego po poprzedniej produkcji.

„Rok 1984” braci Pachulskich to żywiołowa i celna - podparta myślą Orwella - wypowiedź przeciwko władzy, i to każdej władzy niezależnie od przyjętych na billboardach barw, która wykorzystuje swoje możliwości wyłącznie dla władzy zachowania. Władzy na wszelkich poziomach - zarówno w zakresie globalnym, czy państwowym, jak i lokalnym lub związanym z przewodzeniem instytucjom, na przykład kultury. Ba, wyrażona w przedstawieniu refleksja dotyka też relacji w związkach pomiędzy ludźmi, kiedy to jeden z partnerów przejmuje władzę dla „dobra” całości, a przecież czyni to w imię własnych, egoistycznych pragnień.

Taka zdecydowana postawa powoduje zapewne, że trudno rockowemu teatrowi Pachulskich i Normalsów związać się z instytucjonalną sceną, oddać w zarządzanie urzędnikom i ich namiestnikom stanowiącym o obliczu takich miejsc. Na tym większe uznanie zasługują zatem determinacja artystów i jakość ich przedsięwzięć, sprawiające, że każdy pokaz przedstawienia w łódzkiej Scenie Monopolis odbywa i - jak sądzę - będzie się odbywał przy wypełnionej widowni. Może to już droga do własnego, prywatnego teatru?

Mogłoby to się spełnić przede wszystkim dlatego, że totalne granie i muzyczne myślenie Normalsów doskonale w teatralnej przestrzeni się sprawdza, nabierając dodatkowej szlachetności. Świetnie wykonywane przez muzyków rockowo-bluesowe kompozycje Piotra Pachulskiego, z angażującymi tekstami Arkadiusza Pachulskiego, mają w sobie wigor i otuchę czasów, gdy muzyka nie była tylko dobrze sprzedawaną rozrywką, ale dawała przekonanie, iż wolność istnieje i wkrótce nadejdzie. To korzystanie z najwartościowszych dokonań rocka, mocno osadzone we współczesności. Błyskotliwym zabiegiem było powierzenie roli upostaciowienia Wielkiego Brata umiejscowionemu nad sceną perkusiście (Adam Marszałkowski), który swoimi efektownymi solami podkreśla najbardziej dramatyczne momenty inscenizacji i napędza machinę terroru. Dzięki temu pozostali muzycy (gitarzyści i wokaliści Piotr Pachulski i Daniel Frontczak, wokalista i basista Przemysław Wyrwas oraz grający na instrumentach perkusyjnych Robert Szymański), którzy niosą pieśń nadziei gnębionych Orwellowskich proli, mogą wchodzić z Wielkim Perkusistą w rodzaj twórczej, energetycznej walki. Z eksplozją zwarcia, w postaci fenomenalnej wokalnej mocy, którą prezentuje Kuba Qbek Weigel.

Znakomita muzyka nadaje bezwzględnej prozie George’a Orwella, zamienionej tu w dramat, niewyrażalny w słowach wyraz duchowy. Ta wspólnota literatury i rocka czyni opowieść jeszcze bardziej uniwersalną, przemawiającą nowymi składowymi. A także pozwala muzyce wypełnić sceniczne niespełnienia. Powieść Orwella poraża między innymi precyzyjnym chłodem, scena zaś wymaga emocji, metafory, wymownego obrazu. Interpretacja reżysera, Marka Pasiecznego, ma charyzmę, gdy wykorzystuje symbolikę (kapitalnie używane przez aktorów i podsycające nastrój poszczególnych scen drzwi, tworzące scenografię autorstwa Małgorzaty Saniternik, odpowiedzialnej również za kostiumy). Gorzej, gdy realizator zostawia aktorów z samym tekstem, tworząc sytuacje, które w rzeczywistości takiego polifonicznego konceptu osłabiają tempo realizacji, bardziej wyjaśniają narrację, niż otwierają odbiorcę na indywidualne wrażenia.

Z narzuconą przez formę przedstawienia fragmentarycznością literackiego przekazu muszą sobie poradzić aktorzy. W premierowym pokazie Winstona i Julię, parę bohaterów, którzy próbują odnaleźć miłość w świecie depczącym uczucia (bo przecież one zawsze zagrażają jednomyślności i przewidywalności) z oddaniem zagrali Halszka Lehman (w kolejnych odsłonach przedstawienia jej rolę podejmuje Iwona Dróżdż) i Radosław Osypiuk, doprowadzając do wzruszającej sceny wzajemnej bliskości. Mocną, przemawiającą dosadnością i poświęceniem kreację O’Briena tworzy Łukasz Bzura. Dobrze wpasowują się w postacie zastraszonych przez partię karierowiczów Adam Mortas i Konrad Michalak. A perełkę aktorskiego kunsztu budowania wyrazistej scenki z detali pokazuje Mariusz Saniternik, jako Charrington - sympatyczny, inteligentny, ale donosiciel przecież - a następnie przeszywający głosem z offu.

Twórcy widowiska nie komentują bieżącej rzeczywistości, nie rzucają się na ulotną publicystykę, nie wchodzą w buty analityków rodzimych podziałów i sporów. Ich spektakl to szczere wołanie o wolność i prawdę, tęsknota za uczciwością, sprawiedliwością oraz swobodą odczuwania. Wskazują na potęgę opresyjności pragnienia kontrolowania wszelkich aspektów istnienia, siłę strachu przed utratą władzy i bezwstydną intensywność pragnienia jej zdobycia, które zmieniają się w nienawiść. W pieśni Normalsów jest jeszcze nuta wiary, że może być inaczej. Ale łatwo może ją zatłuc równy łomot marszu w rytm bębnów. Spektakl ostrzeżenie? Na pewno jedno z ostatnich „na żywo”, zanim z chęcią i przekonaniem, że to dla naszego dobra, pozwolimy wolność i czystą miłość pochłonąć Wielkiemu Oku gapiącemu się na nas z Internetu.

Orwell optymistą nie był. Realizatorzy przedstawienia cytują Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych i zawarte w niej słowa o tym, że jeżeli kiedykolwiek jakakolwiek forma rządu sprzeciwia się czy uniemożliwia osiągnięcie celów, w jakich była ustanowiona (a należą do nich na pierwszym miejscu prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia) to „naród ma prawo taki rząd zmienić lub obalić i powołać nowy”. Doświadczenie ludzkości mówi, że nic tak nie deprawuje, jak władza i narody musiałyby obalać swoich najróżniejszych władców niemal co roku. Chyba, że kiedyś da się obalić system. „Rok 1984” braci Pachulskich chciałby się do tego przyczynić.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki