Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Specjalista ds. nieruchomości: Łódź traci więcej zabytków niż podczas wojny

rozm. Wiesław Pierzchała
Tomasz Błeszyński
Tomasz Błeszyński Grzegorz Gałasiński
Z Tomaszem Błeszyńskim, doradcą rynku nieruchomości, rozmawia Wiesław Pierzchała.

Jeszcze niedawno inwestorzy nabywali zabytkowe wille i pałacyki, aby je odnowić z przeznaczeniem na prestiżową siedzibę swojej firmy. Czy to się zmieniło?
Niestety, moda na to, aby poprzez remont zabytku pozyskać prestiżową siedzibę, minęła. Była ona szczególnie widoczna w latach 90., gdy inwestorzy rozglądali się w Łodzi za zabytkami do odnowienia i zagospodarowania. Teraz już nie widać takiego trendu.

Czyli złoty czas na renowację cennych willi i pałacyków przeminął. Co jest tego przyczyną?
Kryzys gospodarczy oraz na rynku nieruchomości zrobił swoje i teraz inwestorzy często nie mają gotówki, którą w ten sposób mogliby zainwestować. Są także inne powody. Ci, którzy jeszcze w latach 90. byliby skłonni kupić i odnowić zabytek w kraju już to uczynili i teraz inwestują na rynkach zagranicznych. Ponadto od pewnego czasu istnieje tendecja, aby siedziby firm umieszczać nie w zabytkach, lecz budować dla nich współczesne, nowoczesne obiekty.

Słychać, że inwestorom nie opłaca się dziś kupować i remontować zabytki. Czy jest to kwestia wspomnianego braku pieniędzy, czy też może złych przepisów?
Sprawa przepisów też jest bardzo ważna. Przepisy są dobre, ale jest problem z ich przestrzeganiem i egzekwowaniem. Gdy inwestor przymierza się do renowacji zabytkowej budowli, to od razu wchodzi na długą ścieżkę uzyskiwania różnych pozwoleń - między innymi ze strony miejskiego lub wojewódzkiego konserwatora zabytków, od których trzeba uzyskać zgodę na każdy detal i etap robót. I tak konserwator decyduje, jakie mają być okna, jaki dach, jakie elewacje, a nawet okucia drzwiowe. Oczywiście część inwestorów zdaje sobie z tego sprawę i robi wszystko, aby zabytek odzyskał dawny blask. Takim modelowym przykładem jest tu znakomita renowacja dawnej siedziby Miejskiego Towarzystwa Kredytowego przy ul. Pomorskiej.

Zgoda. Tacy inwestorzy to prawdziwi pasjonaci i chwałą im za to. Zdarzają się jednak i tacy, którzy zamiast odnowić zabytek kombinują, co by tu zrobić, aby go zburzyć i w jego miejsce postawić jakiś obiekt handlowo-usługowy.
Niestety, to prawda. Wielu inwestorów w Łodzi, i jest ich większość, kupiło za bezcen nieruchomość, aby się na niej wzbogacić. Nie interesuje ich historyczny charakter obiektów czy ich unikatowa architektura, lecz z góry zakładają, że zabytek to spory kłopot, którego szybko trzeba się pozbyć, aby oczyszczyć i zagospodarować działkę.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jakie stosują metody, aby dokonać tego dzieła zniszczenia?
Jedna z nich polega na tym, że z premedytacją doprowadzają do niszczenia i dewastacji zabytku poprzez zostawienie go na pastwę złomiarzy. Ci go stopniowo rozbierają, budynek w oczach marnieje, a "przypadkowy" pożar dopełnia reszty. Po zabytku zostają jedynie zgliszcza, które można rozebrać i zagospodarować. Druga metoda to tzw. działania pozorowane. Otóż inwestorzy przystępują do remontu obiektu, ale czynią to tak nieudolnie - oczywiście w sposób zamierzony, że budynkowi zaczyna grozić zawalenie. I wtedy, pod płaszczykiem nagłej "troski" o bezpieczeństwo przechodniów, dokonują wyburzeń. Dlatego można stwierdzić, że obecnie niszczy się w Łodzi więcej zabytków niż podczas drugiej wojny światowej.

To smutne. Czy nic w tej sprawie nie można uczynić? W jaki sposób przekonać inwestorów, aby tak nie czynili?
Z jednej strony prawo w tym zakresie powinno być przestrzegane i twardo egzekwowane. Z drugiej zaś strony powinny być stworzone takie warunki, które zachęcałyby inwestorów do renowacji zabytkowych budynków.

Czy to oznacza, że w mieście nie ma takich takich warunków?
Niestety, w Łodzi mamy chaos urbanistyczny polegający na braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, co stopuje inwestycje i ułatwia wyburzanie zabytków. Wystarczy powiedzieć, że tylko 8-10 procent obszaru miasta ma wspomniane plany miejscowe, co stawia nas na szarym końcu wśród dużych miast w Polsce. Co to oznacza? Ano to, że hulaj dusza, zabytku nie ma. Druga sprawa: władze miasta powinny zrobić wszystko, aby inwestora, który chce kupić i odnowić zabytek, traktować jak najlepiej: zapewnić mu szybką ścieżkę urzędniczą oraz objąć go ulgami - np. zwolnieniem z podatku od nieruchomości. Nic takiego nie ma. W zamian mamy tylko piar, za którym nie idą żadne posunięcia, co odstrasza potencjalnych inwestorów. A szkoda - ci by się na gwałt przydali w sytuacji, gdy mamy kryzys na rynku nieruchomości, który według moich prognoz potrwa do 2016-18 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki