18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stuletni dom Kazimierza Kowalskiego. Zobacz, jak mieszka znany śpiewak operowy [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Kazimierz Kowalski lubi odpoczywać w salonie. W tle kredens, który odnawiał wspólnie z przyjacielem
Kazimierz Kowalski lubi odpoczywać w salonie. W tle kredens, który odnawiał wspólnie z przyjacielem Grzegorz Gałasiński
Dom, w którym mieszka śpiewak operowy Kazimierz Kowalski, ma blisko 100 lat. Artysta odziedziczył go po ciotce. Samodzielnie odnowił rodzinne meble. Sam też robi wino z jabłek rosnących w jego sadzie.

Kazimierz Kowalski, znany śpiewak operowy, były dyrektor łódzkiego Teatru Wielkiego, swój azyl znalazł na przedmieściach Łodzi. Mieszka w domu, który ma blisko 100 lat.

- Ten dom należał do Niemca - opowiada jego historię znany artysta. - On go zbudował. Ale po wojnie jego właścicielką stała się moja ciocia, siostra mamy. Ciocia miała gospodarstwo koło Starachowic i zamieniła się z tym Niemcem. On pojechał w Świętokrzyskie, a ona zamieszkała w Łodzi.

Pan Kazimierz mieszka dziś w domu, w którym spędził pierwsze 8 lat swojego życia. Wspomina, że ta okolica wyglądała zupełnie inaczej. Świat kończył się koło Dworca Łódź Żabieniec.

- Dopiero, gdy w latach 60. zbudowano fabrykę "Elta", zaczęło się tu rozwijać życie - dodaje. - Powstało z czasem wielkie osiedle mieszkaniowe Teofilów.

Dom jednak przez lata wyglądał całkiem inaczej. Nie było kanalizacji, wody. Na podwórku stała toaleta, ze znajdującej się tam studni brało się wodę. A w domu oprócz cioci i wujka mieszkały jeszcze trzy rodziny, które im dokwaterowano.

- Wujek z ciocią mieli kuchnię i dwa pokoje - opowiada Kazimierz Kowalski. - Tam, gdzie obecnie jest łazienka, był pokój, w którym spałem ja i ciocia. Wujek spał w kuchni, na kozetce. Ten drugi pokój, który dziś jest moim salonem, był w zasadzie nieużywany. Stanowił spiżarnię. Było w nim bardzo zimno.

Pod koniec lat 60. Kazimierz Kowalski zamieszkał w kamienicy przy ul. Narutowicza, naprzeciwko Teatru Wielkiego. Potem mieszkał na Manhattanie, Julianowie, a pod koniec lat 90. powrócił do domu cioci na Teofilów.

- Ciocia umarła, w domu tym zamieszkali moi rodzice, a ja z nimi - wyjaśnia artysta.

Zaraz po przeprowadzce zaczął remontować dom. Doprowadził wodę, kanalizację, zbudował łazienkę. Ale nie dokonał w zasadzie żadnych zmian architektonicznych, nie wyburzał ścian. Tylko zmodernizował dom. Pan Kazimierz pokazuje białe, oszklone drzwi łączące salon z jadalnią. Kiedyś były zalepione gazetami, tekturami. Za nimi mieszkało dokwaterowane małżeństwo. Teraz wyglądają pięknie. Stoi za nimi duży stół, który pan Kazimierz odziedziczył po babci.

- Ma chyba ze 100 lat - wyjaśnia. - Wszystkie stojące tu meble należały kiedyś do babci, cioci, np. kredens, szafa. Podobnie fotele.

Pan Kazimierz może pochwalić się, że wszystkie meble sam odnawiał. Pomagał mu jego przyjaciel, też śpiewak operowy Andrzej Niemierowicz.

W salonie na ścianie wisi portret ojca pana Kazimierza, Wiesława Wierusz-Kowalskiego. Namalowała go Hania Niemierowicz, córka Andrzeja. Pan Kazimierz opowiada, że jego tata miał zostać lekarzem, studiował nawet medycynę, a został aktorem. Występował w łódzkich teatrach, z czasem poświęcił się estradzie.

- Obok znajduje się zdjęcie chóru "Czejanda", w którym po wojnie mój tata śpiewał razem ze swoim bratem Zdzisławem - dodaje Kazimierz Kowalski.
W kuchni stoi niewielka kuchenka węglowa. Pan Kazimierz wyjaśnia, że postawił ją tu już po remoncie domu.

- Wcześniej w tym miejscu stała duża kuchnia gazowa - wspomina. - Gotowało się na niej, ale też ogrzewała dom. To właśnie w kuchni koncentrowało się życie domowników. Postanowiłem nawiązać do tamtych tradycji i wstawiłem też kuchenkę węglową. Palę w niej, też ogrzewa mieszkanie, ale już na niej nie gotujemy.

Pan Kazimierz prowadzi nas na oszkloną werandę. Stoją na niej fotele, kwiaty, a na półkach butelki z winem domowej roboty.

- W tym miejscu ciocia trzymała kury - wyjaśnia artysta. - Teraz mamy tu werandę, która zwłaszcza latem, jest znakomitym miejscem do relaksu.

Gospodarz zapewnia, że stojące na półkach wino robił sam. Z jabłek rosnących w jego ogrodzie.

- Sad ma też prawie 100 lat - opowiada. - Rosną w nim takie gatunki jabłek, jakich się już dziś nie spotyka, a więc między innymi kosztele, malinówki. Niestety, te drzewa owocują co dwa lata, więc wina w tym roku nie robiłem.

Kazimierz Kowalski dużo uwagi poświęca ogrodowi. Lubi się nim zajmować i trzeba przyznać, że choć za oknem jesienna zima, to prezentuje się znakomicie.

- Od wiosny do jesieni wiele czasu spędzam na traktorku i koszę trawę - zapewnia. - Bardzo lubię to robić!

Stuletni dom ma też dobudowaną część, a w niej gabinet Kazimierza Kowalskiego. Stanowi on prawdziwe królestwo śpiewaka operowego. Stoi w nim oczywiście pianino.

- Miałem fortepian, ale przekazałem go łódzkiej parafii św. Alberta na Widzewie Wschodzie - mówi Kazimierz Kowalski. - Choć dom jest duży, to nie było w nim specjalnie miejsca na fortepian.

W swym gabinecie pan Kazimierz gra na pianinie, ćwiczy przed kolejnymi występami. Ma tu też prawdziwą perłę, a więc szpulowy magnetofon stereofoniczny - ZK 246. A na taśmach prawdziwe białe kruki, między innymi nagranie "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki z lat 50., w którym śpiewają takie operowe tuzy jak Antoni Majak, Andrzej Hiolski czy Bogdan Paprocki. Ta opera jest jego ulubioną. Choć śpiewak przyznaje, że lubi wszystkie opery Stanisława Moniuszki. Bardzo żałuje, że nie można usłyszeć ich w łódzkim Teatrze Wielkim.

Pan Kazimierz ma też kolekcję płyt winylowych i kompaktowych. Nie tylko z muzyką operową.

- Cieszę się, że wydano na CD nagrania orkiestry Zygmunta Wicharego - dodaje. - Współpracował z nią mój tata. A teraz mogę posłuchać, jak śpiewają występujące z tą orkiestrą artystki - Katarzyna Bovery czy Carmen Moreno.

Na ścianie wisi też plakat zapraszający na dyplomowy recital Kazimierza Kowalskiego z 14 marca 1977 roku. Na fortepianie grał Rajmund Ambroziak, a pan Kazimierz kończył Akademię Muzycznej w klasie Antoniego Majaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki