Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczył Japończyków krzyczeć, dziś Chińczycy mówią mu, jak odróżnić gaohu od zhonghu [ZDJĘCIA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Kompozytor z Łodzi reprezentuje polską kulturę w Chinach. Azjaci sami go wybrali

Jest jednym z bardziej zapracowanych łódzkich kompozytorów. Tylko w ostatnich dwóch latach napisał utwór na zamówienie Biennale Sztuki w Wenecji i jednego z czołowych zespołów muzyki współczesnej na świecie, eksperymentalną operę dla Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, odbył staż w Centrum Pompidou w Paryżu, gdzie jego kompozycja otworzyła nowy sezon artystyczny oraz zwyciężył w konkursie kompozytorskim im. Toru Takemitsu w Tokio - jako pierwszy w historii Polak. Poza komponowaniem Marcin Stańczyk jest chórzystą w Filharmonii Łódzkiej, pracuje w jednym z łódzkich sądów i wykłada w Akademii Muzycznej (gdzie wcześniej uczył się kompozycji u samego Zygmunta Krauzego). W Japonii nagrodzony został za utwór „Sighs” („Westchnienia”), nawiązujący to techniki rubata (chwiejności tempa), stosowanej m.in. przez Mozarta i Chopina. Aby jego utwór wykonała Tokyo Philharmonic Orchestra, musiał jej muzyków nauczyć poruszania się po skomplikowanej partyturze, gdzie mniej jest nut, a więcej dźwięków i efektów głosowych - symfonicy musieli je sami opracować.

Teraz to Stańczyk wszedł w rolę ucznia. Najpierw znalazł się na liście artystów rekomendowanych przez polskie ministerstwo kultury do programu „16+1” Chińskiego Ministerstwa Kultury, a na początku roku został wybrany na ambasadora polskiej kultury przez chińskich dyplomatów. Celem programu „16+1”, który towarzyszy rozwijaniu gospodarczych relacji z Polską, jest zapoznanie twórców z Europy z wielowiekową kulturą i tradycją chińską. Po serii wizyt studyjnych, kompozytorzy mają napisać utwory, które zabrzmią na w Pekinie Międzynarodowym Festiwalu Sztuki w roku 2017. Marcin Stańczyk dopiero co wrócił z pierwszej takiej wizyty. Jej program był napięty, obejmował poznawanie chińskich miast, warsztaty z muzykami i koncerty (czasem dwa, trzy dziennie). Po nich był czas na posiłek.

Do Chin łódzki kompozytor dotarł polskim dreamlinerem- największym samolotom znajdującym się we flocie Polskich Linii Lotniczych LOT, pilotowanym przez Jerzego Makulę, wielokrotnego mistrza świata w akrobatyce szybowcowej.

- To był perfekcyjny lot. Ale Pekin przywitał nas gęstymi chmurami. To był smog spowijający miasto. Zasłaniał nawet słońce - wspomina Marcin Stańczyk, który potem godzinę czekał na lepsze warunki pogodowe, by polecieć do Kantonu (Guangzhou), portowego miasta na południowym wschodzie kraju. Tam zaczęła się wizyta kompozytorów-delegatów wszystkich piętnastu europejskich krajów współpracujących z Chinami.

Czytaj też:"Podźwięki" Marcina Stańczyka po raz pierwszy. I z trzaskami

- Słuchaliśmy przede wszystkim dworskiej muzyki pisanej na instrumenty tradycyjne. Kolejnego dnia w nadmorskiej miejscowości Cho wysłuchaliśmy koncertu orkiestry Youth Chao Music Orchestra - relacjonuje Stańczyk. - Energia, z jaką grali ci młodzi ludzie, na długo zostaje w pamięci. Ciekawe, że dzieci w tym regionie uczą się grać na kilku instrumentach jednocześnie. Podczas koncertu jedna osoba gra na guzheng, czyli chińskiej cytrze, by za chwilę stać się perkusistą.

Wszyscy co dwa dni przenosili się do innego miasta. Największe z nich to Shantou, Meizhou, Longyan, Quanzhou, Xian, Lanzhou i Beijing (czyli Pekin). Jak przyznaje Stańczyk, podróżowanie na zaproszenie Chińskiego Ministerstwa Kultury, jak mówi, bardzo ułatwiało wszelkie procedury, których w tym kraju nie brakuje.

Najbardziej spektakularnym miejscem, które odwiedzili goście „16+1” był Labrang, czyli zespół klasztorny w miejscowości Xiahe, w południowej części prowincji Gansu. To przedmurze Tybetu. Otoczone górami klasztory położone są na wysokości blisko 3000 m n.p.m.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Jeden z sześciu klasztorów należy do sekty „żółtych czapek”, gromadzi największą ilość tybetańskich mnichów poza samym regionem Tybetu - mówi Marcin Stańczyk. - Byłem zaskoczony już na wstępie. Na powitanie wręczono nam khata, biały, jedwabny szal, który symbolizuje przychylność, pomyślność, współczucie i czystość intencji ofiarodawcy. To mistyczne pierwsze wrażenie nie opuściło mnie aż do końca wizyty.

Zespół klasztorny jest miejscem gdzie setki mnichów studiują nauki Buddy, medycynę, filozofię, ziołolecznictwo, modlą się i medytują. Oprócz specjalnie zaaranżowanego koncertu mnichów, kompozytorzy z Europy usłyszeli oryginalne tybetańskie dźwięki np. skrzypienie obracających się na wietrze młynków modlitewnych i Dungchen - wielkie tybetańskie rogi anonsujące porę modlitwy w klasztorach.

- Chińska tradycja muzyczna stworzona jest na innych fundamentach niż nasze. Najczęściej jest to muzyka monofoniczna, jednogłosowa, co znaczy, że muzycy jednego zespołu czy orkiestry, grają tę samą lub prawie taką samą melodię - przyznaje Marcin Stańczyk. - Czasem pojawiają się dwa głosy równolegle, ale pojęcie harmonii, w naszym europejskim rozumieniu, które obejmuje reguły łączenia głosów zgodnie z naszym systemem tonalnym, tam nie funkcjonuje. Muzyka chińska opiera się na różnych skalach, modi, najczęściej skali pentatonicznej. Pojęcia harmonia Chińczycy używają w dużo bardziej otwarty sposób, jako pewnej relacji, zgodności wszystkich elementów dzieła muzycznego w stosunku do prezentowanej idei. Poza tym dla przeciętnego słuchacza w Europie muzyka chińska nie rozwija się, nie ma podstawowego w Europie myślenia procesem, że ma ona gdzieś dążyć, budować lub rozładowywać napięcia energetyczne, czyli emocje.

Ważnym punktem były warsztaty z Forbidden City Chamber Orchestra, która wykona przyszłe utwory europejskich kompozytorów. Obejmowały one technikę i ekspresyjne możliwości chińskich instrumentów smyczkowych (takich jak ehu, gaohu, zhonghu, banhu), szarpanych (guzheng, yangqin, ruan, sanxian), dętych (dizi, bawu, xiao, hulusi, suona, sheng) i perkusyjnych (różnego rodzaju gongów, talerzy i dzwonów).

- Skupiałem się na doświadczaniu różnych gatunków i różnej ekspresji muzyki prezentowanej w prowincjach i regionach - mówi Stańczyk. - Kilka instrumentów mnie zafascynowało, skojarzyło mi się z tematem, który kiedyś próbowałem podjąć w utworze zamówionym w 2011 przez łódzki Teatr Wielki na inaugurację Łódzkich Spotkań Baletowych.

Kiedy można spodziewać się pierwszych efektów wizyty?

- Mam wiele przemyśleń spisanych w pośpiechu w podróży, ale też szereg wcześniejszych zobowiązań - przyznaje Marcin Stańczyk. - Piszę kolejny utwór dla Musikfabrik i trębacza Marco Blaauwa na zamówienie krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum, przygotowują instalację w ramach łódzkiej prezentacji na Europejskiej Stolicy Kultury 2016 we Wrocławiu. Po nich przyjdzie czas na pracę chińskimi zobowiązaniami. Chińczycy zamówili dwa utwory: na orkiestrę kameralną i na jedną z siedmiu wielkich orkiestrę symfonicznych. Nie wiem, na którą z nich się zdecyduję.

Marcin Stańczyk

Urodził się w Łęczycy, mieszka w Łodzi, komponuje na całym świecie, a jego muzyka wykonywana jest od USA po Chiny i Japonię.

Marcin Stańczyk (rocznik 1977), ukończył prawo na Uniwersytecie Łódzkim, teorię muzyki i kompozycję w Akademii Muzycznej w Łodzi. Studiował podyplomowo w Accademia Nazionale di Santa Cecilia w Rzymie w ramach kursu mistrzowskiego u Ivana Fedele. Uczestniczył w stażach i kursach w IRCAM przy Centrum Pompidou w Paryżu. Brał też udział w warsztatach Voix Nouvelles i Kursach Nowej Muzyki w Darmstadt. Był stypendystą miasta Paryża, Instytutu Francuskiego, rządu Włoskiego i marszałka województwa łódzkiego. Pisał utwory dla Biennale w Wenecji, niemieckiego zespołu MusikFabrik z Kolonii, Sinfonii Varsovii, Bang on a Can All Stars. Dwukrotnie (w latach 2013 i 2015) nominowany był do najbardziej prestiżowej polskiej nagrody muzycznej, Koryfeusza Muzyki Polskiej.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 23-29 maja 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki