Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uniwersytet Medyczny remontuje Collegium Anatomicum

Maciej Kałach
Uniwersytet Medyczny zapowiedział remont budynku Collegium Anatomicum. Budynek przy ul. Narutowicza 60 pierwotnie był przytułkiem dla starców i kalek. Uczelnia przeznaczy na remont 2,3 mln zł, a 85 proc. tej kwoty udało się pozyskać z funduszy Unii Europejskiej.

Zebrane środki wystarczą na nowe okna oraz poprawę systemu ogrzewania. Remont Collegium Anatomicum ma rozpocząć się wiosną, a zakończyć jeszcze przed końcem tego roku.

Gest fabrykantów dla najsłabszych łodzian

- Przytułek przyjął pierwszych pensjonariuszy w styczniu 1897 roku, dość szybko, bo już w trzy lata po wydaniu pozwolenia na prowadzenie prac budowlanych - mówi dr inż. arch. Magdalena Bednarkiewicz. Adiunkt z Politechniki Łódzkiej, autorka obszernej publikacji o gmachu z ul. Narutowicza 60, którą wykonała dla Uniwersytetu Medycznego.

Rozpoczęcie inwestycji było zasługą Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności. Jego statut, zatwierdzony przez cara Aleksandra III, opracowano w 1885 roku, jednak do pierwszego spotkania nazwanej tak później organizacji doszło już w 1879 roku z inicjatywy Juliusza Heinzla, łódzkiego przemysłowca.

Dobroczyńcy zdobyli działkę przy ówczesnej ul. Dzielnej, co przez wzgląd na bliskość Rynku Targowego - prestiżowego placu (czyli obecnego placu Dąbrowskiego) było sporym sukcesem. W zamian za jej bezpłatne otrzymanie towarzystwo zobowiązało się zbudować przytułek, a potem szpital w głębi działki- zaś w razie nie spełnienia tych warunków działka wraz z zabudowaniami miałaby wrócić do magistratu.

Wyzwaniu udało się podołać m.in. dzięki Karolowi Jonscherowi, czyli lekarzowi Karola Scheiblera i jego rodziny. Działający wśród darczyńców medyk zdołał namówić łódzkich fabrykantów do sfinansowania inwestycji - podobnie jak w przypadku pierwszego szpitala dla robotników, który obecnie nosi imię Jonschera, "Kochanówki" oraz szpitala pediatrycznego im. Anny Marii (czyli dzisiejszego "Korczaka").

Łódzkie Chrześcijańskie Towarzystwo Dobroczynności jeszcze przed uruchomieniem przytułku przy ul. Dzielnej wynajmowało dom przy obecnej ul. Jaracza na potrzeby kalek i sierot. Jednak potrzebujących w szybko rozwijającym się mieście było tak wielu, że bez nowej inwestycji Łódź nie mogła się obejść.

- W skrajnych, ale nie tak rzadkich przypadkach, rodziny po prostu pozostawiały swoich chorych na dworcu, pozbywając się kłopotu - opowiada dr Bednarkiewicz. - Nowy przytułek szybko przepełnił się. Budynek był przewidziany na 120 pensjonariuszy, jednak zwykle przebywało ich tam dwukrotnie więcej.

Miłosierdzie jest rzeczą świętą

Czterokondygnacyjny przytułek zaprojektował architekt miejski Franciszek Chełmiński (zięć architekta Hilarego Majewskiego) w popularnym pod koniec XIX wieku stylu arkadowym (Rundbogenstil), który nawiązywał do stylu romańskiego - stąd dominujące poziome linie, fryz arkadowy czy podwójne okna zamknięte łukami.

Plan budynku przypominał literę "E", a w środku można było znaleźć m.in. salę do obrządku pogrzebowego, jadalnię z kuchnią, pokój kąpielowy, pralnie, salę konferencyjną, toalety na każdej kondygnacji oraz dwie kaplice na piętrach od strony podwórka - dla katolików i ewangelików.

- Wystrój sal dla pensjonariuszy, umieszczonych na piętrach, był skromny i pozbawiony zdobień. Charakterystyczne elewacje zaprojektował Chełmiński w połączeniu cegły i otynkowanych partii ściany. Projektant uszanował to, że żyli oni w warunkach ubóstwa i nie chciał drażnić chorych przepychem - mówi dr Magdalena Bednarkiewicz.

Budowę zwieńczył napis, umocowany między drugim a trzecim piętrem: zamiast zaplanowanej wcześniej informacji w języku rosyjskim "Przytułek dla biednych", pojawiła się tam łacińska sentencja "Res sacra miser", co można tłumaczyć jako "Miłosierdzie jest rzeczą świętą".

Inwestycja ŁChTD przy ul. Dzielnej nie ograniczyła się tylko do przytułku. Zgodnie z umową z magistratem w głębi działki wybudowano bowiem oficynę, w której działał szpital położniczy "Św. Elżbiety". Pacjenci mogli przebywać w ogrodzie, którego szczególną ozdobą była rzeźba anioła. Nie przetrwała ona drugiej wojny światowej, do której przytułek ze szpitalem pełniły wyznaczone jeszcze przez Heinzla, Jonschera i innych dobroczyńców zadania pomocy najsłabszym.

Tajemnicze muzeum anatomii

W 1948 roku budynek przejął Uniwersytet Łódzki - na potrzeby jego wydziałów kształcących lekarzy, które dwa lata potem wyłoniły się z UŁ i dały początek Akademii Medycznej (od 2002 roku po połączeniu z Wojskową Akademią Medyczną - Uniwersytet Medyczny w Łodzi).

Dzisiaj architekci są zgodni, że powojenne przebudowy przy ul. Narutowicza 60 nie dodały dawnemu przytułkowi uroku - chodzi m.in. o doprojektowanie auli i sali wykładowej, które zaburzyły wygląd elewacji i zakłóciły pierwotny plan gmachu oparty na literze "E". Po wojnie zniknęła też łacińska sentencja, ale Uniwersytet Medyczny stara się o obecnie o jej odtworzenie. Stanie się to, jeśli uczelnia zdobędzie pieniądze na kolejny etap remontu - odnowienie elewacji.

Dla łodzian interesujących się medycyną największą "atrakcją" Collegium Anatomicum stało się działające tam przy Zakład Anatomii Prawidłowej i Klinicznej Muzeum Anatomiczne. Aura tajemnicy towarzysząca tej jednostce Uniwersytetu Medycznego nie jest przypadkowa - muzeum to aż 370 preparatów: od ludzkich ciał umieszczonych w akwariach z formaliną przez płody do poszczególnych organów.

Muzeum służy głównie medykom, ale odwiedził je m.in. Wojciech Źródlak, kustosz w Oddziale Martyrologii Radogoszcz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.

- W latach 80. chciałem zweryfikować często powtarzaną plotkę o rzekomym ciele Waltera Pelzhausena, które miało stać się jednym z preparatów - opowiada Źródlak.

Pelzhausen był komendantem więzienia odpowiedzialnym za mord około 1500 osób tuż przed wejściem do Łodzi Armii Czerwonej. Hitlerowca powieszono w więzieniu przy ul. Sterlinga w 1948 roku.

- Opowieści o ciele Pelzhausena w muzeum anatomicznym to mit. Przyjrzałem się preparatowi mężczyzny i dla osób, które mają wiedzę, jak wyglądał ten zbrodniarz, jest jasne, że to nie on. Ale w archiwach IPN znajduje się pismo, zgodnie z którym ciało trafiło na uczelnię - mówi Źródlak.

W piśmie prokurator informuje naczelnika więzienia przy ul. Sterlinga, że zwłoki straconego należy przekazać do Zakładu Anatomii Opisowej Uniwersytetu Łódzkiego przy ul. Narutowicza 60 - "do depozycji profesora Michalskiego".

Wśród preparatów krążyli także artyści. W latach 1988-1989 Muzeum Eksponatów Anatomicznych odwiedzał Konrad Kuszyn - jako student obecnej Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi na swoich zdjęciach z serii Collegium Anatomicum wmontowywał własną twarz w martwe ciała.

Ekspozycji nie można tak po prostu "zwiedzić" - poza studentami i pracownikami UM preparaty oglądają np. zorganizowane grupy licealistów ze szkół współpracujących z uczelnią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki