Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Łodzi bawiono się hucznie. Bale organizowały wszystkie grupy społeczne

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Łodzianie zawsze z niecierpliwością czekali na karnawał. W tym okresie często chodzili na różne zabawy i bale. Czasem spotykali się w towarzystwie znajomych. W Łodzi poszczególne grupy społeczne zawsze bawiły się w swoim gronie.

Pierwszy karnawałowy bal w 1874 roku zorganizowano w sali teatralnej Fryderyka Sellina przy dzisiejszej ul. Legionów. Do tańca grała Orkiestra Miejska pod dyrekcją Roberta Orzechowskiego. Bawili się tam lekarze, prawnicy, urzędnicy, nauczyciele, czyli łódzka inteligencja.

- Uprasza się najuprzejmiej, ażeby szanowne panie i panowie byli w maskach - takie ogłoszenie przed rozpoczęciem tego balu ukazało się w jednej z łódzkich gazet. - Pan Vogel wypożycza domina damskie i przyjmuje obstalunki na takowe na osiem dni przed balem. Kostiumy męskie można dostać u p. Selin.

Każda grupa w swoim gronie

Niemcy mieszkający w Łodzi chodzili na bale organizowane w Paradyżu przy Piotrkowskiej 175 lub przygotowywane przez Towarzystwo Śpiewacze Miejskie albo Dom Zgromadzenia Majstrów Tkackich przy Piotrkowskiej 100. Tradycją były bale karnawałowe organizowane dla łódzkiego mieszczaństwa. Odbywały się w sali koncertowej przy ul. Dzielnej 18 (dziś ul. Narutowicza). Zbudował ją w 1886 roku Ignacy Vogel. Chętnie organizowano maskarady, na których wszyscy pojawiali się w maskach. Łódzcy kupcy, kantorowicze, subiekci często zabierali na takie bale nie wytworne panie z tzw. towarzystwa, ale bony, modystki, a nawet pokojówki. Bale w filharmonii, nazywane „koncertówkami” nie cieszyły się dobrą opinią.

- Wstęp otwarty jest dla wszystkich, bez różnicy stanu, narodowości i stroju - narzekał jeden z dziennikarzy. - W jednej z piętrowych lóż grała hałaśliwa orkiestra. W sąsiedniej salce płyną strumienie wódki i piwa, w lożach piętrowych gruchają zakochane pary. Na dole, na olbrzymiej sali wre ochoczy taniec, orkiestra rżnie marsza, kilkadziesiąt odważnych par, bez ładu i porządku, sunie po olbrzymiej sali, huczą okrzyki, grzmi tupanie i szeleszczą suknie, zmęczone piersi tancerek falują, twarze płoną, oczy błyszczą.

Poszczególne grupy społeczne bawiły się w swoim gronie. Jak wyjaśnia w książce „Minionych zabaw czar, czyli czas wolny i rozrywka w dawnej Łodzi” Wacław Pawlak podziałów tych przestrzegano rygorystycznie. Najbogatsi bawili się we własnym gronie, by nie drażnić bogactwem robotników. Fabrykanci urządzali bale w swoich willach i pałacach. Panie pojawiały się na nich w eleganckich sukniach, panowie we frakach i cylindrach. Na tych wystawnych balach podawano zwykle dwie kolacje. O północy była to gorąca, angielska kolacja. Na ranem francuska, zimna.

- Z niemałym nakładem starań i pieniędzy urządza się wielkie bale karnawałowe u wielkich przemysłowców tutejszych - pisano w „Łodzi Współczesnej”. - Przepych toalet współzawodniczy wówczas ze zdumiewającą okazałością przyjęć we wspaniale przystrojonych salonach.

Pawlak pisze, że czasem takie bale kończyły się groteskowo. Kiedy na sali nie było już nikogo oprócz służby, orkiestry, pijanego fabrykanta, głównego organizatora nazywanego „prezesem”, na jego żądanie zmieniano miejsce zabawy. Wszyscy przenosili się do kuchni. Przesuwano tam fortepian. Orkiestra siadała na stole i zabawa zaczynała się na nowo. Pijany „prezes” tańczył ze sprzątaczkami, pomywaczkami i dalej bawił się znakomicie. Kiedy kończyło się jedzenie i picie, fabrykant nie tracił fasonu. - Ty Kaśka, dziś jesteś wesoła, to masz 100 rubli - mówił wręczając banknot pomywaczce.

Bywało, że zabawa kończyła się skandalem. - Na tej samej zabawie zgrabna „maseczka” ściągnęła jednemu z kupców portfel ze sporą zawartością gotówką - czytamy w łódzkim „Rozwoju”.

Pawlak podaje anegdotę związaną z balem w „koncertówce”. Po jego zakończeniu pewna dama zapytała swoją pokojówkę dlaczego nie może usiąść.

- A to, proszę pani, wymknęłam się wczoraj na maskaradę zaraz po pani - odpowiedziała pokojówka. - W czasie zabawy panowie tak mnie podszczypywali, że siedzieć nie mogę...

Zgorszona dama spojrzała z pogardą na pokojówkę. Wróciła do salonu. Chciała usiąść, ale nie mogła...

Pola Negri odwiedziła Łódź

Kameralne zabawy organizowało Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia”. W sali przy ul. Piotrkowskiej 108 bawiła się inteligencja, rzemieślnicy i kupcy.

- Na zabawie w „Lutni” zebrało się około 200 osób - tak jeden z balów opisywał „Rozwój”. - O dziesiątej wieczorem zasiedli oni do wspólnej kolacji. Uprzyjemniały ją produkcje artystyczne amatorów. Śpiewał chór „lutnistów”. Wykonał m. in. kantatę Dworzaka. Po kolacji rozpoczęły się tańce, które trwały do białego rana. Zabawę cechował prawdziwy rodzinny nastrój.

W „Lutni” organizowano też karnawałowe bale maskowe. Chwalono je nie tylko za przyjemną atmosferę, ale też piękny, estetyczny wystrój wnętrz. Raz czytelnię „Lutni” i sąsiadującą z nią alkowę przekształcono w oświetlone groty. Sala prób stała się ogrodem przyozdobionym dekoracjami wypożyczonymi z Teatru Polskiego. Na schodach urządzono „Karczmę pod kogutkiem”. Ustawiono słomiany dach. Pod nim oferowano miód i piwo.

W dawnej Łodzi lubiono urządzać maskowe bale. Jeden z nich zorganizowano w Teatrze Wielkim przy ul. Konstan-tynowskiej 14 (Legionów). Dochód z niego miał zasilić Pogotowie Ratunkowe. Na tym balu bawiło się kilka tysięcy łodzian.

- Panie musiały być zamaskowane, a panów obowiązywały fraki i kostiumy - pisał w książce Wacław Pawlak. - A gazety uprzedzały, że podczas tego balu nie można się demaskować.

Komitet opiekuńczy Szkoły Rzemiosł przy ul. Wodnej zorganizował w karnawale bal pod hasłem „Na plaży”. Bawiło się na nim kilkaset osób. Sala balowa przypominała wyglądem morskie wybrzeże. Była na niej ustawiona latarnia morska, z okienkiem migającym kolorowymi światełkami. Goście przybyli zaś na bal w kąpielowych kostiumach. Nie były to takie kostiumy jakich dziś używamy. Panie założyły białe lub kolorowe sukienki, a panowie białe, letnie ubrania. Choć jak donosiły gazety, niektórzy z tych ostatnich nie do końca zrozumieli intencje organizatorów balu. Pojawili się w „nader swobodnych strojach”.

Bale organizowało też na początku XX wieku Chrześcijańskie Towarzystwo Dobroczynności. Dochód z nich przeznaczano na ochronki dla dzieci. Największą atrakcją tego balu było pokazanie tzw. żywych portretów, czyli postaci historycznych i powieściowych. Mogły tu wykazać się żony fabrykantów. Na przykład w rolę Gryzeldy Batorówny wcieliła się baronowa Juliuszowa Heinzlowa. Dora Gayer była Kleopatrą, doktorowa Grelińska, Klarą z „Grzechów babuni”. Pojawili się też Fryderyk Chopin, Michał Wołodyjowski i Onufry Zagłoba.

Bawiono się także w szpitalu dla umysłowo chorych w Kochanówce. Relacje z tej zabawy przekazywał „Rozwój”.

- W szpitalu dla psychicznie chorych odbyły się w zasadzie dwa bale - pisał „Rozwój”. - Jeden dla służby szpitalnej, drugi dla pensjonariuszy. Zabawę zaszczycił swoją obecnością współtwórca szpitala dr Karol Jonscher. W pomysłowo postrojonej sali zebrało się około 70 osób. Pensjonariusze przebrani byli w ludowe stroje. Zabawę urozmaicały „żywe obrazy” oraz śpiewy solowe i chóralne.

Czas Rewolucji 1905 roku sprawił, że przez rok czy dwa w mieście nie organizowano hucznych balów. Łodzianie szybko powrócili jednak do tradycji. W czasie I wojny światowej panowała bieda, więc bale nie były tak huczne, jak kilka lat wcześniej. Na przykład w 1915 roku w kawiarni hotelu Savoy zebrani podziwiali występy kabaretu Bi-Ba-Bo. Na jednym z takich wojennych balów wystąpiła nawet słynna Pola Negri, znana już z roli w filmie „Niewolnica zmysłów”. Aktorka pojawiła się na imprezie zorganizowanej w łódzkiej Sali Koncertowej. Jak pisze w książce Wacław Pawlak, Pola Negri wykonała na scenie tańce wschodnie wywołując entuzjazm zgromadzonych na widowni panów. Apolonia Chałupiec tańczyła w rytm muzyki granej przez orkiestrę pod dyrekcją Andy Kitsch-mana.

Bale i zabawy karnawałowe organizowano też w okresie międzywojennym. Na przykład pod koniec lat 20. karnawał rozpoczynano koncertem mistrzowskim w łódzkiej Filharmonii. - Wypełnił go kwartet drezdeński - pisała ówczesna prasa. Więcej spektakli grały również łódzkie teatry.

- Łódzka Melpomena będzie hasać na dwóch scenach: w Mirażu i Lunie, gdzie w najbliższych czasie ma powstać teatrzyk a’la „Qui-pro-quo” - zapowiadano. - W restauracjach czynione są ostatnie gorączkowe przygotowania do godnego przywitania zbliżającego się sezonu. Łódź będzie bawiła się tej zimy bardzo wesoło. Powstanie nowych lokali rozrywkowych jest symbolem współczesnego życia. Minęły już czasy, gdy człowiek męczony całodzienna pracą, wracał wieczorem do domu, gdzie jedyną rozrywką były sensacje żony dotyczące kradzieży bali czy też kłótni z dozorcą o klucz do strychu. W najlepszym razie było jeszcze pianino, na którym ukochana córeczka wygrywała etiudy lub rozmowa z gośćmi, którzy przyszli na polityczne pogawędki. Z dawnego życia rodzinne pozostały słabe ślady. Dziś w domu już nikt się nie bawi. Herbatki towarzyskie, bale w czterech ścianach szarego pokoju przeszły do archiwum obyczajowego. Kino, teatr, kawiarnia, music - hall, dancing to teren dzisiejszych zabaw.

Znaleźć żonę w karnawale

Kilka lat później, w 1934 roku twierdzono, że hasło tamtego karnawału w Łodzi brzmi: Jak najtaniej i mimo tego jak najszczerzej. Jednocześnie informowano, że sezon zabaw zaczął się nie tylko w tzw. strefach towarzyskich. Bawili się też ludzie na przedmieściach.

- Z knajpek na bocznych uliczkach, gdy tylko otworzą się drzwi, dochodzą głosy szerszej niż zazwyczaj publiczności, a muzyka - głośnik radiowy czy jakaś harmonia z gitarą - gra częściej i rzetelniej - pisała łódzka prasa. - Sala filharmonii jest już zamówiona na wiele dni. Tegoroczne maskarady zapowiadają się nieźle. Sale tańca, czyli mniejsze pomieszczenia, gdzie zabawy organizują związki i inne organizacje, też szykują się do sezonu. Nowością tegorocznego karnawału będą zabawy składkowe, gdzie grono znajomych organizuje je w jednym z mieszkań znajomych lub przyjaciół. Kilka pań zajmuje się stroną kulinarną, panowie zapewniają trunki. Budżet takiej zabawy jest z góry ustalony. Składka wynosiła najwyżej 5 zł.

W 1928 roku karnawał w łódzkim Grand Hotelu rozpoczął się zabawą, na której do tańca grała orkiestra Jerzego Petersburskiego, kompozytor m.in. „Tanga milonga” i innych przedwojennych szlagierów, jak choćby „Odrobinę szczęścia w miłości”, „Ta ostatnia niedziela”, „Błękitna chusteczka”. W gazetach pojawiały się ogłoszenia zapraszające do różnych łódzkich szkół tańca. Prof. Zaborowski zawiadamiał, że po powrocie do zdrowia rozpoczął osobiście wykłady. Nauka tańca zaczynała się 1 lutego, a szkoła swą siedzibę miała przy ul. Narutowicza 31. Teatr Bomba zapraszał na czwarte, ostatnie przedstawienie karnawałowe. Jego gwiazdą był Tadeusz Faliszewski, którego reklamowano jako króla płyt gramofonowych.

Czas karnawału był znakomitą okazją, by znaleźć żonę lub męża. Choć na przełomie lat 20. i 30. narzekano, że...łodzianie nie chcą się żenić. Jeden ze znanych swatów miał narzekać, że interesy idą bardzo słabo. Żalił się zwłaszcza na panów, którzy nie chcą stawać na ślubnym kobiercu.

- A nawet, gdy chcą to nie mogą trafić na odpowiednią kobietę - tłumaczył swat. - Nie mogą się dopasować. Oczywiście chodzi o posag. Jak on ma pieniądze to ona nie ma. A jak ona ma to on nie... Zresztą jak mężczyzna ma pieniądze to po co mu się żenić? Żeby jeszcze jeden kłopot więcej mieć na głowie? Jak się trafia bogata kobieta to chce bogatego męża. Złoto do złota... Po co ma wziąć biednego, by stracił jej pieniądze? Choć owszem, czasem do ślubu doprowadzę. Tyle, że przed ślubem każdy teść bogaty. A gdy przychodzi na stół pieniądze położyć to kładzie same weksle. Wszystkiemu wtedy winien swat i prowizję diabli biorą...

O tym, że karnawał dobiega końca świadczyły ogłoszenia w gazetach. Oferowano w nich prawie nowe smokingi po 150 złotych.

Bawiła się też młodzież pochodząca z robotniczych rodzin. Dziewczęta mające 15-16 lat spędzały karnawałowy czas w swoim gronie.

- Dziewczęta szukały przyjaźni wśród rówieśnic - mówiła Zofia Zakrzewska, łódzka włókniarka, która swoje wspomnienia wysłała na konkurs dotyczący robotniczego folkloru, który w latach 70. zorganizował Urząd Miasta w Łodzi. - Gromadziły się w rodzinnych domach. Tam się zabawiały, śpiewały, tańczyły, grały w różne gry. Na przykład w loteryjkę, domino. Opowiadały sobie przedziwne historie. Było z nich wiele śmiechu. Często schodziły się, by robić różne robótki, ucząc się jednocześnie jedna od drugiej.

Starsze dziewczyny czas spędzały w towarzystwie chłopaków.

W czasie karnawału organizowano prywatki. - Urządzało się potańcówki przy gramofonach lub zbierano fanty - wspominała przed laty Grażyna Gużyńska, łódzka robotnica. - Przy fantach wybierano sędziów, którzy nakazywali wykonywać różne czynności tym, do których należał fant. Na przykład trzeba było pocałować chłopaka...

Fanty były jedną z najpopularniejszych zabaw łódzkiej młodzieży. Podobnie jak różne zgaduj - zgadule czy tzw. flirt towarzyski.

- Na kartkach drukowano pytania i odpowiedzi - wspominała Zofia Zakrzewska. - Do wyboru było zawsze kilka odpowiedzi - miłe, niemiłe, złośliwe, śmieszne. Przy tej zabawie nie raz chłopak wyznał dziewczynie miłość.

Zakrzewska nie pochodziła z bogatej rodziny. Ale w karnawale zapraszała ją do siebie koleżanka z kamienicy, która uczyła się w gimnazjum.

- Przychodziły do niej koleżanki, które chodziły do renomowanych gimnazjów - pisała we wspomnieniach pani Zofia. - Obok zabaw był wtedy też poczęstunek. Zaraz po I wojnie światowej w Łodzi panowała bieda więc i poczęstunek był skromny. Podawano na przykład placki ziemniaczane lub zalewajkę. Jeszcze dziś pamiętam smak tamtych uczt. Wszystko nam smakowało...

Dziewczyny marzyły, by kiedyś pójść na prawdziwy bal.

Po wojnie też organizowano bale karnawałowe. W PRL w karnawale bawiono się w zakładowych świetlicach, czasem klubach sportowych. Zdzisława Kotynia, zbliżająca się do 80., emerytowana pracownica biurowa, opowiada, że w latach 70. bawiła się często z nieżyjącym już mężem na balu karnawałowym organizowanych w salach jednego z pracowniczych ogródków działkowych.

- Zbierali się tam niemal samo znajomi - dodaje. - Sami szykowaliśmy wcześniej jedzenie, wynajmowaliśmy orkiestrę. Była super zabawa do samego rana.

Pani Zdzisława zapamiętała jeszcze jeden bal z lat 80. Mąż dostał zaproszenie na bal w warszawskim Pałacu Kultury. Pamięta, że stoliki stały na takim podwyższeniu, w dole była sala, na której tańczono.

- Przyjechali ludzie z całej Polski, było bardzo elegancko - dodaje pani Zdzisława. - Mąż dostał zaproszenie na ten bal z pracy. I traktował to jako wielkie wyróżnienie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki