Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W plamy na skórze uderzają laserem

Joanna Barczykowska
W plamy na skórze uderzają laserem
W plamy na skórze uderzają laserem Jakub Pokora
Ania po wakacjach idzie do szkoły. Jest zdolna, dlatego z nauką na pewno sobie poradzi. Problemem są tylko duże czerwone plamy na jej lewym policzku i to jak zareagują na nie rówieśnicy.

Ania jest uśmiechniętą dziewczynką, ale nie ma zbyt wielu koleżanek. Dzieci z przedszkola nie rozumiały, że Ania nie jest chora, tylko urodziła się z dużym naczyniakiem płaskim, który oszpecił pół twarzy i ucho.

- Z takim problemem rodzi się od 1,5 do 2 proc. noworodków. Te dzieci często są skazane na wykluczenie społeczne, bo rówieśnicy nie potrafią zrozumieć, że ktoś jest inny. Dlatego tak ważne jest usunięcie naczyniaka, żeby dziecko mogło się prawidłowo rozwijać - tłumaczy prof. Andrzej Kaszuba, ordynator Oddziału Dermatologii i Wenerologii w szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi.

Łódzki szpital był pierwszym w Polsce, który wyspecjalizował się w usuwaniu naczyniaków specjalnym laserem pulsacyjno-barwnikowym. Zabieg jest bezbolesny, dlatego dermatolodzy stosują go już u kilkumiesięcznych maluchów.

- Im wcześniej usuniemy naczyniaka, tym lepiej, bo dziecko nie będzie musiało rozwijać się ze znamieniem. Potrafimy sobie poradzić nawet z dużymi malformacjami, które zajmują dużą część twarzy i ręki - mówi prof. Kaszuba. - Zabieg jest bezbolesny, bo ułamki sekund przed emisją promieni, w skórę wstrzykiwana jest specjalna substancja schładzająca.

Do łódzkiego szpitala przyjeżdżają pacjenci z całej Polski. Przez cztery lata lekarze usunęli naczyniaki u ponad 600 pacjentów. Najmłodszy miał półtora miesiąca. Ale ograniczenia wieku nie ma.

- Oddział dzieli się na część dla dzieci i dla dorosłych. Kiedyś nie było takich możliwości, dlatego ludzie żyli z naczyniakami przez wiele lat. Znamiona na twarzy przeszkadzają im jednak w pracy, dlatego chcą je usunąć. Dzięki laserowi potrafimy usuwać nawet bardzo duże malformacje. Nie wszystkie da się zlikwidować do końca, ale stają się dużo bledsze - mówi prof. Kaszuba.

Tak stało się w przypadku Ani. Buraczkowa malformacja na policzku dziewczynki stała się prawie niewidoczna. Ania nie musiała mieć narkozy, ani leżeć w szpitalu. Każda z sesji trwała dziesięć minut.

Wszystkie zabiegi wykonywane są na koszt NFZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki