Z drugiej strony może i z tą bezstrojnością to dobrze, bo pewnie podobnie jak Boże Narodzenie ubieramy w badziewnego krasnala z brodą galopującego w saniach zaprzężonych w renifery, tak i Wielkanoc ubieramy raczej w puszyste kurczaczki i króliki udające zające, zamiast w tradycyjnego baranka. No i nie da się ukryć, że za bardzo nie ma co (kogo) stroić. Łódź jest wieczną panną na wydaniu, ciągle czekającą na mitycznego zbawcę i księcia na białym koniu, która nie zauważyła, iż nic nie robienie znacząco odcisnęło się na jej urodzie. Do tego stopnia, że najlepsze nawet stroje nie pomogą. Pozostają sumienna pielęgnacja lub drastyczna operacja plastyczna. W każdym razie jakikolwiek plan (nie mylić z pustosłowną strategią) oraz duża konsekwencja, zacięcie i serce dla jego wprowadzenia. Słońce choć pomaga zazielenić się i doda barwom soczystości, jednocześnie mocniej oświetla wszelkie nieczystości, braki i fuszerki. Na razie Łódź wita nowe remontem jedynej ulicy, która była wyremontowana, wielką dziurą w swych trzewiach, z której wyziera coraz więcej lęku, że nie uda się jej zagospodarować tak, by miasto naprawdę się zmieniło oraz nieustannymi opowieściami, jak to nowa sukienka, w kształcie tunelu, mostu czy czegoś na zwykłym poziomie odmieni jej oblicze. To jedyne, co pozostało w Łodzi z naiwnej, świeżej panny: wiara, że rzeczywistość zmieni się od jednego dotknięcia, magicznego wydarzenia. Ekstatyczne rzucanie się od jednej myśli do drugiej, koncentrowanie się na promocji i sprzedaży więdnącej urody miast rzetelnej pracy, przyniosą tylko jedno na pewno. Wielką noc nad Łodzią. I głuchą.
Dariusz Pawłowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?