Wielu łodzian bardziej docenia znów dostępne przyjemności. Justyna Tomaszewska, przewodniczka po Łodzi i rzeczniczka prasowa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana (na zdjęciu z lewej) przed pandemią raz na miesiące starała się wyruszyć na kilkudniowy zagraniczny city-break. To nadwało rytm jej życiu. W czasie całej pandemii udało się jej wyjechać tylko raz.
Ale tej wiosny zdążyła już być w Barcelonie i w Berlinie. Teraz planuje kolejne wyjazdy, nie boi się obostrzeń i utraty biletów. - Już się czuję przypływ wielki nadziei i radości, że wraca normalność – mówi. Lubię podróżować po miastach i podglądać jak ludzie tam żyją i spędzają czas. Marzyć, że tak kiedyś będzie w Łodzi. Odpoczywam psychicznie, a przy okazji łapię trochę słońca – wylicza.
Optymizm czuje też zawodowo. Tuż przed pandemią, w lutym 2020 r. Tomaszewska założyła własną firmę przewodnicką Just Lodz. Był to najgorszy możliwy termin i przeżyła ciężkie chwile. Tej wiosny jednak w Łodzi znów są turyści - Od dwóch tygodni mam bardzo dużo zapytań o wycieczki, zarówno od indywidualnych turystów jak i od grup. Widać, że życie wraca - mówi przewodniczka.
W innych branżach optymizm jest umiarkowany. Remigiusz Mielczarek, łódzki muzyk i konferansjer festiwalu Summer Dying Loud w Aleksandrowie Łódzkim w tym roku znów ma poprowadzić trzydniowy festiwal muzyki ciężkiej. To impreza przełożona jeszcze z 2020 r. Bilety zachowały ważność, ale nie wszyscy wykonawcy przetrwali. - Na przykład zespół Anathema z Liverpoolu rozleciał się, bo muzycy utrzymywali się z koncertów – mówi Mielczarek. - Branża bardzo ucierpiała, nie tylko muzycy, ale też specjaliści od nagłośnienia i menedżerowie, bo to muzyka niszowa. Ale nie ma wyjścia. Albo nastąpi odrodzenie sceny albo jej śmierć. Trzeciej drogi nie ma. Wierzę, że się odrodzi, bo wielu ludzi na świecie lubi taką muzykę – ocenia.
Mieszane uczucia ma też branża gastronomiczna. Izabella Borowska, organizatorka festiwali kulinarnych pod marką Jemy w Łodzi (na zdjęciu) dostrzega problemy. - Gdy skończyła się pandemia, zaczęła się wojna i ludzie przestali chodzić po knajpach. Za granicą ludzie umierają, trudno jest w tej sytuacji spędzać czas w restauracji - ocenia Jak dodaje nie pomaga też inflacja i konieczność podnoszenia cen w menu.
CZYTAJ DALEJ>>>>
.
Michał Sobolewski, właściciel dwóch lokali pod marką Owoce i Warzywa tuż przed pandemią rozpoczął tworzenie nowego lokalu przy ul. Piotrkowskiej 217. Nie przeraził się i mimo pandemii budował go dalej. Teraz zrobił remont w starej kawiarni przy ul. Traugutta, choć w ogrzewanym gazem lokalu rachunki bardzo w nim wzrosły. - Staram się patrzeć długofalowo. Już się wydarzyło tyle złych rzeczy, trudno sobie wyobrazić, że będzie gorzej. Po czasach ciemnych przychodzą czasy jasne – mówi. Jak dodaje stara się dbać o jakość. -Jeśli ludzie będą wydawać pieniądze rzadziej, to na rzeczy, które są tego warte- mówi.
CZYTAJ DALEJ>>>>
.
Tomarz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi (na zdjęciu), nie wierzy w koniec pandemii, ale ma pewne powody do optymizmu. - Mimo poluzowania wszystkich obostrzeń chorych na COVID-19 jest teraz relatywnie mało. Nie mamy pogorszenia sytuacji, a tego się obawialiśmy – przyznaje Karauda.
Jego zdaniem mamy chwilę oddechu od pandemii, ale nie wiadomo, co będzie jesienią. Dlatego tym bardziej powinniśmy się cieszyć. - Przez pandemię i wojnę nauczyliśmy się, że dobrze nam znany świat możemy stracić w mgnieniu oka. Wszystko dziś mówi nam: doceń to, co masz i bliskich będących przy tobie, bo nic nie jest nam dane na zawsze – zauważa Tomasz Karauda.
CZYTAJ DALEJ>>>>
.