Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki jubileusz pierwszej łódzkiej szkoły zawodowej, która ma już 150 lat!

Anna Gronczewska
Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Łodzi
Niedawno obchodzili jubileusz 150-lecia. Są najstarszą szkołą w Łodzi. Z dumą reprezentują miasto w Stowarzyszeniu Najstarszych Szkół, choć łódzki „włókiennik” ze swoją 150-letnią historią jest... jednym z najmłodszych. Ale absolwenci i obecni uczniowie szkoły z ul. Żeromskiego 115 są z niej dumni.

Historia łódzkiego „włókiennika” zaczęła się w 1869 roku. Wtedy władze carskie zadecydowały o otwarciu Łódzkiej Szkoły Rękodzielniczo-Przemysłowej. O utworzenie takie szkoły od wielu lat zabiegali łódzcy fabrykanci. Potrzebowali bowiem wykwalifikowanej kadry do swych fabryk.

- Takiej szkoły potrzebowali łódzcy fabrykanci nie tylko dla swoich dzieci - twierdzi Teresa Łęcka, dyrektor Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego przy ul. Żeromskiego 115 w Łodzi. - Chcieli wykształconych robotników i to miała zapewnić im ta szkoła. Pracowała w niej kadra z przemysłu. Na miejscu były warsztaty. Jeszcze niedawno w magazynach znaleźliśmy między innymi wyprodukowane przez naszych uczniów ręczniki.

Zanim powstała szkoła przemysłowcy wybierali na majstrów i mistrzów najlepszych robotników. Nie mieli jednak odpowiedniego, czyli fachowego przygotowania. A Łódź stawała się jednym z największych ośrodków włókienniczych nie tylko na terenie Królestwa Polskiego. Należy jednak też pamiętać, że w tym czasie blisko 80 mieszkańców Łodzi stanowili analfabeci.

Swoją pierwszą siedzibę szkoła miała na Nowym Rynku, czyli przy dzisiejszym Placu Wolności. W jej dawnym budynku mieści się teraz Muzeum Archeologiczno-Etnograficzne. Program był oparty na wzorach słynnej niemieckiej szkoły w Chemitz, w której uczyli się synowie łódzkich fabrykantów. W szkole nauczano po rosyjsku. Kadrę nauczycielską stanowili Rosjanie lub Niemcy.

W 1891 rosyjskie władze zreformowały szkołę, spełniając tym samym postulaty przemysłowców z Łodzi. Chcieli, żeby większą uwagę nauczycieli poświęcali nauce zawodu. Jednocześnie Łódzka Szkoła Rękodzielniczo-Przemysłowa zmieniła swoją siedzibę. Potrzebę wykształcenia większej liczby kadr dla przemysłu rozumiał łódzki magistrat. Podarował szkole 2,5-hektarowy plac. Znajdował się przy ul. Pańskiej (dziś ul. Żeromskiego). Tam zaczęto budować nowy gmach szkoły. Pieniądze na ten cel przekazali Geyerowie i Poznańscy. Między 1901 i 1903 rokiem przy ul. Pańskiej zbudowano nowoczesny gmach szkolny. Znalazły się w nim pracownie fizyki, mechaniki, technologii chemicznej. Nie zabrakło pracowni przyrodniczej, kreślarskiej, a także laboratorium chemicznego służącego do poznawania tajników farbowania tkanin. Utworzono warsztaty mechaniczne, w których uczniowie uczyli się tkactwa i ślusarstwa. Absolwentami szkoły byli znani przemysłowcy: Stanisław Lorentz, R. Biederman, Juliusz Krusche, Maurycy Poznański, Leon Grohman czy Włodzimierz Fuks.

W 1905 roku uczniowie solidaryzując się ze strajkującymi robotnikami łódzkich fabryk ogłosili strajk i zażądali wprowadzenia nauki języka polskiego. Postulat ten został spełniony. W 1907 roku język polski pojawił się jako przedmiot nieobowiązkowy. Po wybuchu I wojny światowej władze rosyjskie przeniosły szkołę do Iwanowa-Wozniesieńska, znajdującego się na północny-wschód od Moskwy. Wywieźli tam szkolne wyposażenie i archiwum. Natomiast w budynku przy ul. Pańskiej w Łodzi utworzono szpital wojenny.

Po odzyskaniu niepodległości, już w 1918 roku podjęto starania, żeby znów utworzyć w Łodzi szkołę przemysłową. W ten sposób chciano się uniezależnić od fachowców z zagranicy. Zadanie zorganizowania takiej szkoły powierzono inżynierowi Adamowi Trojanowskiemu. Już w 1919 roku utworzono Państwową Szkołę Włókienniczą z wydziałem przędzalniczym, tkackim i farbiarsko-wykańczalniczym. Jej początki nie były proste. Budynek szkolny przy ul. Pańskiej zajmowały różne instytucje, osoby prywatne. Część majątku została wywieziona przez Rosjan, cześć zrabowana przez Niemców, a cześć przydzielona różnym urzędom. Brakowało nauczycieli. Dzięki staraniom dyrektora Adama Trojanowskiego udało się odzyskać 20-25 procent posiadania przedwojennego stanu szkoły. Potem został jeszcze zwiększony, a stało się to dzięki pomocy Izby Przemysłowo-Handlowej i Rady Opiekuńczej Szkoły. W 1930 roku odzyskano wszystkie pomieszczenia w budynku szkolnym. A 10 lat wcześniej, bo już w 1920 roku w szkole uruchomiono czwarty wydział, czyli mechaniczny, a kilka lat później - dziewiarski.

„W 1930 roku dzięki inicjatywie Stowarzyszenia Elektryków Polskich powstał wydział elektryczny” - można przeczytać w szkolnej kronice. - „Dzięki skutecznym działaniom dyrektora Adama Trojanowskiego i pracy dydaktycznej kadry nauczycielskiej Państwowa Szkoła Włókienniczej miała rangę świetniej średniej szkoły zawodowej”.

W 1936 roku polskie władze przeprowadziły jednak reformę oświaty, którą nazwano „reformą jędrzejewiczowską”. W łódzkiej szkole wydziały zastąpiły gimnazja. Zmieniono też jej nazwę. Stała się Państwową Szkołą Techniczno-Przemysłową.

„Zmiany te zostały nieprzychylnie przyjęte przez nauczycieli i uczniów, ponieważ uniemożliwiły absolwentom zdawanie na studia wyższe” - czytamy w szkolnej kronice. - „Poziom nauczania, mimo tych zmian, pozostał wysoki dzięki stałej rozbudowie warsztatów i laboratoriów, wysokiemu poziomowi pracy kadry nauczycielskiej.

Zauważano, że 40 zatrudnionych w szkole nauczycieli posiadało wykształcenie wyższe, legitymowało się dorobkiem naukowym i piśmienniczym oraz bogatym doświadczeniem.

Do tego grona należeli: dyrektorzy: A. Trojanowski i J. Kunstman, B. Gabler, S. Łatkiewicz, A. Nalepiński, J. Pasierbiński,L. Pfeifer, W. Solecki, F. Słuchocki, B. Moczulski, L. Temerson, W. Szczygielski, L. Stolarzewicz.

1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Okupacja były najtrudniejszym okresem w dziejach szkoły. Uruchomienie zajęć następowało stopniowo - od 25 września do 8 października 1939 roku. Odbywały się jedynie na parterze budynku głównego i w warsztatach. Na pierwszym i drugim piętrze Niemcy umieścili szpital polowy dla polskich jeńców. Na komisarza szkoły wyznaczyli pracownika warsztatów, pochodzenia niemieckiego, który miał nazistowskie poglądy.

„Za jego sprawą prześladowano i dyskryminowano polskich pracowników, wielu z nich wysiedlono lub aresztowano”: - czytamy w kronice szkoły. - „Stan zagrożenia i niepewności jutra spowodował, że wielu nauczycieli i uczniów opuszczało Łódź. Pod koniec roku stan klas zmniejszył się do 30 procent.

B. Gabler, który po wybuchu wojny pełnił obowiązki dyrektora szkoły, złożył rezygnację, tłumacząc się chorobą. Jego zastępca J. Weber otrzymał od władz okupacyjnych w grudniu 1939 roku decyzje o rozwiązaniu szkoły. Od 1940 roku Niemcy zorganizowali w tym miejscu trzy szkoły zawodowe, w których mogli się uczyć chłopcy narodowości niemieckiej. Wykorzystano do tego bazę naukowo-dydaktyczną przedwojennej Państwowej Szkoły Techniczno-Przemysłowej, która według niemieckich specjalistów odpowiadała poziomem szkole inżynierskiej.

„Wysoki przedwojenny poziom nauczania szkoły zadecydował o tym, że władze niemieckie nadały tytuły inżynierskie wszystkim przedwojennym absolwentom , którzy podpisali volkslistę” - napisano w kronice łódzkiej szkoły. - „W czasie okupacji niszczono jednak wszystko, co świadczyło o polskości placówki. Dzięki odwadze polskich nauczycieli uratowano znaczną część księgozbioru biblioteki, a przede wszystkim ukryto sztandar szkoły”.

Nauczyciele i uczniowie w tych najtragiczniejszych dla Polski latach walczyli na różnych frontach wojennych, w ruchu oporu, brali udział w tajnym nauczaniu, byli więźniami obozów koncentracyjnych , przebywali w niemieckich i sowieckich obozach jenieckich . Wielu z nich zamordowało NKWD w Katyniu i Charkowie.

W styczniu 1945 roku kilka bomb lotniczych spadło na teren szkoły. Zniszczony został budynek warsztatów mechanicznych. Ale po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej, zaczęła się zgłaszać młodzież, która chciała się uczyć w tej placówce. Pierwszy powojenny rok szkolny trwał od 4 marca do 31 lipca 1945 roku. W tym czasie uczyło się tam 460 uczniów. Zajęcia odbywały się w gimnazjach: Przędzalniczym, Tkackim, Farbiarsko-Wykańczalniczym, Dziewiarskim, Mechanicznym oraz w Liceum Elektrycznym. Zachowano przedwojenną strukturę i nazwę, czyli uczono się znów w Państwowej Szkole Techniczno-Przemysłowej. Obowiązywały przedwojenne programy nauczania. Stopniowo tworzono nowe licea: Mechaniczne, Włókiennicze i Chemiczne. Odbudowujący się przemysł polski potrzebował fachowców. Szkoła umożliwiała zdobycie atrakcyjnego zawodu. Do lat pięćdziesiątych była jedyną w Łodzi średnią szkołą przemysłową. Nic więc dziwnego, że stale się rozwijała. Działała w niej między innymi Szkoła Mistrzów i Zasadnicza Szkoła Włókiennicza, szkoły dla dorosłych i czynnych pracowników przemysłu włókienniczego, którzy nie posiadali wykształcenia zawodowego. W szkole uczyli się cudzoziemcy z Tunezji, Cypru, Boliwii, Korei Północnej, Omanu i Egiptu.

W okresie powojennym kilka razy placówka zmieniała nazwę. W 1951 roku na Technikum Przemysłu Włókienniczego Ministerstwa Przemysłu Lekkiego, a w 1957 na Technikum Włókiennicze nr 1. Od 1964 r. Technikum Włókiennicze nr 1 im. W. Tierieszkowej, Państwowa Szkoła Techniczna (policealna), Technikum Włókiennicze dla Pracujących i Technikum Włókiennicze Zaoczne stworzyły Zespół Szkół Zawodowych nr 3, a od 1976 do 1993 Zespół Szkól Włókienniczych nr 1. Stopniowo szkoła stała się placówką kształcenia wyłącznie włókienników (zlikwidowano m.in. wydział mechaniczny i elektryczny). W tym czasie zmieniała się również organizacja procesu nauczania. Na przykład w roku szkolnym 1948/1949 nie przyjmowano do pierwszych klas gimnazjum, bo powstawały licea zawodowe. W roku 1950/1951 licea zastąpiły 4-letnie technika, a od 1956 r. technika 5-letnie. W roku szkolnym 1967/68 naukę w TW nr 1 rozpoczęli pierwsi absolwenci ośmioletniej szkoły podstawowej. W pierwszych latach po wojnie wielu uczniów stanowili ludzie dorośli, którzy kończyli naukę rozpoczętą przed wojną lub rozpoczynali ją z opóźnieniem spowodowanym okupacją. Większość z nich pochodziła z Łodzi lub miast i wsi województwa łódzkiego. Szkoła miała własny internat. Do 1947 roku jej uczniami byli wyłącznie chłopcy. Pierwsze uczennice pojawiły się w roku szkolnym 1947/1948 i kształciły się w Liceum Chemicznym oraz na wydziałach włókienniczych...

Jedną z legend szkoły był woźny Jan Wielęborek. To on machając dzwonkiem informował o rozpoczęciu przerwy. Uczniowie bardzo go lubili. Był opiekuńczy, towarzyski.

- Jednocześnie wychowywał po swojemu uczniów - mówi dyrektor Teresa Łęcka. - Jak opowiadała jego córka, był prostym rolnikiem. Ale z tej prostoty wypływało wewnętrzne ciepło. Gonił uczniów po parku, krzyczał że palą papierosy. Denerwował się, gdy robiono mu psikusy, ale uczniowie go uwielbiali.

Jedną z legend szkoły był też na pewno Jan Stupak, który przez 17 lat był jej dyrektorem. I to w trudnych czasach, gdy myślano o likwidacji szkolnictwa zawodowego. Otworzył wtedy liceum, a także takie kierunki jak informatyka czy logistyka. A patronem szkoły został Karol Wojtyła.

- Jan Stupak był nerwowy, ale dziś te wszystkie uwagi wspomina się z sentymentem - twierdzi Jan Bołtuć, kierownik Szkolenia Zawodowego.

Jak wspominała w jubileuszowym wydawnictwie Eliza Sztengert, pracująca jako referent, dyrektor Stupak ubierał się na czarno. W jedwabną koszulę, marynarkę i czarne jeans. Uwielbiał piosenki Elvisa Presleya.

- Kiedy był w dobrym nastroju z jego gabinetu dobiegała muzyka - opowiadała Eliza Sztengert. - Na biurku siedział otrzymany od córki nauczycielki miś Stefan. Całe biurko było zawalone papierami. Ważne informacje zapisywał na kartkach, które potem szukał w tej stercie. Był dokładny. Sprawiał wrażenie niedostępnego, wielu odczuwało respekt przed spotkaniem z nim. Od pracowników wymagał sumienności i dyscypliny. Traktował ich jako rodzinę, przywiązywał się do nich. Nie zawsze było miło, potrafił bywać ostry. Był cholerykiem, ale szybko się uspokajał i łagodził sytuację. Uwielbiał nowinki techniczne.

Kilka dni temu na dziedzińcu szkoły odsłonięto głaz poświęcony dyrektorowi Janowi Stupakowi. Młodzież wysłuchała piosenek tak uwielbianego przez niego Elvisa Presleya...

Pamięta się też o Irenie Piechocie, która w tej szkole pracowała 46 lat. - Zaczynała jako laborantka w pracowni chemicznej - mówi Jan Bołtuć.- Potem była wiele lat nauczycielką, wicedyrektorem i krótko dyrektorem.

Już po jubileuszu szkołę odwiedził jeden z uczniów, dziś emerytowany profesor Politechniki Łódzkiej. Pokazał swoje świadectwo. Dominowały na nim... trójki.

- Choć potem nasz absolwent zdobył wszystkie możliwe tytuły naukowe - zauważa Teresa Łęcka. - Te trójki są dowodem jaki wysoki poziom był w naszej szkole. Nazywano ją „małą politechniką”.

Lista absolwentów „włókiennika” jest bardzo długa. Znajduje się na niej Henryk Chmielewski, legendarny przedwojenny polski bokser, mistrz Europy, Wojciech Frykowski, który zginął z rąk bandy Mansona w willi Romana Polańskiego, znany malarz Karol Hiller, były prezydent Łodzi Józef Niewiadomski, Piotr Suski, piłkarz ŁKS-u i reprezentacji Polski.

Irena Łęcka już 10 lat jest dyrektorem najstarszej łódzkiej szkoły. Zauważa, że jej obiekt był budowany z ogromną starannością. To nie tylko główny gmach szkoły, ale też 9 innych budynków.

- Szczególny jest zwłaszcza jeden budynek, który kiedyś zajmował dyrektor szkoły - opowiada Teresa Łęcka. - Potem były różne jego losy. Znajdowała się w nim bursa, przez pewien czas zajmowały go związki zawodowe. Od dłuższego czasu budynek nie jest używany i niestety niszczeje. Mamy nadzieję, że zostanie poddany renowacji.

Żeby dostać się do szkoły trzeba było zdać egzamin, co nie wszystkim się udawało. Młodzież uczyła się zawodu w szkolnych warsztatach, które były bardzo dobrze wyposażone. Była tkalnia, dziewiarnia, farbiarnia. Teresa Łęcka zauważa, że wielkim atutem szkoły byli ludzie. Adam Trojanowski, pierwszy dyrektor po odzyskaniu niepodległości, zrezygnował z pracy naukowej, by tu uczyć. Kazimierz Mamełko, powojenny dyrektor też całe życie poświęcał szkole. Córki zarzucały, że nie miał dla nich czasu. Jedna opowiadała, że tata brał ją do pracy. Wchodziła do szafy w jego gabinecie, bawiła się kolorowymi szpulkami, a on prowadził naradę.

Dziś w szkole uczy się w sumie około 1100 osób, z czego 700 to młodzież.
-Cieszymy się, że nasza szkoła nie ma problemów z naborem - zapewnia Teresa Łęcka. - Na miejsce przypada 2-3 kandydatów. Największym zainteresowaniem cieszą się takie kierunki jak weterynarz, fototechnik, informatyk. Mamy też kierunek włókiennictwo i włókiennik wyrobów dekoracyjnych. Nie ma jednak wielkiego zainteresowania. Wśród młodzieży dominuje wizerunek włókienniczej Łodzi z XIX wieku jaki został pokazany w „Ziemi obiecanej”.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki