Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Pasikowski i jego „Kurier” przed trzecimi „Psami”?

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Bartosz Mrozowski/Kurier
Nie ma się co porównywać z innymi, bo zwykle to szkodzi. Bond to Bond, Nowak-Jeziorański to Nowak-Jeziorański. „Kurier”, najnowszy film Władysława Pasikowskiego, zyskuje, gdy nie potrzebujemy go ustawiać obok współczesnych światowych produkcji.

Po brawurowym „Jacku Strongu”, opowiadającym o bohaterskim pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim, łodzianin Władysław Pasikowski wyostrzył apetyty widzów podejmując się realizacji filmu o kolejnym gigancie naszej dwudziestowiecznej historii Janie Nowaku-Jeziorańskim - legendarnym kurierze i emisariuszu Komendy Armii Krajowej i Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie w Londynie w czasie II wojny światowej, później wieloletnim dyrektorze Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Oba filmy wiążą pragnienie wolności oraz poczucie osamotnienia bohatera w walce o nią. Rozpoczynając zdjęcia do „Kuriera” zniewolił się nieco jednak sam reżyser i współautor scenariusza (wespół z Sylwią Wilkos) swoimi promocyjnymi zapowiedziami.

„Naszym celem jest opowiedzenie sensacyjnej, lecz opartej na życiu historii, której scenarzyści Jamesa Bonda pewnie by nie wymyślili, opowiedzenie jej przy tym w maksymalnie nowoczesny sposób, korzystając z osiągnięć nowej stylistyki filmów przygodowo-sensacyjnych” - podkreślał Władysław Pasikowski. Tymczasem „Kurier”, jakiego zobaczymy na ekranach (film wchodzi oficjalnie do kin 15 marca) to opowiedziana bardzo tradycyjnymi, archaicznymi nawet metodami, skromna dosyć opowieść o człowieku, który przy „byle” skoku spadochronowym złamał rękę, nie potrafił jeździć na rowerze, ale pozostał wierny swoim pryncypiom i podejmując się zadania zamiast pragnieniem przygody, kierował się poczuciem konieczności spełnienia obowiązku.

W produkcję „Kuriera”, którego budżet sięgnął 17,5 mln zł (Bond by się uśmiał) zaangażowało się Muzeum Powstania Warszawskiego, co oznaczało, że właśnie ostatnia misja Jana Nowaka-Jeziorańskiego z Anglii do Warszawy przed wybuchem powstania stanie się głównym wątkiem przedsięwzięcia. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum, nie kryje, że właśnie wymiar edukacyjny filmu był dla niego niezwykle istotny.

- Zdążyłem poznać Jana Nowaka-Jeziorańskiego i wielokrotnie rozmawialiśmy na temat powstania warszawskiego i poświęconego mu muzeum, które tworzyliśmy - mówi Jan Ołdakowski. - Mówił mi wtedy: „Niech pan robi muzeum nie dla nas, starych, ale dla młodych”. Po otwarciu odwiedził nas i ze wzruszeniem patrzył na młodzież, która w słuchawkach z przejęciem słuchała nie muzyki, a nagranego z nim wywiadu. Dlatego zależało mi, żeby film, który postanowiliśmy zrobić trafił przede wszystkim do ludzi młodych. I stąd wybór Władysława Pasikowskiego, bo to moim zdaniem najlepszy współczesny polski reżyser do takich zadań. Poznaliśmy się przy pracy nad anglojęzyczną wersją fabularyzowanego dokumentu „Powstanie warszawskie” w reżyserii Jana Komasy. Zobaczyliśmy wtedy, że jest artystą obdarzonym świetną wyobraźnią, ale ma też doskonałą umiejętność organizowania pracy, jest tyranem precyzji i punktualności.

Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego dodaje przy tym, że dla niego „Kurier” to nie tylko opowieść o polskim superbohaterze, ale również obraz okoliczności, w jakich doszło do wybuchu powstania oraz trudności jednoznacznej oceny decyzji ówczesnych dowódców Polskiego Państwa Podziemnego.

- Myślę, że udało się pokazać jak wyglądała niemiecka okupacja i że postawy tamtych bohaterów były reakcją tą okupację - mówi Jan Ołdakowski. - Warto podkreślić, że tam, gdzie to było możliwe, bohaterowie mówią autentycznymi tekstami, dotarliśmy do zapisów tamtych słów. Film przywołuje tamte czasy i, mam nadzieję, jest dobrym pretekstem do dyskusji o naszej historii. o tym, czym jest bohaterstwo, także o samym powstaniu warszawskim. Jestem dumny, bo moim zdaniem film jest bardzo wiarygodny.

Film otwiera bardzo poruszająca scena rozgrywająca się w okupowanej Warszawie, a za chwilę przenosimy się do Londynu (część scen w stolicy Anglii kręcono w łódzkim pałacu Izraela Poznańskiego), gdzie spotykamy Jana Nowaka-Jeziorańskiego, używającego pseudonimu Jan Nowak i ubiegającego się o spotkanie z premierem Winstonem Churchillem. Gdy okazuje się, że Brytyjczycy nie tylko nie udzielą Polsce pomocy w razie podjęcia walki z okupantami, ale jeszcze sugerują, by dowódcy Armii Krajowej poddali się decyzjom Sowietów, polski oficer - na kilkadziesiąt dni przed inicjującą powstanie godziną „W”, otrzymuje zadanie dotarcia do Warszawy i przekazania tajnych materiałów oraz decyzji Anglików generałowi Tadeuszowi „Borowi” Komorowskiemu i dowództwu Armii Krajowej. Kurier zostaje przetransportowany do włoskiej bazy aliantów w Brindisi, a następnie samolotem do Polski, w okolice Tarnowa.

Nowakowi zostają przekazane sprzeczne rozkazy od rodaków z Wysp. Jedni proszą, by przekonał konspiracyjnych przywódców do nie podejmowania otwartej walki, która w tej sytuacji jest z góry skazana na niepowodzenie; inni dążą do patriotycznego rozlewu krwi. Poczynania kuriera śledzą także nazistowscy szpiedzy ukrywający się w Londynie (jednak akurat wątek z agentką gestapo jest najsłabszy, sprawia wrażenie, jakby reżyser nie wiedział, co z nim począć, w scenie ukradkowych telefonów do przełożonych ociera się nawet o śmieszność). Co więcej, pertraktacje z „Borem” gotowi są podjąć Niemcy, którzy twierdzą, że dozbroją Armię Krajową przekonując, iż następujący na okupowaną Polskę Sowieci są wrogiem jeszcze gorszym i okrutniejszym...

Kurier rozpoczyna swą wojenną odyseję, przemieszczając się samolotami, pociągami, samochodami, furmankami, jednakże wraz z pokonywanymi kilometrami zaczynają go coraz bardziej dręczyć wątpliwości. Z jednej strony Nowak odczuwa patriotyczny obowiązek, by dostarczyć dokumenty do wyznaczonych osób oraz dołączyć do walki o niezależność i niepodległość udręczonego przez najeźdźców kraju. Z drugiej jednak waha się, czy w świetle posiadanych przez niego informacji warszawski zryw zbrojny nie okaże się wyłącznie pozbawioną sensu rzezią niewinnych. Podjęciu wiążącej decyzji nie ułatwia fakt, że kurier nie wie, komu z napotykanych po drodze osób może zaufać, a przez ideologiczne spory w Londynie wieść o jego przybyciu dociera do Polski w formie trudnych do zweryfikowania pogłosek. Nowak jest świadom złożonej na jego barkach odpowiedzialności.

I wie, że tylko od niego zależy, czy podąży za rozumem, czy posłucha jednak głosu serca. „Tylko historia drugiej wojny światowej mogła napisać opowieść tak niezwykłą, niedostępną z doświadczenia dla nas zwykłych ludzi cieszących się pokojem, nawet go nie zauważających, jakby pokój i wolność były czymś danym i obecnym raz na zawsze...” - wyznaje Władysław Pasikowski. - „Jan Nowak-Jeziorański, z powołania żołnierz, z rozkazu kurier komendanta głównego Armii Krajowej, przewozi informacje, których znaczeniem jest wolność całego narodu, a stawką śmierć ćwierć miliona ludzi. Pokona wszystkie przeszkody, żeby przesyłka dotarła do adresata… Tylko czy u celu zdecyduje się ją przekazać?”.

W jednej z lepszych scen filmu, Jan Nowak-Jeziorański znacząco przedstawia sens powstania podczas posiłku z przywódcami Armii Krajowej. Prostota, ale i głęboka wyjątkowość przesłania, do którego trudno się odnosić z naszej perspektywy, z innej rzeczywistości, niż ta, w której zostało wygłoszone, robi wrażenie. W tytułowego bohatera wciela się z powodzeniem Philippe Tłokiński (syn Mirosława Tłokińskiego, który w latach 1976-1983 był piłkarzem Widzewa Łódź) - aktor mający szansę dołączyć do grona najpopularniejszych rodzimych gwiazd. Wielu znakomitych aktorów oglądamy w rolach drugoplanowych, z których najciekawiej wypadli Grzegorz Małecki jako generał Tadeusz „Bór” Komorowski, Mariusz Bonaszewski w roli generała Leopolda „Niedźwiadka” Okulickiego, Tomasz Schuchardt jako Kazimierz Wolski, Wojciech Zieliński w roli Włodka i Patrycja Volny jako łączniczka Marysia.

Powstał pewnie nie najlepszy film w dorobku Władysława Pasikowskiego, nie pozbawiony wad, ale zarazem obraz solidny, opowiedziany ze swadą i w istotny sposób odnoszący się do fragmentu naszej trudnej historii.

Być może jednak dla samego twórcy najkorzystniejszym rozwiązaniem jest powrót do kultowego dzieła sprzed dwudziestu lat. Władysław Pasikowski przyznał, że pisze scenariusz „Psów 3”. I wierzy, że Bogusław Linda, Cezary Pazura i Artur Żmijewski nie odmówią mu zagrania głównych ról...

Zobacz też: Gwiazda „Kuriera” Patrycja Volny o kinie szpiegowskim: Takie filmy są zarówno skłaniające do myślenia, jak i rozrywką

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki