Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Szrajber: Trzeba umieć dbać o atmosferę w pracy i właściwie dobrać ludzi

Alicja Zboińska
Alicja Zboińska
Wojciech szrajber jest dumny ze swoich dokonań w szpitalu, ale na nich nie poprzestaje
Wojciech szrajber jest dumny ze swoich dokonań w szpitalu, ale na nich nie poprzestaje Materiały prasowe
Rozmowa z Wojciechem Szrajberem, dyrektorem szpitala im. Kopernika w Łodzi.

W styczniu minie rok od wprowadzenia pakietu onkologicznego. Jak wpłynął on na działalność szpitala?
W pierwszym półroczu odnotowaliśmy spadek liczby pacjentów onkologicznych. Pojawił się również pewien problem z kartą DiLO, czyli tzw. zieloną kartą, którą powinni wypełniać lekarze pierwszego kontaktu. Nie wszyscy jednak wystawiają karty, co rodzi pewne kłopoty.

Z punktu widzenia pacjenta natomiast ważne jest konsylium, które analizuje przypadek każdego chorego. W końcu co pięć głów to nie jedna. Pakiet onkologiczny został jednak przeformalizowany. Powstało wiele dodatkowych dokumentów, które trzeba wypełniać. Wprowadzenie pakietu onkologicznego spowodowało przyrost oddziałów onkologicznych w innych jednostkach.

To chyba korzystne dla pacjentów?
Niekoniecznie, choć wydawać by się mogło, że szpital i leczenie będą bliższe pacjentowi. W praktyce, niestety, wygląda to inaczej. Okazuje się, że trafiają do nas tzw. pacjenci powikłani, którym inne placówki medyczne nie zapewniły prawidłowego leczenia. Dzieje się tak, ponieważ tym instytucjom brakuje odpowiedniego sprzętu, a także doświadczonego personelu. Może to, tym samym, niekorzystnie odbić się na zdrowiu pacjentów. Pakiet onkologiczny to także gigantyczne obniżki wyceny świadczeń, np. za pobyt w szpitalu na oddziale radioterapii. Jeszcze w ubiegłym roku za tzw. osobodzień szpital otrzymywał 9 punktów, czyli 460 zł, obecnie natomiast ta stawka to 150 zł. Roczny kontrakt na oddziale radioterapeutycznym w roku 2014 wart był 5,5 mln zł, a obecnie to zaledwie 2,1 mln zł, przy czym liczba pacjentów nie zmieniła się. Poszukując rozwiązań służących wygodzie i dobru chorych wynajęliśmy hostel, gdzie w trakcie terapii mieszkają pacjenci spoza Łodzi, których stan zdrowia nie wymaga hospitalizacji. W hostelu 24 godziny na dobę dyżuruje wykwalifikowana pielęgniarka. Warto zaznaczyć, że jeszcze w ubiegłym roku za pobyt pacjenta w szpitalu otrzymywaliśmy 520 zł za dobę, a ok. 460 zł za pierwszą dobę. Obecnie pierwsza, druga i trzecia doba to 520 zł, a kolejne to 460 zł. Przy dziesięciodniowym pobycie oznacza to stratę 200-300 zł. Zmiany stawek spowodowały zmniejszenie ilości pieniędzy przeznaczonych na leczenie. Niekorzystne dla pacjentów jest także kierowanie do hospitalizacji ze względów geograficznych. Oznacza to, że chora mieszkanka Wieruszowa powinna dojeżdżać nawet codziennie na zabiegi, a nie leżeć w szpitalu. Stąd nasz pomysł na hostel.

Nowy rząd zapowiada likwidację Narodowego Funduszu Zdrowia. To dobry pomysł czy raczej nie przyniesie korzyści?
Niektóre pomysły wprowadzane są zbyt dynamicznie, uważam, że należy działać rozważnie i stopniowo. Obecnie nie wiemy jeszcze, jaki kierunek wyznaczą przemiany. Podoba mi się natomiast pomysł, by zawiadowcą systemu był wojewoda. To on może tworzyć najlepszy system potrzeb zdrowotnych dla regionu, np. decydować o licznie łóżek ginekologicznych w województwie. Wojewoda na podstawie różnych mierników będzie mógł zdecydować, ile ośrodków oraz łóżek potrzebuje województwo. Nie mam nic przeciwko prywatnej służbie zdrowia, ale nie może być tak, by prywatne ośrodki interesowały się jedynie rentownymi świadczeniami.

Jeszcze kilka lat temu szpital im. Kopernika tonął w długach. Teraz przedstawiany jest jako wzorowo zarządzany ośrodek. Jak się dokonuje ekonomiczno-medycznego cudu?
Jednym ze sposobów jest na pewno dbanie o atmosferę, by ludzie przychodzili do pracy z uśmiechem. Trzeba dobrze dobrać ludzi, moim zdaniem aż 3/4 sukcesu to ludzie, z którymi się pracuje. Liczą się kreatywni zastępcy, którym należy dać margines swobody oraz merytorycznie przygotowany zespół. Dyrektor ma wyznaczać cele. Myślę, że to się udało, jesteśmy tu w szpitalu jak wielka rodzina.

Skoro tak, to - jak w każdej rodzinie - zapewne są też spory?
Oczywiście, że są, bez tego nie można być rodziną. Spieramy się np. o to, na co przeznaczymy pieniądze. Każdy posiada swoją wizję, gdy tymczasem dyrekcja ma ograniczony budżet. Gdy w listopadzie 2007 roku zostałem dyrektorem tego szpitala, w planie zapisana była 17-milionowa strata. Mimo to, jeszcze w tym samym roku, udało się wyjść na plus. Pomogły m.in. rozmowy z NFZ w sprawie zapłaty za tzw. nadwykonania. Konieczne było także cięcie kosztów. Jestem tu już osiem lat i mogę powiedzieć, że „Kopernik” zajął ważną pozycję w moim życiu. W okresie pełnienia przeze mnie funkcji dyrektora szpitala odzyskał należne mu miejsce na mapie zdrowotnej regionu.

Jeszcze zanim zostałem dyrektorem, byłem tu z żoną na oddziale onkologicznym.To był przedsionek piekła. I dlatego jednym z pierwszych moich działań było doprowadzenie do tego, by onkologia wyglądała przyjaźniej, nowocześniej, by szpital był dobrze wyposażony. Cieszy mnie też to, że udało się utworzyć nowoczesną klinikę hematologii z Ośrodkiem Transplantacji Szpiku. Jest to jedyna taka klinika w Łodzi i w całym naszym województwie.

Gdy mówiłem o zakupie urządzenia o nazwie PET, patrzono na mnie dziwnie, a jednak udało się rozwinąć bazę diagnostyczną, a także nawiązać współpracę z Akademią Sztuk Pięknych w Łodzi. Studenci projektują oddziały, by szpital nie był miejscem, w którym tylko się leczy, ale by także stał pięknym miejscem spotkań ze sztuką.

Półki w gabinecie Pana Dyrektora uginają się pod ciężarem statuetek i różnych nagród. Które są dla Pana najcenniejsze?
Jako jedyny „nie-lekarz” zdobyłem złotą odznakę „Zasłużony dla samorządu lekarskiego”, jestem też laureatem nagrody im. Aliny Pieńkowskiej, czyli legendarnej gdańskiej pielęgniarki. Dużą sprawą było otrzymanie tytułu Prymariusza 2014, który jest przyznawany za szczególne zasługi w ochronie zdrowia. Dla łodzianina od wielu pokoleń ważne było dla mnie zdobycie tytułu Łodzianin Roku.

Cieszy mnie to, ale ważniejsze są certyfikaty, które zdobywa szpital, w tym takie jak: „Szpital bez bólu” ISO czy akredytacja wydana przez Centrum Monitorowania Jakości. Udało się również pozyskać ponad 243 mln zł, z czego 155 mln z Unii Europejskiej, 46 mln z Ministerstwa Zdrowia, a 41 mln zł od samorządu naszego województwa.

A czego nie udało się zrealizować?
Udało się wiele, ale pragniemy osiągnąć jeszcze więcej. Chcemy stworzyć nowoczesne przychodnie onkologiczne, staramy się o pieniądze unijne. W przychodni miałaby powstać strefa pacjenta, tak by chory mógł usiąść, odpocząć, napić się kawy czy herbaty w miłym otoczeniu.

Udało się uzyskać wysoki standard onkologiczny, ale chcemy rozwijać rehabilitację onkologiczną i utworzyć Wielospecjalistyczne Centrum Rehabilitacji Onkologicznej. W pięknym lesie na Rudzie mamy ośrodek rehabilitacji kardiologicznej, chcemy go rozbudować także o rehabilitację onkologiczną. Mogłyby tu do zdrowia wracać kobiety po mastektomii.

A co można zrobić, by pacjenci nie musieli tak długo czekać w Szpitalanym Oddziale Ratunkowym?
To wynika z tzw. Triage’u ( triażu), czyli systemu stopniowania stanu pacjenta. Pacjenci są określani kolorami: czerwony, żółty i zielony. Chodzi o to, by osoby w najcięższym stanie jak najszybciej otrzymały pomoc.

Wiadomo, że pierwszeństwo będzie miała osoba, która ma bóle w klatce piersiowej. Pozostali muszą czekać. To zresztą specyfika służby zdrowia na całym świecie. Pacjenci muszą się też nauczyć tego, że są przyjmowani w konkretnych godzinach i nie ma potrzeby, aby spędzali w przychodniach i szpitalach wielu godzin. nie spędzać w szpitalu i przychodniach wielu godzin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki