Jeśli ktoś pamięta wielkie kulturowo-ideowe spory z lat 90. minionego stulecia i chciałby podobnych uświadczyć w roku 2015, to znaczy, że mentalnie nie wyrósł z przeszłości. Lustracja, dekomunizacja, aborcja, konkordat, religia w szkole, krzyż na ścianie - niosły ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Jednak w tegorocznej kampanii główny ideologiczny spór toczy się o to, kto jest... najmniej ideologiczny.
Teoretycy polityki wymieniają kwestie światopoglądowe wśród kilku podstawowych osi sporu, występujących w demokratycznych społeczeństwach. Lecz w roku 2015 odegrają one marginalną rolę, bo Polacy będą głosować portfelem, a nie sumieniem. Przyczyn jest kilka.
Za nami kryzys, który bardziej niż w polską gospodarkę, uderzył w szeregowego pracownika. To czas, gdy zawrotną karierę zrobiła umowa śmieciowa, a jeśli komuś rosło na koncie, to głównie pracodawcom - bankowcy wprost mówią o rekordowych depozytach przedsiębiorców.
Świeże doświadczenia nakładają się na szersze zjawiska. 26 lat po transformacji, Polacy są społeczeństwem konsumpcyjnym, nieodbiegającym pod względem aspiracji od społeczeństw zachodnich. Tyle że nie wszyscy te aspiracje mogą realizować. Być może więc nową oś podziału najtrafniej oddaje taka oto dychotomia: ci, których stać i ci, których na kupowanie nie stać.
Do tego dochodzą zmiany w polskim katolicyzmie. Wciąż powszechnym (ponad 90 proc. społeczeństwa), ale coraz bardziej wybiórczym: wierzę w Boga, ale nie mam poczucia grzechu, żyjąc z partnerem bez ślubu; wierzę w Boga, ale nie odmawiam nikomu prawa do szczęścia posiadania dziecka z in vitro.
Aczkolwiek można się na tym przejechać. Platforma wyciągnęła zbyt daleko idące wnioski z badań, w których 70 proc. Polaków opowiedziało się za in vitro. Bronisław Komorowski usilnie grał kartą in vitro w czasie swojej kampanii, strasząc złowieszczym stanowiskiem PiS i Andrzeja Dudy w tej sprawie. Wystarczyło, że PiS rozmył swój przekaz (wycofano się z projektu ustawy, w którym była mowa o 2 latach więzienia dla lekarza za zastosowanie in vitro), by straszak przestał działać. Dowodzi to płytkości postaw Polaków, a także drugorzędności samego zagadnienia.
Strachy na Lachy
Ale PO straszy dalej. W jesiennej kampanii Ewa Kopacz, zapewne za podszeptem Michała Kamińskiego (a więc człowieka, który skuteczne kampanie robił dekadę temu), usilnie próbuje wpychać Beatę Szydło w ideologiczną koleinę, strasząc republiką wyznaniową PiS. Tyle że robi to nieudolnie, słabo dokumentując swoje obawy. No i konkurencja nie ułatwia sprawy. PiS odrobiło lekcję, Szydło nie daje się wciągnąć w światopoglądową debatę. Jeśli już ktoś pyta, to kandydatka PiS odpiera, że dla zwykłych Polaków w kampanii wyborczej są ważniejsze sprawy niż relacje państwo-Kościół (te są zresztą unormowane konkordatem i nie ma co do tematu wracać).
To stanowisko nie dziwi - religijna ortodoksja to materiał na poparcie rzędu góra 30 procent. O tę część elektoratu dbają na zamkniętych spotkaniach Antoni Macierewicz i spółka. A Szydło gra o więcej - dzięki światopoglądowemu rozmyciu, PiS właśnie przebija swój szklany sufit, czerpiąc coraz bardziej obficie z politycznego i ideologicznego centrum - tak jak kiedyś skutecznie robiła to PO.
Oczywiście, PO sama siebie wciąż prezentuje jako partię wyzbytą wszelkiej ideologii, a na pewno nie taką, która kogokolwiek chciałaby indoktrynować. Program PO liczy 84 strony. O in vitro wspomniano w nim na stronie 83. w rozdziale „Polska obywateli”. A o stosunkach państwo-Kościół PO pisze na stronie 84. Są tam dwa zdania o tym, że potrzebna jest „nowa formuła” Funduszu Kościelnego i że Kościoły powinni finansować wierni.
Do Kościoła z ostrożnością
Jeśli spojrzymy na inne partie, rzecz ma się podobnie. U progu kampanii Ryszard Petru rozstał się z Leszkiem Jażdżewskim, typowanym na szefa tej formacji w Łodzi, bo nie chciał brać na sztandary wojującego antyklerykalizmu Jażdżewskiego. Dziś Petru mówi o neutralności światopoglądowej, ale też życzliwości wobec Kościoła. Przy czym nie jest to przekaz do końca jasny, bo część ludzi Nowoczesnej zaangażowała się w zbieranie podpisów pod akcją „Świecka szkoła”.
Inicjatywa ta znalazła również poparcie w Zjednoczonej Lewicy, która mówi wprost: samorządy powinny zaprzestać finansowania religii w szkołach, a zaoszczędzone 1,5 miliarda złotych lepiej przeznaczyć na dożywianie dzieci. Tyle że nie ma już w tej narracji ognia, który 4 lata temu rozpalał Janusz Palikot. Zresztą w programie ZL, „Świeckie państwo” znajduje się dopiero na 36. stronie, za pakietem społeczno-ekonomicznym.
Charakterystyczne, że nawet Adrian Zandberg z partii Razem, okrzyknięty zwycięzcą wtorkowej debaty, w swej silnej lewicowości skupia się na kwestiach pracowniczych, natomiast o rozdziale państwa od Kościoła mówił w sposób niezwykle wyważony. Z drugiej strony mamy Pawła Kukiza, który deklaruje głęboką wiarę, a jednocześnie jest za wyprowadzeniem religii ze szkół. To pokazuje, jak rozmyła się ostrość, a zatem i polityczne znaczenie tego typu zagadnień.
Relacje państwo-Kościół, religia w szkołach, finansowanie in vitro w programach komitetów wyborczych
Prawo i Sprawiedliwość |
|
Platforma Obywatelska |
|
Zjednoczona Lewica |
|
Nowoczesna Ryszarda Petru |
|
KORWiN |
|
Partia Razem |
|
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?