Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wymiana pieców węglowych w Łodzi kosztowałaby połowę tego, co trasa W-Z

Piotr Brzózka
Piotr Krzyżanowski / Polska Press
Jeśli wyliczenia urzędników są trafne, wszystkie piece węglowe w Łodzi można zamienić na zdrowsze źródła energii, wydając dwa razy mniej pieniędzy, niż wydano na przebudowę trasy WZ...

Podpisując ustawę antysmogową, która pozwala samorządom wprowadzić zakaz palenia węglem w piecach, prezydent Andrzej Duda wstrzelił się w sezon. Grzewczy. Nad Łodzią i dziesiątkami innych polskich miast znów uniosły się cuchnące i trujące smugi. Dziesiątki tysięcy pieców zamieniają tani węgiel, mokre drzewo i tony śmieci w dym, który wciągamy do płuc i który oblepia szarością fasady łódzkich domów. Skala problemu jest ogromna. Skala zainteresowania - znikoma. Skala kosztów, które trzeba ponieść, by problem zlikwidować, jest duża, ale... nie ogromna. Jeśli prawdziwe są szacunki magistratu, to wszystkie piece w Łodzi można zlikwidować wydając połowę tego, co miasto wydało na przebudowę jednej trasy WZ. W tym przypadku chyba nikt nie miałby wątpliwości, czy warto było.

Nie ma politycznej woli, by palenia w Łodzi odgórnie zakazano. Ale oprócz kija istnieje też marchewka - miasto mogłoby sfinansować wymianę wszystkich pieców węglowych na nowocześniejsze źródła energii, albo przyłączenie do miejskiej sieci.
Dane na temat tego, czym grzeją się łodzianie, są dość rozbieżne, wszystkie jednak mogą napawać przerażeniem, zważywszy, że mamy drugą dekadę XXI wieku. W projekcie „planu gospodarki niskoemisyjnej dla Łodzi na lata 2015-30”, zapisano, że około 30 procent ludności miasta ogrzewa się wykorzystując energię z paliw stałych, czyli paląc w piecach - głównie węglem. Jeśli to prawda, to wychodzi ponad 200 tysięcy ludzi w 700-tysięcznym mieście.

Skala problemu jest nierównomierna, jeśli chodzi o geografię miasta. Z badań łódzkich socjologów wynika, że na nowszych osiedlach centralne ogrzewanie (aczkolwiek należy pamiętać, że nie zawsze należy je utożsamiać z ciepłem z sieci miejskiej) ma 94 procent mieszkań. Na peryferiach miasta ten odsetek spada do 65 procent, najgorzej zaś wygląda sytuacja w centrum miasta - tylko 43 procent. A centrum to, jak wiadomo, największe skupisko zasobu gminnego, który jako całość jest w stanie opłakanym. Magistrat podaje, że aż 56 procent mieszkań należących do miasta ogrzewanych jest za pomocą pieców węglowych, choć odsetek ten spada, m.in. dzięki programowi Mia100kamienic - w jego ramach do sieci podłączono ponad tysiąc lokali.

Ale to kropla w morzu potrzeb. Z badań przeprowadzonych w 2013 r. przez Biuro Architekta Miasta wynikało, że do sieci cieplnej nie było podłączonych w Łodzi 52 tysiące mieszkań. Miasto przyjęło, że przebudowa jednego systemu grzewczego na bardziej ekologiczny, to średni koszt rzędu 7 tysięcy złotych. A zatem koszt wymiany systemów grzewczych w skali całego miasta , urzędnicy szacują na 364 miliony złotych...

Dużo? Zaskakująco mało, jeśli zestawić to z budżetem inwestycyjnym Łodzi, który w skali jednego roku przekracza miliard złotych. Mało, gdy zbić tę sumę choćby z kosztami budowy przebudowy trasy WZ, które w ostatniej wersji urosły do 767 milionów (z czego 450 milionów wynosi wkład miasta). To mało, jeśli pamiętać, że operacja likwidacji pieców musiałaby zostać rozpisana na kilka lat. I wreszcie - to mało, pamiętając, że gros pieniędzy miasto może pozyskać ze źródeł zewnętrznych. Radni Bartosz Domaszewicz i Urszula Niziołek-Janiak przypominają, że pieniądze leżą w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska, który w ramach programu KAWKA może samorządowi zwrócić 60 procent kosztów. Miasto musi tylko chcieć opracować program sfinansowania wymiany pieców i całą tą operacją pokierować. Stąd też pytanie radnych, czy miasto w ogóle jest zainteresowane?

We wspomnianym projekt programu gospodarki niskoemisyjnej jest postulat redukcji zanieczyszczeń z indywidualnych systemów grzewczych, poprzez stworzenie systemu zachęt do ich likwidacji. Ale od postulatu do czynów droga daleka. Na pytanie, czy miasto przeznaczyło dotąd jakieś pieniądze na likwidację pieców, albo czy zamierza taki program stworzyć, usłyszeliśmy o wspomnianym powyżej tysiącu lokali w ramach programu mia100 kamienic oraz termomodernizacji 43 budynków użyteczności publicznej. A tak poza tym, urzędnicy polecają mieszkańcom staranie się o indywidualne dotacje z WFOŚiGW. Tyle, że takie dotacje to właściwie kredyty, tyle że w 40 procentach umarzane.

A sytuacja jest na tyle poważna, że w grę wchodzić muszą wchodzić poważniejsze działania. Nie tylko ze względów finansowych, ale też społecznych czy mentalnych. Symptomatyczna jest pozornie błaha adnotacja zawarta w projekcie wspomnianego programu gospodarki niskoemisyjnej, a dotycząca okoliczności w jakich ankieterzy zbierali dane o źródłach ciepła. Jest tu mowa o wrogiej postawie mieszkańców wobec ankieterów (w szczególności w rejonie ul. Gdańskiej i Nawrot), co „często wynikało z negatywnego nastawienia do prowadzonej inicjatywy, a dodatkowo było potęgowane charakterystyką lokalnych środowisk”. To cytat, który idealnie oddaje powagę sytuacji, w której walka o jakość powietrza będzie w licznych przypadkach oznaczać uszczęśliwianie na siłę. Stąd gigantyczna rola miasta.

Czy trzeba przekonywać, że warto? Z inwentaryzacji przeprowadzonej w strefie śródmiejskiej wynika. że w budynkach położonych przy 60 ulicach ścisłego centrum miasta, znajdują się: 3123 piece kaflowe, 205 pieców typu koza, 92 kotłownie, 83 piece typu trzon kuchenny i 80 kominków. Jak łatwo się domyślić, najpopularniejszym paliwem jest w tym przypadku węgiel (91,65 proc. jeśli chodzi o ilościowe zużycie). W drugiej kolejności jest to drewno (6 proc). Specjaliści podkreślają, że dla naszego zdrowia spalanie niedostatecznie wysuszonego drewna niesie gorsze efekty, niż tani węgiel.

To właśnie domowe piece powodują, że w wielu miejscach Łodzi przekroczone są normy niezwykle szkodliwych dla naszego zdrowia pyłów PM10 i PM 2,5. Pomiary w stacjach zlokalizowanych przy ul. Legionów i Rudzkiej, pokazały, że norma rakotwórczego benzo(a)pirenu była tam w ostatnich latach przekroczona od 4,5 do przeszło 9 razy.

Jeśli chodzi o walkę z tzw. niską emisją, Łódź mogłaby się wiele nauczyć od Krakowa, najbardziej zanieczyszczonego miasta w Polsce. Tam problemu nie zamiata się pod dywan, mimo oczywistych społecznych uciążliwości. Z dymem walczą w Krakowie i kijem, i marchewką. Kijem był ów słynny zakaz palenia w piecach, który na mocy uchwały sejmiku województwa małopolskiego miał obowiązywać od roku 2018. Uchwała została wprawdzie uchylona przez sądy administracyjne, jednak jednym ze skutków tej porażki jest przyjęta niedawno ustawa antysmogowa. O dziwo, podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę, wbrew nastrojom w PiS, lecz zgodnie z interesem Krakowa, no i budżetem kraju, bo Unia nie daje nam już wiele czasu na oczyszczenie nieba.

Jeśli chodzi o marchewkę, Kraków obficie sypie groszem. Tylko w 2015 roku miasto ma przeznaczyć 63 miliony złotych na dotacje dla mieszkańców, którzy zdecydują się wymienić piec węglowy na bardziej ekologiczne źródło energii. W większości pieniądze będą pochodzić spoza budżetu miasta, ponad 40 milionów ma pochodzić ze wspomnianego programu KAWKA, który finansuje fundusz ochrony środowiska (wojewódzki i krajowy) a 10 milionów - z Unii. I uwaga: Kraków finansuje 100 procent kosztów wymiany pieca. Przynajmniej w tym roku, bo przyjęto mobilizującą zasadę - kto pierwszy, ten lepszy. W 2016 roku dotacja będzie pokrywać 80 procent kosztów, a w następnych latach odpowiednio 60 i 40 proc. Jak widać, wzorzec jest, wystarczy go przeszczepić. Nie wydaje się, by było to poza finansowym zasięgiem miasta. Kwestia priorytetów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki