Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z bankiem grać na czas

Piotr Brzózka
Paweł Majtkowski
Paweł Majtkowski archiwum prywatne
Z Pawłem Majtkowskim, głównym analitykiem Expandera, rozmawia Piotr Brzózka

Dzwoni bank do klienta i mówi: wartość pana mieszkania jest niższa niż kwota kredytu. Proszę zapłacić dodatkowe ubezpieczenie albo oddać część pożyczki. Co robić w takiej sytuacji? Z wywieszonym językiem biec do banku i spełnić żądanie?

Sugerowałbym, żeby w takiej sytuacji grać na czas. Dopóki nie podpiszemy odpowiedniego aneksu, dopóty obowiązują nas stare warunki kredytowe. Jeśli zadzwonią do nas z banku - jest środek wakacji, nikt nie może wymagać, żebyśmy byli w domu, gotowi na każde zawołanie. Możemy spokojnie powiedzieć, że wracamy za dwa tygodnie. Zyskujemy czas.

I to w czymś pomoże?

Po pierwsze, uważam, że banki będą się wycofywały z tych żądań. Pamiętam, że już dwukrotnie próbowały taką operację przeprowadzić, ale wycofywały się rakiem po tym, jak sprawę nagłaśniały media. Tym bardziej, że Komisja Nadzoru Finansowego mówi wyraźnie: takie żądania wobec klientów to nie jest jedyny sposób, żeby zabezpieczyć te kredyty. Druga sprawa: kursy walutowe wahają się. Więc jeśli dziś nasz kredyt ma wartość przekraczającą pewne progi, to po dalszym umocnieniu złotego, za kilkanaście dni, możemy być już w lepszej sytuacji. Na pewno też w tym czasie możemy przejrzeć umowę kredytową, sprawdzić, co bank może nam zrobić. Jeśli się nie znamy, to z prawnikiem bądź doradcą kredytowym.

A obiektywnie rzecz biorąc - banki mają prawo żądać ubezpieczeń albo spłaty części kredytu tylko dlatego, że kurs skoczył czy ceny mieszkań spadły?

W większości umów takie zapisy są zawarte, więc teoretycznie klienci muszą się dostosować do takiej prośby. Ale to też nie jest tak, że są całkowicie bezbronni. Można kwestionować kilka elementów - na przykład wartość nieruchomości. Bank ma swoją wycenę, można się z nią nie zgodzić, przedstawić kontrwycenę swojego rzeczoznawcy. Być może będzie ona większa i uda się przekonać bank, że jego roszczenia są bezzasadne. Można też sprawdzić, jak poziom ubezpieczenia proponowany przez bank ma się do tego, co jest w innych bankach, albo do poziomu ubezpieczenia w momencie, gdy braliśmy kredyt. Czy jest to poziom rynkowy, czy może bank chce tylko na nas dodatkowo zarobić. Jeśli ten poziom jest zdecydowane wyższy, możemy się poskarżyć do KNF bądź UOKiK.

Czy żądania biorą się z poczucia zagrożenia w bankach, czy są może właśnie próbą wyciśnięcia dodatkowych pieniędzy z klientów?

Po części oba powody są prawdziwe. Chęć dodatkowego zysku zawsze się przy takiej okazji pojawia, choć pierwotny impuls jest związany z działaniami KNF. Wprowadzenie każdej kolejnej rekomendacji w jakiś sposób zaostrzało przepisy kredytowe. Zwracam uwagę na jeszcze inną tezę. A mianowicie banki mają w swoich "portfelach" dwa typy kredytów. Sprzed rekomendacji S, która weszła w zeszłym roku, i te nowe. Często zarządzanie ryzykiem dwóch różnych portfeli kredytów jest bardziej kosztowne i czasochłonne. Więc bankowcy chcieliby te starsze kredyty podciągnąć pod te, które były przyznawane już w czasach obowiązywania surowej rekomendacji S. Więc na pewno jest w tym trochę interesu banku, niezwiązanego z interesem klienta.

Klient może kwestionować przykre dla niego w skutkach zapisy umowy?

Jeśli już ją podpisał, to oczywiście nie. Chyba że są to zapisy, które zostały uznane przez UOKiK za klauzule niedozwolone. Ale akurat te dotyczące dodatkowego zabezpieczenia nigdy podważane nie były.

Większość klientów tradycyjnie pewnie umów nie przeczytała dokładnie, a nawet jeśli, to niewiele zrozumiała.
Raczej to drugie. Umowy dotyczące kredytów hipotecznych są jednak dużo częściej czytane z uwagi na duże kwoty. Pytanie - jak przeciętny człowiek je zrozumie, tym bardziej że są one napisane trudnym, prawniczym językiem.

Jaka jest skala zjawiska. Ile banków stawia klientom żądania?

Ja słyszałem o banku PKO BP. Chyba problem nie jest tak wielki, chodzi o jeden bank spośród dwudziestu. Nie ma co siać paniki.

Ile może być mieszkań, których wartość jest niższa?

To może być kilkadziesiąt tysięcy, szacunki mówiące o 250 tysiącach są mocno przesadzone. W tym przypadków, gdzie kredyt stanowi więcej niż 130 procent wartości nieruchomości, może być kilkanaście tysięcy.

Z perspektywy lat - pożyczka we frankach była błędem?

Moim zdaniem - nie. Oczywiście zadłużenie wielu osób jest dziś wyższe niż w momencie zaciągania kredytu. Ale jeśli popatrzymy na raty, które te osoby dotąd zapłaciły - to i tak wydały one mniej, niż ci, którzy zadłużyli się w złotówkach. I to dużo mniej, w niektórych wypadkach. Raty 300-tysięcznego kredytu złotówkowego są przecież o 500-700 zł wyższe. I nawet jeśli ktoś teraz zapłaciłby dodatkowe ubezpieczenie, to jego koszt byłby często niższy niż dotychczasowy zysk płynący z niższych rat.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Damy ci więcej - zarejestruj się!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki