Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie z anoreksją i bulimią. Byłam idealna i stałam się śmieciem

Anna Gronczewska
Anoreksja i bulimia są chorobami głowy i duszy, ale niszczą cały organizm. Mogą nawet doprowadzić do śmierci. O idealnej figurze modelki marzy wiele nastolatek. Próbują te marzenia wcielać życie. Zaczynają się odchudzać...

Patrycja ma szesnaście lat, chodzi do szkoły muzycznej i jest podobno utalentowaną skrzypaczką. Mieszka z rodzicami pod Łodzią. Niczego jej nie brakuje. Rodzice są zamożni, spełniają wszystkie zachcianki córki... Dziś nie wiadomo, kiedy zaczął się problem. Może wtedy, gdy jak opętana zaczęła ćwiczyć z Ewą Chodakowską? Codziennie przy monitorze komputera spędzała godzinę. Nieważna była pora dnia. Potrafiła ćwiczyć nawet po północy. Przestała jeść chleb, ziemniaki... Na słodycze nawet nie chciała spojrzeć, choć wcześniej garściami potrafiła jeść żelki. Rodzice byli zadowoleni. Patrycja schudła, bo był moment, że stała się za gruba. Kiedyś wróciła ze szkoły zapłakana.

- Jakiś chłopak powiedział, że jestem pasztetem! - żaliła się matce. Może więc wtedy się to stało? Kiedyś też ojciec zaczął się jej czepiać. Mówił, że jest za gruba, żaden chłopak nie będzie jej chciał. Patrycja te słowa również wzięła sobie do serca. Zaczęła chudnąć. Rodzice długo niczego nie zauważali. Dopiero teraz kojarzą pewne fakty. Gdy byli na wczasach w Rimini nad Adriatykiem, Patrycja nie chciała pokazać się na plaży w kostiumie. Do morza wchodziła w podkoszulku. Przypominają sobie, że gdy jechali do Włoch, ćwiczyła nawet w nocy, na parkingu... Z czasem to, że z Patrycją dzieje się coś niedobrego, zaczęła zauważać rodzina, znajomi.

- Boże, jak ona wygląda - szeptali. Rodzice jednak dalej nie zauważali problemu, choć Patrycja wyglądała jak cień dawnej córki. Zaczęły się kłopoty w szkole, dziewczyna nie chciała ćwiczyć na skrzypcach, choć wcześniej robiła to z wielką przyjemnością. Nie chciała się ważyć. Kiedyś niemal siłą matka zaciągnęła ją na wagę. Przy 170 centymetrów wzrostu ważyła... 44 kilogramy. Potem rodzice zauważyli, że po posiłku na długo zamyka się w łazience i wymiotuje. Dopiero wtedy poszli z nią do lekarza.

Córka Elżbiety Sas zachorowała na anoreksję dziesięć lat temu. Matka chodziła z nią do lekarzy, psychologów, ale nie było efektów. Choć terapia była bardzo intensywna, leczenie w państwowych placówkach nie odnosiło skutku. Pani Elżbieta czytała książki, fachową literaturę. W końcu postanowiła założyć fundację "Drzewo życia", a potem ośrodek zajmujący się leczeniem chorych na anoreksję i bulimię. Dziś jest jednym z kilku działających w kraju.

- Wiem, że gdy dziecko zachoruje na anoreksję, nie można zostawić go samego z problemem - zapewnia Elżbieta Sas.- Tego problemu nie zamiecie się pod dywan. Nie wystarczy tydzień czy miesiąc leczenia. Wtedy przez pewien czas może być spokój. Choroba zostaje uśpiona. Potem jednak ten problem wraca ze zdwojoną siłą. Trzeba też pamiętać, że żadna anorektyczka sama nie zwróci się popomoc! To dla niej zbyt upokarzające.

Przyczyn tej choroby jest wiele. Środowisko rodzinne, szkoła, koleżanki, koledzy, a także lansowany idealny wzór dziewczyny w rozmiarze S lub XS. Elżbieta Sas twierdzi, że na anoreksję czy bulimię zapadają zwykle niesamowicie wrażliwe dziewczyny, inteligentne, perfekcyjne, uparcie dążące do celu. Jej córka zachorowała, gdy miała szesnaście lat. Pani Elżbieta domyśla się, co było przyczyną.

- Miała jedenaście lat, gdy na świat przyszedł jej młodszy brat - opowiada. - Wiadomo, że całe życie kręciło się wokół niego. Córka była korpulentna, ale nie gruba. Za-wsze dążyła do tego, by wszystko robić najlepiej. Kiedyś na lekcji wychowania fizycznego nauczyciel powiedział, że gdyby schudła dwa - trzy kilo, to by szybciej biegała i dostała szóstkę. To wystarczyło...

Zaczęła się odchudzać, ćwiczyć. Na siłownię chodziła z matką. Elżbieta nawet się z tego cieszyła. Spędzała z córką więcej czasu. Dziewczyna schudła 3 kilo, ale dalej się odchudzała. Kiedy po kilku miesiącach okazało się, że niknie w oczach, matka zrozumiała, że coś jest nie tak.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Od tego czasu minęło dziesięć lat - mówi Elżbieta Sas. - Córka poradziła sobie z problemem. Wyszła za mąż, urodziła dziecko. Ale czasem mówi o sobie, że jest jedzącą anorektyczką czy nierzygającą bulimiczką... To tak jak z alkoholikami. Nigdy nie można powiedzieć, że jest się do końca wyleczonym.

Oliwia zaczęła się odchudzać, gdy miała czternaście lat. Oszukiwała rodziców. Jedzenie chowała, wyrzucała przez okno. Gdy uznała, że zjadła za dużo, biegła do łazienki. Ustaliła swoją normę. Piła dużo wody i jadła dwa owoce dziennie. Były to banany, mandarynki, czasem zjadła pomarańcze. Latem uwielbiała arbuzy. Musiała być szczupła, bo trenowała gimnastykę artystyczną. A przecież chciała być najlepsza. Grube w tym sporcie nie miały szans... Ale kiedyś Oliwia zemdlała na treningu.

- Po tych siedmiu miesiącach odchudzania mierząc 160 centymetrów ważyłam 32,5 kilograma! - opowiada Oliwia. - Trafiłam do szpitala. Oddział opuściłam, gdy ważyłam 43 kilo. Do takiej wagi doprowadzili mnie po pięciu tygodniach. Ale gdy znalazłam się w domu i popatrzyłam w lustro, uznałam, że jest jestem za gruba i wyglądam jak świnia. Znów zaczęłam się odchudzać. Rodzice na mnie krzyczeli, starsza siostra prosiła, bym zaczęła normalnie jeść. Straszyli, że znów pójdę do szpitala. Nie pomagało. Miałam anoreksję, bulimię. W pewnym momencie ważyłam 30 kilo! Przy 167 centymetrach wzrostu wyglądałam jak szkielet obciągnięty skórą. Byłam starą dziewczyną w ciele szesnastolatki. Znów nie podobałam się sobie.

Oliwia stwierdziła, że nie ma po co żyć. Znów wyglądała źle, w szkole jej nie szło, rzucił ją chłopak. Była tak nerwowa, że nie dało się z nią wytrzymać.

- Postanowiłam podciąć sobie żyły- mówi Oliwia. - Ale mnie odratowali. Tym razem w szpitalu byłam pół roku. Dziś mam osiemnaście lat. Urosłam. Mam 175 centymetrów wzrostu i ważę 54 kilo. Jestem zadowolona. Zaczęłam normalnie jeść, ale by za bardzo nie schudnąć, biegam. Chodzę regularnie do psychologa. Na terapię poszli też moi rodzice. Mam nadzieję, że będzie dobrze.

Psycholog Agnieszka Kremer pracuje z dziewczynami chorymi na anoreksję i bulimię.

- To choroba naszych czasów - mówi.- Już od dzieci wymaga się, by były akuratne. Muszą być mądre, ładne, szczupłe... To ma potem konsekwencje.

Rodzice często orientują się, że ich dziecko choruje, kiedy jest już źle. Bardzo schudło, inaczej się zachowuje. Ale zdaniem Agnieszki Kremer, te objawy można zauważyć wcześniej. Sygnałem ostrzegawczym może być to, że gdy woła się córkę na obiad, to ona mówi na przykład, że zje później albo weźmie jedzenie do swojego pokoju, bo musi się uczyć. Zaczyna nosić luźne stroje i nagle zaczyna ćwiczyć, biegać, tańczyć.

- Dziecko zwiększa aktywność fizyczną, a jednocześnie zaczyna zwracać uwagę na to, co je, liczy kalorie, czyta związane z tym książki, czasopisma - dodaje Agnieszka Kremer. - Jednocześnie coraz częściej mówi, że nie lubi siebie, jest niezadowolone ze swojego wyglądu. Twierdzi, że jest za grube. Ostrzeżeniem może być też to, że dziecko po posiłku idzie do łazienki. Siedzi tam długo, spuszcza wodę, by zagłuszyć odgłosy wymiotów. Bywa, że dzieci piją herbatki odchudzające, biorą środki na przeczyszczenie.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Najczęściej na anoreksję chorują dziewczyny w wieku piętnastu - osiemnastu lat, a więc w okresie dojrzewania. Ta choroba dotyczy też dwudziestokilkulatek czy nawet trzydziestolatek, ale także u nich problem zaczął się zwykle, gdy były nastolatkami.

- Przy czym zauważyłam, że do naszego ośrodka trafiają coraz częściej dwunasto letnie dziewczyny - twierdzi Agnieszka Kremer. - Jak nam opowiadają, problem zaczął się u nich rok - półtora roku wcześniej.

Terapia trwa bardzo długo. I przebiega dwutorowo. Leczyć musi się dziecko, ale i jego rodzina. - Często jeden z powodów tego, że dziecko zapadło na anoreksję, tkwi właśnie w rodzinie - wyjaśnia Agnieszka Kremer. - Terapia jest długa, bo anorektyczka czy bulimiczka musi zrozumieć, że jest chora. Na początku anorektyczki tego nie przyjmują. Najważniejsze dla nich jest to, by zrzucić kolejny kilogram, być szczupłym.

Agnieszka Kremer zaznacza, że choć anoreksja jest chorobą głowy, duszy, niszczy cały organizm. Ma teraz pacjentkę, która powoli wychodzi z anoreksji. Zaczęła jeść, zrozumiała, że jest chora. Tyle że nie może przytyć. - Ma tak zniszczony układ pokarmowy, że nie jest w stanie przyswajać pokarmu - dodaje pani Agnieszka. - Dla tej dziewczyny to jest straszne. Bardzo się stara, walczy, a nie widać efektów.

Niedawno do ośrodka trafiła dziewczyna około trzydziestki. Anoreksja tak ją wyniszczyła, że nie dało się jej uratować. Umarła. Ale nie zawsze finał jest tragiczny.

- Nie ma większej radości, gdy uda się taką dziewczynę wyleczyć, wraca do normalnego życia - mówi Agnieszka Kremer. - Zakłada rodzinę, rodzi dziecko. Niektórzy mówią, że po anoreksji nie ma mowy o dzieciach. Życie pokazuje, że bywa inaczej.

Jedna z byłych anorektyczek na blogu opisała, co sprawiło, że w pewnym momencie zachorowała na anoreksję.

"Chciałam być chuda, mimo że nigdy nie byłam gruba. To moje nagłe zainteresowanie dietą wywołało otoczenie, w jakim się znalazłam. Czasy gimnazjum były najgorszym okresem w moim życiu i chciałabym je na zawsze wymazać z pamięci, ale niestety to nie jest możliwe. Te wspomnienia siedzą gdzieś we mnie i chyba już pozostaną. Teraz pewnie zastanawia fakt, dlaczego tamten czas był najgorszy. Byłam normalną, niczym niewyróżniającą się nastolatką i z dnia na dzień stałam się kozłem ofiarnym swojej klasy. Cały czas mam w pamięci lekcję, na której wszyscy zabawiali się moim kosztem, rzucając we mnie śmieciami. Nie potrafiłam tego ignorować, powiedziałam, że nie podoba mi się takie zachowanie, chciałam, żeby przestali to robić, bo mnie to nie śmieszyło. Jednak to na nic. Zabawa trwała w najlepsze, ci którzy nie trafili we mnie, podchodzili do mojej ławki i zbierali śmieci, po czym znowu rzucali".

Patrycja pisze, że koledzy z klasy traktowali ją jak kogoś gorszego od siebie, wyśmiewali, uważali za zero, jedno wielkie nic. "To cholernie bolało, tym bardziej że byłam słaba psychicznie, wrażliwa, przejmowałam się wszystkim. Coraz częściej uciekałam ze szkoły, tylko żeby nie musieć znosić kolejnych "komplementów". Do domu wracałam zapłakana, roztrzęsiona, czasami drogę do domu pokonywałam biegiem tylko po to, by być jak najdalej od tej szkoły. Trzy lata gimnazjum zniszczyły całkowicie moją psychikę, miałam depresję, czasami wyobrażałam sobie, że ktoś do mnie strzela i chciałam, żeby tak było. Z wzorowej uczennicy, uwielbianej przez wszystkich, jaką byłam w podstawówce, stałam się śmieciem. Straciłam poczucie własnej wartości, pewność siebie i uśmiech, który zawsze mi towarzyszył. To wszystko spowodowało, że zaczęłam wierzyć w słowa, które wtedy słyszałam, zaczęłam szukać problemów w sobie i tak doszłam do wniosku, że powinnam się odchudzać. Moja "dieta" polegała na niejedzeniu i wykańczających ćwiczeniach. Szukałam sposobów, by jak najszybciej schudnąć. To doprowadziło mnie na skraj anoreksji".

Patrycja chodzi do psychologa. Matka pilnuje, żeby jadła. Gdy idzie do łazienki, rodzice stoją pod drzwiami i nasłuchują, czy wymiotuje. Ostatnio przytyła dwa kilo. Rodzice uznali to za sukces. Patrycja za porażkę. Wpadła w szał... To samo było, gdy matka schowała jej wagę. Psycholog jednak twierdzi, że wszystko idzie w dobrą stronę. Potrzeba czasu.

Do Patrycji już dociera, że jest chora. Niedawno w przypływie szczerości powiedziała, że wie, dlaczego.

- To przez skrzypce, dwie szkoły i dlatego, że rodzice się ciągle kłócą - stwierdziła. Niedawno Patrycja obiecała mamie, że nie będzie wymiotować. Oni obiecali, że też pójdą na terapię.

Anoreksja i bulimia
Anoreksja to zaburzenie, w którym irracjonalny strach przed nadwagą prowadzi do drastycznego odchudzania. Nie ma dokładnych danych dotyczących tego, ile osób zapada na tę chorobę. Ale według przeprowadzanych badań,63 procent dziewczyn nie akceptuje własnego wyglądu, 73 procent nastolatek wierzy, że chłopcy wolą szczupłe dziewczęta. 62 procent nastoletnich Polek chce schudnąć kilka kilogramów, a ponad 70 procent marzy o figurze modelki.
Innym problemem współczesnych nastolatek jest bulimia. Chora ma napady objadania się, po czym wymiotuje, stosuje głodówki czy środki przeczyszczające.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki