Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy Łódź dyktowała muzyczne mody w Polsce. To były czasy!

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego/youtube
Łódź była prawdziwym muzycznym zagłębiem. To tu na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powstały najpopularniejsze w Polsce zespoły: „Trubadurzy” i „No To Co”. Inny łódzki zespół „Happy End” śpiewał wielki przebój „Jak się masz kochanie”. Potem nastał czas wielkiej popularności „Ich Troje”, ale nie można zapomnieć o innych łódzkich grupach: „Varius Manx” i „Blue Cafe”.

Zespół „No To Co” zadebiutował 5 grudnia 1967 roku w telewizyjnym programie „Młodzieżowy Klub Piosenki - Po szóstej”. Wystąpił wówczas pod nazwą „Grupa Skifflowa Piotra Janczerskiego”. Chłopcy z Łodzi zaśpiewali „Gwiazdkę z nieba”. Zespół bardzo spodobał się telewidzom, ale nie miał tak naprawdę nazwy. Ogłoszono konkurs na nią. Napłynęło piętnaście tysięcy kuponów z różnymi propozycjami nazwy zespołu. Proponowano na przykład, by łódzka grupa nazywała się „Szli do wsi”.

- Ale jakaś dziewczyna z Warszawy wymyśliła, byśmy się nazywali „No To Co” i tak zostało - opowiadał Aleksander Kawecki, jeden z członków zespołu. - Nawet już nie pamiętam jak ta dziewczyna miała na imię. Ale została naszą matką chrzestną.

Oprócz Piotra Janczerskiego i Aleksandra Kaweckiego pierwszy skład grupy „No To Co” tworzyli: Jerzy Grunwald, Jerzy Rybiński, Jan Stefanek, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkowski. Spoza Łodzi był tylko Jerzy Grunwald. Piotr Janczerski odnalazł go w Katowicach. Był najmłodszy w zespole. Miał 17 lat i szybko stał się idolem wielu dziewczyn, które kochały się w nim na zabój.

„No To Co” zdobyło błyskawicznie wielką popularność. Wielkim hitem okazała się piosenka „Te opolskie dziouchy”. Kiedy ją zaśpiewali w Opolu, to oszalał cały amfiteatr.

- O mały włos ludzie nie spalili amfiteatru - wspomina Aleksander Kawecki. - Wyciągnęli bowiem gazety i zaczęli je podpalać! Groźnie to wyglądało.

W 1970 roku z zespołu odszedł jego pomysłodawca i założyciel, nieżyjący już Piotr Janczerski. Założył „Bractwo kurkowe”, ale nie odniosło sukcesów na miarę „No To Co”. Potem współpracował m.in. z zespołem „Babsztyl”. W tym samym 1970 roku z zespołu odszedł też Jerzy Grunwald. Założył własny zespól „En Face”, potem zaczął karierę solową. Wyjechał do Szwecji, do Stanów Zjednoczonych. Ale wrócił do Polski. Mieszka w Warszawie, ma własne studio nagrań. Dalej śpiewa, wydaje płyty. W 1974 roku „No To Co” nagrało piosenkę na mundial w Niemczech, „Po zielonej trawie piłka goni”, który stał się szybko przebojem wśród polskich kibiców. W tym samym roku „No To Co” opuścili Jerzy Rybiński oraz Jerzy Krzemiński.

„No To Co” koncertowało do 1981 roku. Stan wojenny zastał ich w Stanach Zjednoczonych. Jan Stefanek został za oceanem. Może się poszczycić tym, że grał m.in w zespole akompaniującym Frankowi Sinatrze. Aleksander Kawecki koncertował z różnymi zespołami w Niemczech, Szwajcarii, Szwecji. W 1982 roku wrócił do Łodzi. Potem jeszcze wyjeżdżał zarabiać do Niemiec. W Chicago umarł Bogdan Borkowski. W 1993 roku Jerzy Krzemiński wrócił do Polski i wpadł na pomysł, by reaktywować „No To Co”. Pierwszy koncert po przerwie zagrali w Toruniu. Potem w Krakowie, Rawie Mazowieckiej. Od tego czasu koncertują z małymi przerwami, choć Jurek Krzemiński wrócił do Kanady.

„Trubadurów” też założyli chłopcy z Łodzi. Sławek Kowalewski i Krzysztof Krawczyk znali się z liceum. Mariana Lichtmana poznali na spotkaniach z piosenką, gdzie stawiali pierwsze kroki estradowe i marzyli o wielkiej karierze. Akurat cały świat zwariował na punkcie zespołu The Beatles.

- Mieliśmy stworzyć kwartet na wzór tego z Liverpoolu - wspomina Sławomir Kowalew-ski. - Wszyscy mieli grać i śpiewać.

Pierwsze koncerty dawali „Pod Siódemkami”. W łódzkiej telewizji śpiewali piosenki swoje i Beatlesów. W 1966 roku wygrali ze „Skaldami” opolskie debiuty. W pierwszym składzie „Trubadurów” oprócz Krzysztofa Krawczyka, Sławomira Kowalew-skiego i Mariana Lichtmana grał jeszcze Bogdan Borkowski i Jerzy Krzemiński, który potem odszedł do łódzkiej konkurencji, czyli „No To Co”. Krótko w „Trubadurach” śpiewała także Sława Mikołajczyk. Pierwszym przebojem zespołu były „Słoneczniki, kwiaty” z muzyką Sławomira Kowalewskiego. Kiedyś „Trubadurów” zobaczył Ryszard Poznakowski, który pisał piosenki i występował w „Czerwono-Czarnych”. Był też kierownikiem Telewizyjnej Giełdy Piosenki. Przyjechał, by zaangażować ich do programu. Ale kiedy spotkał Sławka, Krzyśka i Mariana sam zaangażował się do ich zespołu. Potem skomponował wiele przebojów „Trubadurów”.

- Pojechaliśmy na „obóz integracyjny” do Karpacza - wspominał Ryszard Poznakowski. - Finansowałem ten wyjazd, ale zaczynało brakować pieniędzy. Za ostatni grosz kupiłem rolmopsa. Żyletką, równo dzieliliśmy go na cztery części.

Samą nazwę „Trubadurzy” wymyślił Sławomir Kowalewski. Jego kolega Bogdan Borkowski zajrzał do encyklopedii i powiedział, że są tacy wędrowni muzycy, jak trubadurzy czy skaldowie. - Nie wiedziałem, że jest już zespół Skaldowie - twierdzi Sławomir Kowalewski. - Ale mnie najbardziej spodobała się nazwa Trubadurzy.

U szczytu popularności zespołu Ryszard Poznakowski zachorował. Nie mógł występować z „Trubadurami”, a były podpisane kontrakty. Wtedy do zespołu doszła solistka „Amazonek” z Poznania Halina Żytkowiak. Potem Poznakowski wrócił do „Trubadurów”, a piosenkarka w nim pozostała. Została nawet żoną Krzysztofa Krawczyka. W 1974 roku z zespołem pożegnał się Krzysztof Krawczyk. Zaczął robić karierę solową. Powiedział uczciwie, że nie da ciągnąć dwóch rzeczy naraz... „Trubadurzy” jednak postanowili grać dalej i grają bez Krzysztofa, choć ten czasem występuje z nimi gościnnie.

Opowiadając o łódzkiej scenie muzycznej, nie można zapomnieć o Włodzimierzu Wanderze i Andrzeju Nebeskim, którzy grali w zespole „Niebiesko-Czarni”, a później założyli zespół „Polanie”. Włodzimierz, brat popularnej spikerki Bogumiły Wander, mieszka dziś w Stanach Zjednoczonych, Andrzej Nebeski osiadł w Szwecji.

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych cała Polska nuciła przebój „Jak się masz kochanie”. Piosenkę tę wylansował łódzki zespół „Happy End”. Jego założycielem był Zbigniew Nowak. Dziś mieszka on w USA.

Pod koniec lat osiemdziesiątych pochodzący z Czeladzi Robert Janson założył zespół „Varius Manx. Przez pierwszych kilka lat nie był on zbyt popularny. Wszystko się zmieniło w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy do zespołu dołączyła młoda dziewczyna z Piotrkowa Trybunalskiego Anita Lipnicka. Piosenki „Varius Manx”, takie jak „Księżycowa piosenka” czy „Zanim zrozumiesz” znalazły się na szczytach list przebojów. Po dwóch latach Anita odeszła z zespołu. Pojawiły się nowe wokalistki: Kasia Stankiewicz, potem łodzianka Monika Kuszyńska. Nie brakowało też kolejnych przebojów, jak „Orła cień”, „Maj”, „Moje Eldorado”. W 2006 roku grupa miała tragiczny wypadek. Najbardziej ucierpiała w nim Monika Kuszyńska, która jeździ teraz na wózku inwalidzkim. Ale dalej śpiewa, nagrywa płyty. Dalej występuje też „Varius Manx”. Jego wokalistką jest znów Kasia Stankiewicz.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Łodzi założono kolejny zespół, który do dziś podziwia polska publiczność. To „Blue Cafe”. Założył go Paweł Rurak--Sokal. Przez wiele lat jego wokalistką była łodzianka Tatiana Okupnik. Ale postanowiła kontynuować solową karierę. Jednak na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku nie było chyba w Polsce popularniejszego zespołu niż „Ich Troje” z Michałem Wiśniewskim.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki