Sąsiadka pamięta czasy, gdy w łódzkich fabrykach pracowały jeszcze włókniarki. I przeraża mnie czasem, gdy mówi, że za komuny było jej źle, a teraz jest jej jeszcze gorzej. Jakoś nie może mi wtedy przy niej przejść przez gardło sformułowanie, znane mi z telewizji, że może należy do tych, którzy "nie potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości". Tak, jakby rzeczywistość nie dotyczyła wszystkich. Toć przecież, gdyby każdy się potrafił w niej odnaleźć, to dopiero byłaby bieda. W końcu matematyka dowodzi, iż by niektórzy mogli się "odnaleźć" i mieć z tego wymierne korzyści, muszą być tacy, którzy się nigdy "nie odnajdą". Wkurzona sąsiadka na "odnajdywanie" się nie ma już chyba nawet siły. W dodatku ma poczucie beznadziei i bezsilności. - Tym miastem rządzą kobiety, a nie można z nimi porozmawiać jak kobieta z kobietą, bo czują się lepsze. Pewnie dlatego, że nie wiedzą, co to znaczy martwić się, czy wystarczy na jedzenie i wszystkie opłaty - rozkręcała się sąsiadka i, odniosłem wrażenie, zaczęła rosnąć w siłę, więc dyplomatycznie przypomniałem sobie, że mam jeszcze do załatwienia bardzo ważne sprawy.
Gdy sąsiadka mówi o tym, że "kobiety muszą się za to wziąć", może warto przypomnieć, że w lutym 1971 roku udziałem łódzkich włókniarek był jedyny strajk w kraju przed powstaniem Solidarności zakończony sukcesem (jak głosi legenda, wkurzone prządki nawet pokazały Jaroszewiczowi gołe tyłki). Gdy się wtedy "za to wzięły", przestraszyły Gierka, który cofnął podwyżki cen żywności. Dziś o tym fakcie niewielu pamięta. Ale, sądząc po wkurzeniu mojej sąsiadki, łódzkie kobiety mogą o tym przypomnieć. Jak się tylko "za to wezmą"...
Dariusz Pawłowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?