Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie Obchody Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu

Anna Gronczewska
Muzeum Tracyji Niepodległościowych w Łodzi
W najbliższą środę rozpoczynają się X Dni Pamięci Łódzkich Obchodów Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Organizuje je Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi i Towarzystwo Społeczno - Kulturalne Żydów w Polsce. Zainauguruje je koncert Olgi Avigail oraz Tango Attack w Teatrze im. Jaracza.

To okazja, żeby przypomnieć tragiczne dla Żydów dni. Przypomnijmy, że jeszcze na początku września 1939 roku w Łodzi mieszkało 250 tysięcy ludności wyznania mojżeszowego. Było to drugie po Warszawie tak duże skupisko w Polsce. Ostateczną decyzję w sprawie utworzenia „dzielnicy mieszkaniowej” dla Żydów w Łodzi podjęto 8 lutego 1940 roku. Ogłoszono ją następnego dnia w miejscowej prasie w formie zarządzenia prezydenta policji Johanna Schäfera. Na mocy tej decyzji wszyscy Żydzi mieli zostać przesiedleni do północnej części Łodzi, a mieszkający tam Polacy i Niemcy w inne miejsca.

Umieszczani w getcie Żydzi mogli zabrać tylko jedną walizkę z ubraniami i rodzinnymi pamiątkami. Do getta byli przeprowadzani według specjalnego harmonogramu, czyli w grupach, które nie mogły liczyć nie więcej niż trzysta osób.

Formalnie decyzję o utworzeniu Litzmannstadt Ghetta podjęto 8 lutego 1940 roku. Od końca tego miesiąca na ulicach Łodzi rozpoczęły się łapanki na Żydów, którzy jeszcze nie znaleźli się w getcie. 6 marca miał miejsce tzw. krwawy czwartek. Uzbrojone niemieckie bandy wpadały do mieszkań przy ul. Piotrkowskiej i nakazywały w ciągu pięciu minut opuścić lokal. Kto nie zdążył, to... go zabijano. W czasie „krwawego czwartku” życie straciło 127 Żydów. Przesiedlenia zakończono w połowie kwietnia 1940 roku. Ostatecznie granice łódzkiego getta zamknięto 30 kwietnia 1940 roku. Uwięziono w nim 160 320 Żydów. 153 tysiące stanowili mieszkańcy Łodzi. Ale nie tylko. Przywieziono tu też Żydów z Europy.

Litztmannstadt Ghetto było swoistym państwem w państwie. Miało własną walutę, sądy, sklepy, szpitale, fabryki, a nawet więzienie. Nie wolno jednak zapominać, że getto powstało po to, by eksterminować ludność żydowską. Warunki życia były straszne. Na jedno mieszkanie przypadało 7-11 osób. Panował wielki głód. Ludzie wręcz walczyli o o jedzenie. W jednym z pism Hans Biebow, szef niemieckiej administracji w getcie, zadał pytanie szefowi rejencji łódzkiej czy ludność getta ma otrzymywać takie same porcje jak więźniowie. Odpowiedziano mu, że mają być... niższe. To wszystko powodowało, że wycieńczeni, głodni ludzie łatwo zapadali na różne choroby i masowo umierali. Oblicza się, że jedna czwarta z 200-tysięcznej społeczności getta umarła z powodu chorób i głodu.

Przydziały żywnościowe w tak zwanej dzielnicy żydowskiej były zróżnicowane, choć nie było tak wielkich różnic jak w Warszawie. Elita bawiła się na dancingach, a na ulicach żydowskie dzieci umierały z głodu.

Największe porcje otrzymywało żydowskie kierownictwo getta, a więc zaufani i znajomi przełożonego starszeństwa w Litzmanstadt Ghetcie Chaima Rumkowskiego. Przysługiwały im między innymi talony na kiełbasę, mięso, a nawet wino.

Drugą kategorię stanowili ciężko i długo pracujący. Mogli liczyć na dodatkowe przydziały żywności. Ale, że zwykle przeznaczali je dla rodzin Rumkowski wymyślił, że w zakładach pracy będą dostawali dodatkową zupę, aby nie nosili żywności dla dzieci. Najmniejsze racje żywnościowe otrzymywali ci, którzy nie pracowali, a więc głównie tzw. zasiłkowicze. Nie pracowali, bo nie mieli zawodu, nie potrafili znaleźć sobie zatrudnienia. Kartki otrzymywało się nie tylko na żywność, ale też na przykład na opał.

W pierwszym okresie w getcie działało około 400 „kuchni gminnych”, gdzie można było się dożywić. Potem okazało się, że pracujący w nich kucharze zaczęli robić szemrane interesy i je zamknięto. Zaczęto za to rozwijać system kuchni zakładowych.

Na przykład dla inteligencji. Opiekowała się nią „księżna Helena, czyli szwagierka Chaima Rumkowskiego. Stołowali się tam lekarze, nauczyciele, pisarze, czy malarze. Mogli liczyć na lepsze jedzenie. Sprowadzaniem żywności zajmował się niemiecki oddział kierowany przez Heinricha Schwinda. Rumkowski składał mu zamówienie, a on je realizował. Nie wolno zapomnieć, że więźniowie getta otrzymywali do jedzenia zepsute mięso i nadgniłe warzywa. Był czas, że nie dostarczano wcale żywności. Kiedyś przez trzy tygodnie całe getto jadło tylko dynie, nazywane banią. Krążył więc dowcip, że „całe getto to je banie”...

W zachowanej Kronice Getta możemy przeczytać, że przydziały żywności wynosiły: 30 dekagramów mięsa i 20 kiełbasy, 35,5 dekagramów kartofli i 32 deko chleba na osobę. Szerokim echem odbiło się zmniejszenie racji chleba do 27 dekagramów. Otrzymywano też 10 mililitrów octu, 20 oleju, 2 zapałki, 5 papierosów oraz pół konserwy. W kronice pojawiały się informacje o zmniejszaniu kołnierzyków i sukienek. „Panie o wdzięcznym kulistym kształcie, którym żaden Marienbad czy Morszyn nie pomógł, mają obecnie smukłe dziewczęce figury” - zanotował tak 4 sierpnia 1941 roku kronikarz. - „Straty na wadze 20, 30 kilogramów, nieraz więcej, są częstsze. Niektóre niedomagania (żołądka, wątroby, zgagi itp.) zniknęły zupełnie. Niepokojącym natomiast jest, że u wielu ubytek przekroczył dopuszczalne granice i objawia się zanik umięśnienia”.

W Kronice Getta napisano również, że któregoś dnia prezes Rumkowski zauważył kobietę. Myślał, że jest w ciąży. Zapytał o jej stan. - Ósmy miesiąc - odpowiedziała, bo myślała, że prezes pyta jak długo już pracuje.

Prezes zdenerwował się, że kobiecie w tak zaawansowanej ciąży każe się pracować. Zarządził dla niej urlop i talon. Kobieta miała wyjątkowe szczęście, bo nie była w ciąży. Duży brzuch był powodem jedzenia gettowych zup.

- Częstym zjawiskiem było przetrzymywanie zwłok zmarłych, by jak najdłużej otrzymywać przysługujące im karty żywnościowe.

„Warto zauważyć, iż w szeregu wypadków stwierdzono, że rodziny w ciągu kilku czasem dni nie dopełniały-formalności [pogrzebowych], a to celem wykorzystania kart żywnościowych, przetrzymując zwłoki w mieszkaniu” - pisano w Kronice z 15 stycznia 1941 roku. - „Znamienny objaw dla charakterystyki obecnych stosunków”.

Mnóstwo listów kierowano do Chaima Rumkowskiego. Proszono go o dodatkowe porcje żywności. Jeden z takich listów napisała do niego Mirla Dancygier. Prosiła, by dał jej szanse dożyć 100 lat. Twierdziła, że ma 97 lat i jako najstarsza osoba w getcie liczy, iż prezes w trybie doraźnym zarządzi przydział dodatkowej dla niej żywności „w imieniu humanitarności i litości nad staruszką”. Potem okazało się, że kobieta dodała sobie 18 lat.

Warunki panujące w getcie zmuszały do łamania zasad koszerności. Rumkowski wystąpił nawet oficjalnie do Rabinatu z prośbą o zwolnienie z koszerności. W Kronice Getta można znaleźć małą notatkę, z której wynika, że kilkuletni chłopiec zgłosił się na policję i złożył doniesienie przeciw rodzicom, bo nie wydają przypadającej mu racji chlebowej. Zażądał przeprowadzenia dochodzenia i ukarania winnych. Za chleb kobiety prostytuowały się, a mężczyźni stawali się szpiclami...

Jednak najważniejszą rzeczą w getcie była praca. Dawała nie tylko kartki, pieniądze, ale przede wszystkim szanse na życie. Jako pierwsi zatrudnienie znaleźli krawcy. Trzeba było bowiem szyć dla niemieckiej armii mundury. Potem szewcy, bo należało wytwarzać buty dla żołnierzy. W 1940 roku w getcie pracowało 7-10 tysięcy fachowców. W 1942 zatrudnionych było już 60 tysięcy Żydów! Rosła też liczba tzw. resortów, czyli gettowskich fabryk. W 1942 było ich ponad 80, a w 1944 roku ich liczba przekroczyła 100. Pracowało wtedy już w getcie 70 tysięcy osób. Oprócz resortów krawieckich, szewskich, były też stolarskie, kuśnierskie, cholewkarskie, czy dwa metalowe.

Siedziba Centralnego Biura Resortów Pracy mieściła się przy Rynku Bałuckim. Na jego czele stał Aron Jakubowicz, wychowanek Rumkowskiego z sierocińca na Helenówku. Jakubowicza wspomina się dobrze. Wiele osób dzięki niemu przeżyło. Wyciągał z transportów dzieci, znajomych. Natomiast na czele jednego z najważniejszych resortów (krawieckiego) stał Dawid Warszawski - bliski znajomy Rumkowskiego jeszcze z czasów przedwojennych.

Na przykład, gdy trwała bitwa pod Stalingradem, a więc od 1942 roku, w resorcie obuwniczym powstał tzw. oddział słomiany. Produkował ze słomy kalosze dla żołnierzy walczących na froncie wschodnim. Przy ich produkcji zatrudniono 7 tysięcy ludzi, głównie dziewczyn. Plotły sznury, z których robiono kalosze. Resort metalowy nie produkował amunicji, ale koła do armat, moździerzy, potem skrzynie do amunicji. Żydowscy robotnicy nie mieli norm, ale godziny pracy. Najpierw pracowali na dwie zmiany, po dwanaście godzin. Jednak uznano, że osłabione organizmy nie będą wystarczająco wydajne, więc dzień pracy skrócono do ośmiu godzin.

Od 11 marca 1941 roku getto miało własną walutę. Były tzw. kwity markowe. Jednak wszyscy nazywali je „rumkami” lub „chaimkami” - od imienia lub nazwiska Rumkowskiego.

Ten powołał bank emisyjny, który znajdował się przy ulicy Ciesielskiej. Więźniowie getta mieli w nim wymieniać żydowskie marki, dewizy oraz precjoza na „chaimki” i„rumki”. Jednocześnie sonderkomndo policji żydowskiej, na czele którego stał najpierw Dawid Getler, a od 1943 roku Marek Kliger, zajmowało się śledzeniem oraz wykrywaniem tak zwanego ukrytego mienia żydowskiego. Jeśli kogoś złapano, to czekał go przepadek majątku, sąd i więzienie.

W getcie znajdował sąd powszechny, sąd specjalny, dla dzieci i młodzieży. Centralne więzienie mieściło się przy ul. Czarneckiego 14. Był też oddział policji dochodzeniowej.

Litzmanstadt Ghetto, w przeciwieństwie do warszawskiego, było hermetycznie zamknięte. Ale nie brakowało kontaktów handlowych między Polakami i Żydami. W zamian za dewizy, czy kosztowności Polacy przerzucali jedzenie i lekarstwa. Kilku Polaków złapano na terenie getta. Przedarli się na jego teren od strony cmentarza żydowskiego.

Trudne warunki życia sprawiały, że wielu więźniów getta decydowało się na odebranie sobie życia. Od 12 stycznia 1941 roku do końca lipca 1944 roku Kronika wspomina o 277 aktach samobójczych, z czego 145 przypadło na pierwsze dwa lata. Najczęściej decydowano się na skok z mostu, który był zawieszony nad ul. Zgierską (między ul. Lutomierską a Placem Kościelny). 3 września 1941 roku o godzinie 7.00 na taki skok zdecydował się 35-letni Efroim Regenbeum. Natomiast kierownik wydziału informacji Salomon Małkes, jeden z najstarszych urzędników w getcie, popełnił samobójstwo wyskakując z trzeciego piętra. To samobójstwo wywołało w getcie wielkie wrażenie.

Ale getto to nie tylko śmierć. Rodziły się dzieci, ludzie brali śluby. Po wywiezieniu większości rabinów udzielał ich sam Rumkowski.

„W dniu wczorajszym odbył się w sali dawnego Kolegium Rabinackiego, przy Pl. Kościelnym 4, pierwszy ślub siedmiu par, według nowego rytuału” - czytamy w Kronice Getta. - „O godzinie 18, w doskonale oświetlonej Sali, zasiadł przy zielonym stole pan prezes i polecił wezwać z drugiego pokoju młode pary i sprowadzonych przez nie świadków. Obecność osób obcych została z góry wykluczona i wstęp mieli tylko zainteresowani, za okazaniem zaproszenia. Do zebranych przemówił pan prezes w krótkich słowach, tłumacząc im wytworzoną sytuację”.

Jednak życie toczyło się w cieniu wiszącej nad wszystkimi zagłady, która zbliżała się wielkimi krokami...

Jednymi z najbardziej tragicznych wydarzeń w historii Litzmannstadt Ghetta była Wielka Szpera. Od 5 do 12 września 1942 roku do Chełmna wywieziono 16,5 tysiąca dzieci i starców. Z dziewcząt i chłopców urodzonych na terenie getta uratowano tylko syna Borucha Praszkiera, szefa wydziału ds. poruczeń, zaprzyjaźnionego z Chaimem Rumkowskim.

Do jesieni 1942 roku wymordowano w sumie 72745 więźniów Litzmannstadt Ghetta. Wywózka z września 1942 roku zakończyła proces przekształcanie getta w jeden olbrzymi obóz pracy.

Decyzja o ostatecznej likwidacji Litzmannstadt Ghetta zapadła w maju 1944 roku.

Wtedy odpowiedni rozkaz wydał osobiście Heinrich Himmler.

W czerwcu przystąpiono do realizacji tego rozkazu. Ruszyły transporty do Chełmna nad Nerem. Od 23 czerwca do 15 lipca wywieziono ponad 7170 osób. Potem zaprzestano wywózek. Ale tylko do 1 sierpnia. Wówczas je wznowiono. Chaim Rumkowski został poinformowany o wznowieniu „ewakuacji w głąb III Rzeszy”. Na nic zdały się apele jego i władz niemieckich, by ludzie zgłaszali się dobrowolnie do transportów. Chęć wyraziło tylko kilkadziesiąt osób. Rozpoczęły się łapanki, blokady ulic. Ta akcja trwała dwadzieścia dni. Tyle, że od sierpnia wagony z ludźmi ze stacji Radegast nie jechały już do Chełmna nad Nerem, ale udawały się w kierunku Auschwitz-Birkenau...

Rumkowski podzielił los wielu więźniów Litzmannstadt Ghetta. 29 sierpnia 1944 roku razem z żoną Reginą, bratem Józefem i bratową Heleną ostatnim tramwajem pojechał na stację Radegast. Podobno Biebow proponował, żeby został w getcie z żoną. Nie chciał pozostawić brata i bratową. Rumkowski nie przyjął więc tej propozycji. Jak pisze w swoim pamiętnikach z getta Jakub Poznański, przed wejściem do wagonu Biebow miał na pożegnanie pocałować Rumkowskiego.

X Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu ma przypomnieć o tych wszystkich tragicznych dniach i ludziach, którzy stracili wtedy życie. Początek obchodów nastąpi 29 stycznia o godzinie 18.00 w Teatrze im. Jaracza koncertem Olgi Avigail i Tango Attack. Dwa dni wcześniej o godz. 12.00 na Stacji Radegast zostaną złożone kwiaty z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu.

X Dni Pamięci zakończy Gala Finałowa oraz koncert Zespołu Kroke - 3 lutego roku o godz. 18 w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki