Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od roku czekają na zaległe pensje

Michał Meksa
Dziennik Łódzki/archiwum
Pracownicy firmy POZH Trans z Głowna, jednoosobowej spółki Skarbu Państwa, która znajduje się w upadłości, od roku żyją w niepewności. Nie otrzymali zaległych poborów, a zaległości wobec niektórych sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych.

W dramatycznej sytuacji znajduje się Roman Wróbel z Głowna, który pracował w firmie 31 lat, był kierownikiem transportu. - Od kiedy firma upadła, mój stan zdrowia znacznie się pogorszył - opowiada Roman Wróbel. - Wykryto u mnie guza na płucu i operowano mnie.

Pan Roman cały czas źle się czuje, lekarze chcą znów go operować. Utrzymuje się z zasiłku rehabilitacyjnego, który przysługuje mu do listopada tego roku. Nie wie co będzie dalej. Firma jest mu dłużna 25 tys. zł. Jego znajomym jeszcze więcej. Dług wobec innego pracownika sięga 45 tys. zł, zaległości wobec pozostałych oscylują wokół 20 tys. zł.

Byłe kasjerki bez zasiłku dla bezrobotnych

Istniejące od 1963 r. przedsiębiorstwo zajmowało się świadczeniem usług przewozowych. Specjalizowało się w transporcie zwierząt za wschodnią granicę. Gdy w Rosji wprowadzono cło na trzodę chlewną, skończyły się zamówienia i firma popadła w kłopoty finansowe i podjęto decyzję o likwidacji firmy.

- Upadłość ogłoszono w listopadzie 2010 roku - wspomina pan Roman. - W ostatnich miesiącach nie wypłacano nam wynagrodzeń, tłumacząc że przeznaczone one będą na spłatę rat leasingowych za samochód, który miał potem być sprzedany by zwiększyć masę upadłościową spółki.

Pracownicy przystali na to bez oporów. Jednak mimo to sprzęt, który miał być spłacony, został zajęty przez bank. Były kierownik transportu przypuszcza, że być może było to działanie celowe. Pracownicy mieli nadzieję, że syndyk stwierdzi zaniedbania i zawiadomi prokuraturę. Takie zawiadomienie jak dotąd nie wpłynęło.

2 miliony Polaków w kredytowych tarapatach: Rekordzista ma do spłacenia 94 mln zł

Pod koniec sierpnia tego roku, pracownicy firmy złożyli w Sądzie Rejonowym dla Łodzi Śródmieście skargę na działania likwidatora i syndyka. Twierdzą w niej, że ich działania charakteryzują się niepotrzebnym wydłużaniem procedur związanych ze sprzedażą i podziałem majątku spółki.

Skarżący wyrażają też zaniepokojenie odległą datą zakończenia upadłości, wyznaczoną na kwiecień przyszłego roku. Obawiają się, że do tego czasu wszystkie środki posiadane przez spółkę pochłonięte zostaną przez koszty obsługi postępowania upadłościowego.

Tomasz Masłowski, syndyk prowadzący postępowanie, nie chce wypowiadać się w tej sprawie. W wyjaśnieniu złożonym przed sądem pisze, iż nie dysponuje wiedzą pozwalającą mu zająć stanowisko wobec działań likwidatora. Twierdzi też, że starał się uratować zajęty przez bank sprzęt, jednak mimo posiadania potrzebnych środków nie udało się tego dokonać. Na koniec przypomniał, że pracownicy otrzymali wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i zapewnił, że pierwszeństwo nad innymi wierzycielami firmy w uzyskaniu pozostałych należności.

Gdzie łodzianie robią zakupy?

Te argumenty nie uspokoiły jednak pracowników firmy. Pan Roman twierdzi, że wypłata z GFŚP to kropla w morzu zaległości.- Z Funduszu dostałem ok. 9 tysięcy złotych - wspomina pan Roman. - Moje wynagrodzenie w firmie wynosiło ponad 3 tysiące złotych, zaległości wobec mnie są więc dużo większe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki