Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni się bawią, a wizje Nowego Centrum Łodzi się zmieniają

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Piotr Brzózka Grzegorz Gałasiński
Jeszcze raz potwierdziło się, że zasada dyskontynuacji działa nie tylko w odniesieniu do prac Sejmu. Środowa sesja Rady Miejskiej unaoczniła to, co było wiadome od dawna: że nowe Nowe Centrum Łodzi pod patronatem Hanny Zdanowskiej będzie absolutnym zaprzeczeniem Nowego Centrum Łodzi pod auspicjami Jerzego Kropiwnickiego.

Ponieważ głosów koalicji nie brak, zapewne za kilka tygodni raport Deloitte'a stanie się "prawem" miejskim i ruszymy z kopyta z nową filozofią NCŁ, którą osobiście nazywam filozofią "misia na miarę naszych możliwości". Szczerze mówiąc, na razie nic nie zapowiada, żeby w 2018 roku miała nastąpić zmiana na stanowisku prezydenta Łodzi, ale Hanna Zdanowska powinna mieć w tyle głowy, że w razie takiej wymiany, także i jej wizja NCŁ może podlegać "dyskontynuacji". Bo nie ma w świecie polityki rzeczy trwałych.

W takim kontekście rodzi się naturalna potrzeba oparcia w autorytetach wykraczających swoją umysłowością poza kadencyjność samorządu. Środowiskiem w jakiś sposób do tego predestynowanym - w tej akurat materii - wydaje się grono architektów i urbanistów. Tyle, że... No właśnie, to temat na dłuższą bajkę.

Pytam architekta A, co złego jest w ambitnych studentach - bo prosi architekt pisemnie wychowanków o powstrzymanie ambicji do czasu egzaminu II stopnia i przygotowanie mało ambitnej pracy dyplomowej na egzamin stopnia pierwszego. Na co architekt A odpiera, że to wina architekta B. Czemu konkretnie winny ten drugi? Temu, że doniósł (rzekomo) na pierwszego. Nie poddaję się i próbuję drążyć meritum, w odpowiedzi słyszę, że meritum, to zachowanie architekta B. A w sprawie ambicji możemy porozmawiać, ale w siedzibie Łódzkiej Okręgowej Izby Architektów. Spotykamy się więc. W jednym pokoju ja, architekt A oraz rosnące z minuty na minutę koleżeństwo architektów. W pomieszczeniu drugim - tak się akurat składa - architekt B. Mój pokój informuje, że siedzący za ścianą B. jest "be". Niedobry kolega i w ogóle...

Półtora roku temu wpadłem na imprezę z okazji 25-lecia firmy Teren oraz 85-lecia łódzkiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich. Jaka to słodka była jatka - kiedyś już pisałem, ale w trzech słowach przypomnę. Szef "Terenu" Kazimierz Bald pyta: czemu w Łodzi nic nie wyszło z mrowia opracowanych planów? Na co architekt miasta Marek Janiak odpowiada wykładem, jak to komuniści zamordowali centrum Łodzi. I że część siedzących na sali brała w tym udział. Janiak mówi jeszcze chwilę, po czym wychodzi z sali, mimo iż zatrzymać go próbuje Elżbieta Muszyńska, szefowa łódzkiego TUP, wszak po takim ataku wypadałoby odpowiedzieć na kilka pytań z sali. Ale gdzież tam...

Pasował mi wtedy stary dowcip. Spotyka się dwóch architektów, jeden pcha wózek z dzieckiem. To twoje? - pyta pierwszy. - Moje - odpiera drugi. Na co pierwszy: - No niezły, ale ja bym to lepiej zrobił.

Gdy Miejska Pracownia Urbanistyczna wykłada plany miejscowe dla NCŁ, wspomniana prezes Muszyńska pisze list, w którym plany podważa, jako niezgodne ze studium. Na co koledzy urbaniści podnoszą argument, że Muszyńska może i pisze jako prezes, ale nie w imieniu Towarzystwa, lecz swoim własnym. Nie brakuje też uprzejmych, służących informacjami o koleżance prezes Muszyńskiej.

Marek Janiak to człowiek tak uroczy, że mało kto skupia się na tym, co mówi, bo ważniejsze jest, jak mówi. A że Janiak nienawidzi komunizmu, gardzi modernizmem i blokowiskami, to i podważa życiowy dorobek dużej części kolegów, a zatem kwestia polemiki z Janiakiem staje się kwestią nieraz personalną.

Gdy urządza się konkurs urbanistyczny Wielkomiejska Piotrkowska, którego rezultaty mają być brane pod uwagę przy tworzeniu koncepcji zagospodarowania m.in. skrzyżowania Piotrkowskiej i Mickiewicza, to nic sobie z tego nie robiąc, za lat kilka rysuje się i buduje tunele, które nie są tunelami. Jedyną stałością w tej zdezaktualizowanej dawno materii jest stałość prezentacji wyników konkursu na stronie startowej Miejskiej Pracowni Urbanistycznej - widnieją tam do dziś.

Koledzy architekci uprzejmie obrzucają się błotem, kablują, kto handluje "wuzetkami", a kto robi słabe domy. Interesujące tylko, że środowisko tak rozfilozofowane wydaje w Łodzi tak niewiele dzieł wartych zauważenia. Oczywiście można powiedzieć, że wszystko jest kwestią pieniędzy. Jeśli w Łodzi nie inwestuje się w rzeczy wielkie, to się i takich nie projektuje. Jednak znany z ciętego języka Roman Wieszczek, wieloletni szef izby architektów, mówi wprost, że generalny poziom środowiska w Łodzi jest taki sobie - i jak zaznacza, jest to wypowiedź kurtuazyjna.

Czy ci państwo są w stanie trzymać polityków w jakichś ryzach, zapobiegając kolejnym dyskontynuacjom? Znów pytanie retoryczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki