Do pustej, bo chociaż była pełna ludzi, nie było na niej chyba ani jednej osoby, która poczułaby się "towarzyszką" lub "towarzyszem", jak rozpoczął i zakończył swoje przemówienie Jabłoński.
Naiwnie brzmiały jego słowa, że "demokracja będąca przecież władzą ludu, przestanie być pustym, wyborczym frazesem", że "biedni, bezdomni, bezrobotni, głodni, chorzy, muszą wreszcie poczuć, że władza pochodzi od nich, że władza interesuje się nimi i skutecznie reprezentuje ich interes." Nie interesuje się, nie reprezentuje i nie będzie reprezentować.
Ten, kto idzie po władzę, idzie po nią dla siebie. I dotyczy to także lewicy, którą poparła maleńka socjalistyczna partyjka.
W przemówieniu Jabłońskiego jest jednak coś, co daje do myślenia: o państwie, które służy dziś maksymalizacji zysków dla najbogatszych, o ludziach ciemiężonych przez kapitalizm i przygniecionych życiem.
To trochę tak, jakby otworzyć dziś Marksa i Engelsa. Ale może jeszcze bardziej zadziwiający byłby wynik badania, ilu ludzi dzisiaj w Łodzi, po 25 latach budowy demokracji i gospodarki rynkowej , potrafiłoby zidenfikować się ze słowami twórców Manifestu Komunistycznego. Oprócz Marka Jabłońskiego, oczywiście.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?