Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces Dawida B., króla dopalaczy. Świadek: "Można było u nas spokojnie usiąść i zapalić"

Jacek Losik
Jacek Losik
W procesie tzw. króla dopalaczy zeznawali jego byli pracownicy. Jak opowiadała jedna z nich, sklepy miały wyglądać jak puby, w których można zrelaksować się na wygodnych kanapach.

W poniedziałek (16 maja) w Sądzie Okręgowym w Łodzi zeznawali kolejni pracownicy sklepów Smart Szop, w których handlowano tzw. dopalaczami. Najwięcej spośród trzech świadków, do powiedzenia miała sprzedawczyni ze Zgierza. Pracowała w sklepie na zgierskim Placu Kilińskiego od czerwca 2009 do stycznia 2010 roku.

Świadek, w przeciwieństwie do pozostałych dwóch byłych pracowników Dawida B., nie owijała w swoich zeznaniach w bawełnę i szczerze przyznała, że podejmując pracę w Smart Szopie, doskonale wiedziała, czym zajmuje się sieć.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Proces Dawida B. Świadek: Nie wiedziałem, że produkty, które pakuję, to dopalacze

– Miałam świadomość, że są tam sprzedawane środki odurzające. Jestem dorosłą osobą. Zdecydowałam się na tę pracę, bo zaoferowano mi bardzo dobre warunki. Poza tym, wówczas handel dopalaczami był legalny – zeznawała kobieta.

Odpowiadając na pytania prokuratora, świadek opowiedział o niepisanych zasadach, jakie obowiązywały w Smart Szopach. Podstawową regułą, którą menedżer zgierskiego sklepu przekazał kobiecie już na rozmowie kwalifikacyjnej, był zakaz opisywania klientom działania specyfików oraz sposobu ich zażywania.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Proces Dawida B., króla dopalaczy. Świadek: "Na oczach policjantów i żurnalistów kupił dopalacze"

– Generalnie pytań nie było dużo. Zazwyczaj każdy kto przychodził, wiedział co chce kupić, i co się z tym robi. Najczęściej ludzie pytali o koko (pobudzający proszek do wciągania nosem - red.) – zeznawała była sprzedawczyni. – Jeśli jednak ktoś o coś pytał, powtarzaliśmy informacje, zawarte na opakowaniu, czyli że są to m.in. kadzidełka, sole do kąpieli, które nie nadają się do spożycia.

Odgórnie ustalony był również wystrój sklepów. Znajdowały się w nich, oprócz regałów z dopalaczami i akcesoriami do ich zażywania, wygodne kanapy, pufy, stoliczki, telewizja i konsole do gier. Jak tłumaczył świadek, chodziło o to, aby klienci mogli na miejscu skonsumować „artykuły kolekcjonerskie”.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Proces Dawida B., króla dopalaczy. Świadek: serce zaczęło strasznie kołatać i pomyślałam, że umrę

– Można było u nas spokojnie usiąść, zapalić i zagrać w gry. Później, po zaostrzeniu przepisów antynarkotykowych, czyli mniej więcej po 1 września 2010 r., wiele się zmieniło. Częściej w sklepie pojawiała się też policja, sanepid i... rodzice, którzy pytali, czy przychodzą do sklepu ich dzieci – zeznawała kobieta.

Na ławie oskarżonych zasiadają cztery osoby: 28-letni łodzianin Dawid B. zwany królem dopalaczy oraz jego wspólnicy – 6-letni Piotr P. z Łodzi, 52-letni Ireneusz C. z Zabrza (tzw. chemicy) i 27-letni Łukasz K. z Łodzi.

MATURA 2016|MATURA 2016 POLSKI - podstawowy i rozszerzony [ARKUSZE, ODPOWIEDZI matura 2016 polski]

MATURA 2016| MATURA 2016. Chemia - trudny egzamin na zakończenie drugiego tygodnia matur

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 9 - 15 maja 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki