Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rabin Dawid Szychowski: Pesach to święto wolności. A wolność ma znaczenie dla wszystkich [WYWIAD]

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Krzysztof Szymczak
Z rabinem Dawidem Szychowskim z Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, rozmawia Matylda Witkowska

Łódzcy Żydzi od tygodnia obchodzą święto Pesach. Czy to ważne święto?

Tak, to kluczowe święto. Jest to też najważniejsze święto dotyczące żydowskiej narodowości. Odwołuje się do wyjścia Żydów z Egiptu, czyli momentu, w którym naród się konstytuował. Formował się wówczas z rodzin i plemion.

To święto ma znaczenie tylko dla Żydów?

Pesach ma też uniwersalny przekaz. To święto wyzwolenia od niewolnictwa ku wolności. Wierzymy, że w akcie wyjścia z Egiptu idea wolności została przedstawiona światu po raz pierwszy. Dlatego święto Pesach było zawsze przestrzegane przez największe spektrum Żydów: od religijnych po komunistów, właśnie przez jego uniwersalny przekaz uwalniania się. Czemu wolność jest tak ważna? To tak podstawowa sprawa, że nawet się nad nią nie zastanawiamy. A nie ma poszukiwania prawdy bez wolności. Prawda jest jedna, ale jest na nią mnóstwo oglądów. Dopiero te różne perspektywy tworzą całą prawdę. Im więcej perspektyw, tym pełniejszy obraz. A zniewoleni ludzie nie mają możliwości na rozwijanie swojego oglądu.

Jak się tradycyjnie obchodzi Pesach?

Zbieramy się razem po to, aby w czasie nocy pesachowej przekazać opowieść o wyjściu z Egiptu. To opowieść o uwalnianiu się, opowieść o wierności, opowieść o nadziei. Podczas tego wieczoru czytamy tzw. Hagadę na Pesach. Zaczynamy od rzeczy smutnych, od niewolnictwa i niewoli i zmierzamy ku wolności.

Ile osób świętuje w ten sposób Pesach w Łodzi?

Nie wiem dokładnie. Do gminy na seder pesachowy przychodzi około 80 osób. To ci, którzy chcą spędzić ten dzień w większej grupie. Jednak magia wieczoru pesachowego polega na tym, że trzeba opowieść przekazać, a do tego należy stworzyć odpowiednie warunki. Dlatego ludzie często wolą spędzać taki wieczór z rodziną, by atmosfera była intymna.

Czyli do wieczoru pesachowego potrzebne są co najmniej dwie osoby?

Wystarczy nawet jedna. Wtedy sama musi zadać sobie pytania i sama jeszcze raz opowiedzieć sobie tę opowieść. To też wielka nauka, bo powtarzanie rzeczy jest szalenie istotne. Nie liczy się tylko zdobywanie wiedzy, ale też rozumienie tego, co już niby wiemy.

Większość ludzi w Łodzi obchodzi teraz Wielkanoc. Jak czują się Żydzi, gdy niemal wszyscy wokół nich świętują coś innego?

Pesach też nazywana jest Wielkanocą, bo dla nas jest to Wielka Noc. Ale odwróciłbym to pytanie. Pesach to nasze pierwotne święto, obchodziliśmy je od zawsze. Co więc czują katolicy, gdy w ten dzień świętują swoją Wielkanoc a nie Pesach? Pewnie nic nie czują. Wszędzie na świecie ludzie świętują jednocześnie różne rzeczy, także w Jerozolimie. Co pani czuje, gdy pani idzie do swojej pracy, a policjant idzie do innej? Taki jest po prostu podział obowiązków, pomysłów na życie, społecznych przynależności. Ale jeśli pyta pani, co czują ludzie ze społeczności, która kiedyś liczyła 250 tys.? Czują smutek, bo został zamordowany świat.

Gdy wszyscy wokół robią coś innego, człowiek musi czuć się inny. Czy łódzcy Żydzi nie chcieliby tak jak chrześcijanie obok iść w Wielką Sobotę do kościoła z koszyczkiem?

Inność to przeżycie, którego nie trzeba się wstydzić ani wypierać. Ja też patrzę na innych, dziwnych ludzi na ulicy. Każdy, kto się wyróżnia wyglądem lub sposobem zachowania jest samotny. Z jednej strony uwaga jest skupiona na nim, z drugiej strony to zainteresowanie go oddziela. A człowiek lubi się poczuć częścią stada. Niektórzy pewnie mają dosyć i chcieliby się zatopić w tłumie. Ale nie należy zapominać, że ludzie mają też potrzebę się wyróżniać. Więc nawet jeśli Żydzi czasem mają ochotę też iść z koszyczkiem, często dochodzą potem do wniosku, że może jednak dobrze, że tego nie robią. Nie tylko oni są inni. Ten sam problem mają w Łodzi wspólnoty cygańska i muzułmańska.

A jak się jest Żydem w Łodzi na co dzień?

Ja póki co nie narzekam. Łódź w której się obracam, jest mi przyjazna. A jaka będzie przyszłość, jakie jutro Żydów, to już będzie decyzja grupowa, zależąca też od sytuacji politycznej. Już jutro mogą przecież przyjechać do Łodzi liczni Żydzi i zacząć inwestować. Ale też może pojawić się bardzo negatywna atmosfera i Żydzi zaczną stąd wyjeżdżać. Tymczasem jedyne, czego chcą łódzcy Żydzi to żyć. Chcą żyć pełnią życia, na ile się da poza granicami Izraela. Chcą żyć w różnych aspektach: religijnie, kulturalnie, gospodarczo. Zapewnienie takich przestrzeni do rozwoju w Łodzi to zadanie publicznej administracji. Mam nadzieję, że warunki w Łodzi będą sprzyjały temu, żebyśmy mogli tu być i w spokoju rozwijać swoją tożsamość. Choć jest w tym także czynnik Boski, którego nie ogarniamy.

Dużo się słyszy ostatnio o odkrywaniu swojej tożsamości i rodzinnych korzeni, a nawet modzie na bycie Żydem. Kim są nowi ludzie, którzy pukają do drzwi w łódzkiej gminie żydowskiej?

Są to osoby na różnym poziomie rozwoju świadomości swojego pochodzenia: od ludzi z pełnych rodzin żydowskich, którzy zawsze o tym wiedzieli, po ludzi, którzy nie mają żadnego pochodzenia, ale chcą stać się częścią tej społeczności. Pomiędzy nim jest spektrum: są tacy, którzy mają trochę pochodzenia i nie wiedzą co z tym zrobić oraz tacy, których wielu członków rodziny było Żydami, ale oni sami nie chcą nic z tym robić. To złożona sytuacja, bo w polskich gminach żydowskich nie ma ciągłości historycznej. Została brutalnie i dramatycznie przerwana. Więc potrzebna jest tu ciężka praca nad tożsamością. Ale z drugiej strony jest też niesamowite dziedzictwo żydowskie w Polsce, dziedzictwo kilku milionów Żydów. To też jest duży ciężar, który trzeba dźwigać.

Dlaczego?

Bo jeśli kości wychodzą na żydowskim cmentarzu, to jest to nasza odpowiedzialność. A nie jesteśmy w stanie być obecni w każdym takim miejscu. Bo kiedyś przy każdym żydowskim cmentarzu w regionie byli Żydzi, którzy się nim zajmowali. Sam łódzki cmentarz ma 42 hektary i jest wielkim pomnikiem, który wymaga olbrzymich nakładów finansowych oraz ludzkich. Mamy przyjaciół nie-Żydów, którzy nam pomagają i którym zależy na tym miejscu. Bez zaangażowania takich ludzi cmentarz zarośnie. A jest to przecież skarb łódzkiego krajobrazu i warto o niego dbać.

Trudno żyć w sytuacji, gdy po żydowskiej społeczności zostały głównie cmentarze?

Już Mordechaj Canin w napisanej tuż po wojnie książce „Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce” zadawał pytanie ile musiał przeżyć Żyd, że został jeszcze w tym mieście? W Warszawie niemal wszystko zostało zburzone, był jakiś fizyczny symbol zniszczenia, ale też żałoby. W Łodzi materialne ślady zostały, a Żydów nie ma. Ale jednocześnie jest upór Żydów, żeby być tu i pielęgnować tu obecność żydowską. Aż do czasów, kiedy przyjdzie Mesjasz.

A jak Żydzi radzą sobie z tragiczną historią łódzkiej społeczności?

Trzeba być jej świadomym. Trzeba to przeżyć i wypłakać smutek po zamordowanym świecie. Potem można już na tym budować coś nowego. Zresztą ta świadomość nie jest ważna tylko dla Żydów. Polecam każdemu łodzianinowi, aby był świadomym tej wielkiej straty. To jest potrzebne, żeby mógł zbudować solidne fundamenty. Budowanie tożsamości na czymś, czego nie ma się świadomości to jak budowanie domu na niesprawdzonym gruncie. Jest ryzykowne.

Czy poza dbaniem o cmentarze gmina dba też o duchową spuściznę łódzkiej społeczności żydowskiej?

Ile możemy, tyle robimy. Wszystkich aspektach: od promowania kultury, sztuki, poprzez przypominanie sylwetek fabrykantów. Niestety wszystkich opowieści ćwierci miliona przedwojennych Żydów nie jesteśmy w stanie poznać. Ale odkrywać je należy, bo to też jest nasza odpowiedzialność.

Jaki wkład duchowy wnieśli do żydowskiej kultury łodzianie?

Charakterystyczne w łódzkim żydostwie było to, co opisał także Mordechaj Canin: mimo tego, że była zanurzona w rozwoju gospodarczym, miała też bardzo rozwiniętą duchowość. Łączyła we wspaniały sposób te dwie rzeczy. Łączyła część duchową i materialną, i spajała ją w jedną opowieść, co jest tak naprawdę żydowskim ideałem. W tym sensie żydowska Łódź była prototypem Izraela.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki