MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Baranowski w Łodzi: nie zdejmę spodni

Łukasz Kaczyński
Tadeusz Baranowski, gwiazda łódzkiego festiwalu komiksu, zapowiada powrót do malarstwa.
Tadeusz Baranowski, gwiazda łódzkiego festiwalu komiksu, zapowiada powrót do malarstwa. Łukasz Kaczyński
Z Tadeuszem Baranowskim, malarzem, rysownikiem i scenarzystą komiksowym, rozmawia Łukasz Kaczyński.

W 1991 roku opracował Pan projekty plastyczne do pełnometrażowego filmu "Filemon i przyjaciele" w łódzkim Se-Ma-Forze...

Namówiono mnie, bym na nowo przygotował postacie, scenografię. Setki rysunków, w tym jak kot widzi spod stołu, z pieca, jak wygląda podwórko od strony lasu. Nie wiedziałem za bardzo po co, bo poprzednie były piękne i podobały się publiczności. Sam film był bardzo fajny, pełen piosenek, jednak zbyt " swojski" i trudno było się z nim przebić za granicą. Przyznam, że nie widziałem go potem nigdy w telewizji.

Jak to było ze słynną kradzieżą stu plansz komiksu o ciotce Fru-Bęc?

Na przełomie lat 80. i 90. znajomy przedstawił mi pewnego człowieka, Henryka Borkowskiego, podobno młodego wydawcę z Anglii, który zapewniał, że chce wydawać moje prace. Był moim gościem przez tydzień. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Plansze wypożyczyłem mu do celów pokazowych. Wychodząc rzekł: "Tadek, jakie Ty masz do ludzi zaufanie. Przecież mógłbym Ci to ukraść". Co też uczynił. Były to dość specyficzne rysunki i dziś nie są do odtworzenia w dawnej formie. Przydałoby się je mieć, bo nadal chętnie zrobiłbym coś o Fruwaczkach. Kiedyś namierzyliśmy rodzinę Borkowskiego na Śląsku, ale oni ponoć nie utrzymują z nim kontaktu. Tak czy inaczej, za pomoc w odnalezieniu mężczyzny wyznaczyliśmy nagrodę.

Wraca Pan do malarstwa? Słyszy się o tym coraz więcej.

Zawsze zakładałem, że wrócę. ASP ukończyłem z wyróżnieniem, moje wystawy zdobywały uznanie i laury, a obrazy nabywane były przez galerie. Potem przyszło życie, normalna praca, wielogodzinna, rozłożona na miesiące. Tak bowiem jest z komiksem. Całe życie cierpię z tego powodu, że tak oddaliłem się od malarstwa. Może teraz się spóźniłem, ale to pomogłoby mi odzyskać równowagę psychiczną. Komiks nigdy nie napełniał też w pełni mojego ego (śmiech). Nie marzę o sławie, ale jak każdy, chciałbym być jeszcze doceniony. Myślę o dużych konstrukcjach, składanych jak Ołtarz Mariacki, tylko jeszcze bardziej skomplikowanych. Gdy je ukończę, może znajdzie się jakiś mecenas, bo wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Aby zdobyć na to środki zamierzam przygotować ręcznie, jak w czasach przed Gutenbergiem, limitowaną wersję trzech moich albumów. Szczegółów za nic w świecie nie zdradzę.

Publicznie przyznaje Pan, że nie przepada za eksponowaniem własnej osoby. Dziś takie medialne samobójstwo nie jest w modzie.

Obcy jest mi duch pokazywania się, unikam jak mogę dużych imprez. Nie wiem tak naprawdę, czy na te wszystkie "hołdy" zasługuję. Słabo wytrzymuję też presję powszechnego pędu do sławy i pieniędzy. A może jestem przewrażliwiony? Nie szukam poklasku, ale z drugiej potrzebuję dopingu, zainteresowania, chciałbym, żeby czasem wydawca mail do mnie napisał z życzeniami, z zapytaniem o plany. Miałem wiele dobrej woli, więc to milczenie z czasem rodziło coraz większy zawód, zniechęcenie, rozczarowanie. Na początku lat 90. podjąłem decyzję, że kończę z komiksem, ale odezwała się agencja reklamowa i zrobiłem komiks o słoniu Twisti na stronę internetową. Było super. Nikt nie wcinał się w scenariusze, nawet jak pod koniec odcinka pisałem, że "następne nie będą głupsze, ewentualnie minimalnie głupsze". Po 24 odcinkach nowy szef reklamy zaczął żądać realizacji jego wizji. Zrezygnowałem. Ale nawet jak piszą do mnie "mistrzu", nie przekuwa się to na propozycje. Miałem, wydawało mi się, fajne pomysły, ale nikt, także w prasie, nie chciał o nich słuchać. Wydawcy idą dziś za pewnym trendem. Jeśli chcą komiksu, to dlatego, że ma go konkurencja. I najlepiej takiego samego. Jak ktoś jest trendy i robi skandale - trzeba go mieć dla pewnej grupy osób. Ponieważ ja nie skandalizuję, jest jak jest. Jakbym na festiwalu w Łodzi zdjął spodnie, to rzuciliby się fotoreporterzy, a film w internecie biłby rekordy popularności. Ale ja tych spodni nie zdejmę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki