Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Wielki w Łodzi: premiera - operetki „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa II [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Bo do wszystkiego dobrze jest mieć zdrowy dystans: (od lewej) Tomasz Rak (jako Gabriel von Eisenstein), Aleksandra Borkiewicz (Adela) oraz Joanna Woś (Rozalinda)
Bo do wszystkiego dobrze jest mieć zdrowy dystans: (od lewej) Tomasz Rak (jako Gabriel von Eisenstein), Aleksandra Borkiewicz (Adela) oraz Joanna Woś (Rozalinda) Maciej Piąsta
W Teatrze Wielkim w Łodzi odbyła się pierwsza w tym sezonie premiera - operetki „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa II.

Ech, cóż za piękne chwile - powroty z balu maskowego o szóstej rano! W rozbawionym towarzystwie, z beztroską wypisaną na twarzy, w stanie oddalającym od codziennych napięć. Jak dosadnie uczy początek „Zemsty nietoperza” w Teatrze Wielkim w Łodzi, należy jedynie uważać, z kim zabawie się oddajemy. Żeby nie kończyć wieczoru z kompanem, który pozostawi umęczonego przyjaciela na ławce, nie zważając na zawstydzenie delikwenta po przebudzeniu.

_„Zemsta nietoperza”, przy nieśmiertelnej urodzie i niezmiennej świeżości muzyki Johanna Straussa, w warstwie narracyjnej mocno już myszką trąci, dużo się od tamtej epoki zmieniło i trzeba mieć sporo dobrej woli, by bezkrytycznie zaangażować się w rozsnuwaną przed widzem opowieść. _Trafnym zatem tropem, którym podążył reżyser Giorgio Madia - wykorzystując zabawny, igrający ze słowem przekład libretta autorstwa Juliana Tuwima - okazał się życzliwością i szacunkiem podszyty pastisz gatunku, z niezbędnymi w takim wypadku przerysowaniami, połączony z realistycznym, nie operetkowym właśnie podkreśleniem tych elementów, które są bliskie i atrakcyjne dla współczesnego widza. A także zamienienie przy tym całego dzieła w jedną, wielką balangę. Bo przecież w kontekście frywolności i bąbelków szampana zaistniałe na scenie qui pro quo może się jedynie przydarzyć. Nie udało się jednak pokonać wszystkich przeciwności, i choć dużymi fragmentami premiera „Wielkiego” jest przezabawna i efektowna, to zbyt często potyka się o rozwlekłość prezentowanej anegdoty, stając się chwilami - w przeciągniętych sekwencjach domagających się od solistów umiejętności aktorskich (tym bardziej, że te są bardzo różne) - nużąca.

Ponieważ zgodnie z niektórymi teoriami, kobiety kręcą światem, akcję na scenie „Wielkiego” przejmują trzy różne i odmiennie poprowadzone postaci kobiece. Szyku zadaje nienaganna w każdej sekundzie, zarówno wokalnie, jak i aktorsko, Joanna Woś jako Rozalinda. Bawi się swoją rolą, nowocześnie łącząca niemądrość z przebiegłością (także przez całą szerokość sceny) Aleksandra Borkiewicz jako Adela. Świetnie „przebrana” i ucharakteryzowana Agnieszka Makówka przytomnie gra znudzonego życiem i zamożnością księcia Orlovsky’ego, choć - i z reżyserskiej przyczyny - zabrakło tej postaci tajemnicy, związanej z jej dwuznacznością.

Okazji do zabawy nigdy dość, dlatego „Zemsta nietoperza” może być do niej pretekstem

Pięknie śpiewa, ciesząc zarazem sceniczną żywiołowością, Tomasz Rak (Gabriel von Eisenstein), bryluje aktorsko Przemysław Rezner (doktor Falke). Znakomitą, choć przydługą, wspólną sekwencję mają Dariusz Machej (Frank) i Andrzej Gałła (Frosch). Z dystansem potraktował swój występ Krzysztof Marciniak (Alfred), rozwesela Zenon Kowalski (doktor Blind). Drobną rólkę Idy ma Patrycja Krzeszowska. Tym razem nie zachwycił, jak to potrafi, chór.

„Zemsta...” nabiera werwy w pomysłowo choreograficznie (Giorgio Madia) poprowadzonych scenach zbiorowych (np. precyzyjny czardasz, wzbudzają entuzjazm widowni również dowcipne sceny z tańczącymi lalkami) oraz gdy Tadeusz Kozłowski uruchamia orkiestrę Teatru Wielkiego, grającą pod jego batutą dynamicznie i stylowo. I tylko zapewne wielu widzom w zrozumieniu w pełni Tuwimowskiej treści wyśpiewywanej przez solistów pomogłyby napisy z tekstem libretta wyświetlane nad sceną...

Całość została umieszczona w eleganckiej, robiącej wrażenie, pomysłowej scenografii (choć kolorystycznie chłodnej), którą przygotowała Yoko Seyama, atutem inscenizacji są również kostiumy zaprojektowane przez Alexandra Mudlagka.

Realizatorzy z rozmysłem, a i z wyraźną przyjemnością uwypuklili sentyment za światem sprzed katastrof XX wieku, a zarazem nieskomplikowaną egzystencją, w której liczą się wino, zabawa, miłości i miłostki, pikanteria nie zamieniająca się w wulgarność. A że okazji do zabawy nigdy dość, „Zemsta nietoperza” w Teatrze Wielkim może być sympatycznym do niej pretekstem. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż nawet najlepsza impreza, gdy trwa za długo - potrafi zmęczyć. Balowi w „Wielkim” to właśnie się przytrafiło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki