Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekli z Libii do Łodzi

Agnieszka Jasińska
Bożena, Ali Amira i Afisa święta spędzają w Łodzi, Niestety, nie ma z nimi Ahmeda i Tanka.
Bożena, Ali Amira i Afisa święta spędzają w Łodzi, Niestety, nie ma z nimi Ahmeda i Tanka. Grzegorz Gałasiński
Uciekli z Libii, kiedy wybuchła wojna. W Łodzi rozpoczynają nowe życie. Jeszcze nie zdążyli rozpakować walizek, ale już szykują się do świąt wielkanocnych. Bożena, Ali, Amira, Nafisa, Ahmed, Tank i Adam wreszcie czują się bezpieczni.

Po raz pierwszy od lat na ich stole wielkanocnym zamiast zupy cytrynowej będzie żurek z jajkiem. 15-letnia Amira i 12-letnia Nafisa już nie mogą doczekać się malowania pisanek. Robią to co roku, ale tym razem pokolorują jajka w Łodzi. Mieszkają tutaj dwa miesiące. Razem z mamą, tatą i braćmi uciekły z Libii. Wszyscy bardzo się bali. Uciekli tuż po tym, jak najemnicy Kaddafiego wycięli i spalili całą pobliską wieś.

Przed przeprowadzką
Kamienica przy ul. Kilińskiego w Łodzi. Do mieszkania pani Bożeny i jej rodziny trzeba wdrapać się na trzecie piętro. Pod drodze mijamy powybijane okna na klatkach schodowych, brudne i pomazane ściany... Schody są odrapane, zaniedbane. Drzwi otwiera pani Bożena. Jest uśmiechnięta, chociaż na jej twarzy widać zmęczenie. Mieszkanie jest zadbane, odświeżone.

- Tylko nie mamy tutaj łazienki. To największy problem. Mąż i dzieci są muzułmanami. Modlą się pięć razy dziennie. Przed każdą modlitwą muszą się umyć. W mieszkaniu zastępczym, jakie dostaliśmy, nie ma do tego warunków. Poza tym jest nas siedmioro, chcielibyśmy swobodnie się myć, to przecież podstawa. Dobrze, że jest chociaż toaleta - mówi Bożena. - Na szczęście to tylko mieszkanie zastępcze. Wkrótce przeprowadzimy się na ul. Targową.

O tym, że rodzina z Libii powinna otrzymać mieszkanie komunalne od miasta, radni z komisji gospodarki mieszkaniowej i komunalnej Rady Miejskiej w Łodzi zadecydowali pod koniec marca. Byli jednomyślni. Nikt nie miał wątpliwości, że trzeba pomóc uciekinierom z Libii. Na początek rodzina otrzymała lokal zastępczy przy ul. Kilińskiego w Łodzi, w tym czasie przygotowywane jest dla nich mieszkanie komunalne przy ul. Targowej.

Dzieci są największą dumą
Bożena jest Polką, Ali - Libijczykiem. Mają pięcioro wspólnych dzieci. Bożena wyjechała do Libii w 1987 roku, miała wtedy 18 lat. Aliego poznała w Polsce, tu wzięli ślub.

- Potem w Libii odbył się drugi ślub, ale nikt z rodziny tam nie pojechał, bilet kosztował tysiąc dolarów, nie było nas na to stać - opowiadała Małgorzata, siostra Bożeny.

Dzieci Bożeny i Aliego urodziły się w Libii. Najstarszy jest Ahmed - ma dzisiaj 23 lata, potem jest 21-letni Tank i 17-letni Adam. Są jeszcze dwie dziewczynki: 15-letnia Amira i 12-letnia Nafisa. Ahmed i Tank są prawdziwą dumą rodziców. Ahmed skończył studia prawnicze, jest adwokatem. Tank jest na drugim roku studiów medycznych, chce zostać lekarzem i specjalizować się w genetyce.

Bożena pracowała w Libii jako pielęgniarka. Dodatkowo była tłumaczką, gdy przyjeżdżała delegacja polskiego rządu. Ali pracował jako handlowiec. Jak sami przyznają - w Libii wiedli bardzo spokojne życie, byli szczęśliwi. To było jak bajka.

- W Libii wszystko jest pięć razy tańsze niż w Polsce - opowiada Bożena. - Jak się wychodzi na ulicę, to nie ma takiego tłumu jak w Łodzi. Ludzie żyją spokojnie. Nie ma tak zaawansowanej techniki. Życie jest łatwe. Ludziom zależy przede wszystkim na tym, aby się najeść. Nikt się nigdzie nie spieszy, nie goni... Wszystko byłam w stanie sobie wyobrazić, ale nie to, że tam wybuchnie wojna - przyznaje Bożena.

- Nagle nasze życie zmieniło się w koszmar - dodaje Ali. - Jak wybuchła wojna, to pozamykano wszystkie szkoły, popalono banki. Pracowały tylko szpitale. Ciągle słyszeliśmy, że sąsiad nie żyje, najpierw jeden, potem drugi. Widzieliśmy bliskich znajomych leżących bez głów na ulicy, w kałuży krwi. Tych widoków się nie zapomina.
Ucieczka z piekła
Cała rodzina zdecydowała się na ucieczkę po tym, jak najemnicy Kaddafiego wycięli i spalili całą pobliską wieś. Uciekli tak jak stali, nie zdążyli nic ze sobą zabrać. Z Darny, miejscowości, gdzie mieszkali, samochodem zbiegli do granicy z Egiptem, potem trzy dni jechali do Kairu. Potrzebowali pieniędzy, więc po drodze sprzedawali wszystkie cenne rzeczy, jakie mieli przy sobie: telefony komórkowe, aparaty fotograficzne...

- Kiedy uciekaliśmy, nie mieliśmy przy sobie paszportu Nafisy. Bałam się, że będziemy musieli wracać do Darny. Na szczęście udało się przekroczyć granicę - mówi Bożena.

Rodzina schroniła się w Łodzi, bo tu mieszka siostra Bożeny. Kiedy dowiedzieli się, że dostaną od miasta mieszkanie komunalne, nie posiadali się z radości. To dla nich szansa na nowe życie. I to nowe życie zacznie się w Wielkanoc, bo wtedy mają przeprowadzić się na ul. Targową.

- Bez stałego meldunku nie mogłam się zarejestrować jako bezrobotna, nie byłam ubezpieczona, nie mogłam pójść do lekarza. A zdarzało się, że dziewczynki coś bolało, były chore. Nie mogłam nawet zapisać dzieci do szkoły. Teraz to się zmieni. Będę mogła pójść do pracy i nareszcie zacząć zarabiać pieniądze - opowiada Bożena.

Mieszkanie, w jakim zamieszkają libijscy uciekinierzy, ma 75 metrów kwadratowych. Jest mniejsze niż dom, w jakim żyli do tej pory. W Libii mieszkali na 240 metrach kwadratowych.

- Jednak już części tamtego domu nie ma. Zniszczyły go rakiety. Kiedyś wojna to były pistolety, strzelanina. Dzisiaj to rakiety. Niszczą wszystko - zamyśla się Ali.

- Smutne jest to, że w Libii giną głównie 15-, 16-letni chłopcy, którzy zdecydowali się walczyć dla swojego kraju. Nie mają absolutnie żadnych szans. Porywają się z motyką na słońce - dodaje Bożena.

Inny kraj, inna kultura
Przeprowadzka do Łodzi była największym szokiem dla Amiry i Nafisy. W Libii dziewczynki nie mogą same wychodzić na ulice, a jeśli spotykają się z mężczyznami, to tylko tymi z rodziny. Tutaj na początku nie chciały nawet wyjść do toalety, bo w mieszkaniu był np. wujek, którego nie znały.
Amirze i Nafisie cały czas w Łodzi jest zimno. Chodzą ubrane w bardzo grube swetry, chociaż za oknem jest coraz wyższa temperatura. Dziewczynki są przyzwyczajone do ciepłej Libii.

- Córki już nie mogą się doczekać Wielkanocy. Są innego wyznania niż ja, ale już nie mogą się doczekać aż razem pójdziemy z koszyczkiem do kościoła - opowiada pani Bożena. - Dziewczynki były tylko kilka razy w kościele, bardzo im się podobało.

Na Wielkanoc w rodzinie pani Bożeny nie zabraknie również kolorowych pisanek.
- Co roku je malujemy. Teraz pierwszy raz będziemy to robić w Polsce. W Libii zawsze obchodziliśmy Wielkanoc. Taką po polsku. Zresztą Boże Narodzenie także - opowiada pani Bożena. - Na Wielkanoc w Libii zawsze starałam się przygotować takie polskie potrawy. Nie było jednak to wcale łatwe. Tam są zupełnie inne produkty niż tutaj. Dlatego na stole wielkanocnym zamiast żurku z jajkiem była zupa cytrynowa. Poza tym nigdy nie podawałam wieprzowiny. Religia męża i dzieci nie pozwala im na jedzenie takiego mięsa, więc i ja także go nie jem.
Pani Bożena w Libii zawsze piekła ciasta na Wielkanoc: mazurki, babki, serniki. Teraz tym bardziej nie zabraknie tych wypieków na ich stole. Cała rodzina bardzo czeka na święta, to będzie dla nich szczególny czas.

- Gdy przeprowadzimy się z mieszkania zastępczego do właściwego będziemy mogli nareszcie rozpakować torby i poczuć się jak w domu. Do tej pory żyjemy na walizkach. Jeszcze czujemy się niepewnie - przyznaje pani Bożena.

Puste miejsca przy stole
Przy wielkanocnym stole w tym roku zabraknie dwóch synów Bożeny i Alego: 23-letniego Ahmeda i 21-letniego Tanka. Uciekli z Libii, ale w Łodzi spędzili tylko kilka dni. Pojechali do swojego kraju z akcją humanitarną. Zawieźli leki, bandaże. Mają niedługo wrócić. Taką nadzieję mają rodzice.

- Niby wszyscy zapewniają mnie, że synowie są bezpieczni, ale ja się bardzo o nich boję. Tam jest wojna, nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć - denerwuje się Bożena. - Nie dopuszczam do siebie myśli, że może stać się im coś złego.

Bożena ma wsparcie w rodzinie. Siostra pomaga jej, jak tylko może.
- Samej trudno byłoby mi odnaleźć się w nowej rzeczywistości - mówi Bożena. - Wciąż pamiętam o tym, co nas spotkało, co przeżyliśmy. Myślę, że nigdy o tym nie zapomnę. Czasami obrazy z Libii śnią mi się po nocach. To koszmar. Przez 24 lata mieszkaliśmy w Libii. Do Polski tylko kilka razy przyjechaliśmy na wakacje. A teraz będziemy tutaj budować życie na nowo. Tu będzie nasz dom.

Bożena chce pójść na kurs dokształcający zaproponowany jej przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi.

- Jeszcze nie wiem, co to będzie. Wszystkiego jestem w stanie się nauczyć. Ważne, żebym wreszcie zaczęła zarabiać pieniądze. Mąż jest handlowcem. Mamy nadzieję, że też znajdzie pracę w Łodzi - mówi Bożena.

Na razie Nafisa, Amira i Adam nie chodzą jeszcze do szkoły.
- Jak tylko przeprowadzimy się na ul. Targową, to wtedy zapiszę dzieci - mówi Bożena. - Mam nadzieję, że sobie poradzą. Uczyły się polskiego. Jednak są pewne trudności. W Libii na przykład jest inny alfabet, pisze się od prawej do lewej. Dziewczynki mówią bardzo dobrze po angielsku. Z tym językiem więc nie powinny mieć żadnych problemów.

Bożena i Ali są małżeństwem od 24 lat. Wzajemnie się wspierają i podtrzymują na duchu.
- Ale to ja mam siwe włosy, a nie żona - żartuje Ali i uśmiecha się ciepło.
- Jesteśmy razem. Damy sobie radę -dodaje Bożena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki