Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad: Chodzi tylko i aż o to, by pozostać sobą. Rozmowa z Agnieszką Janiszewską-Szczepanik

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Z Agnieszką Janiszewską-Szczepanik, mieszkającą w Łodzi pisarką, rozmawia Dariusz Pawłowski.

Zacznijmy od pytania, które pewnie wszyscy zadają - ile w historii i postaci Natalii, bohaterce Pani powieściowego debiutu „Woda księżycowa”, jest opowieści o autorce książki?

Rzeczywiście, to pytanie się powtarza. I muszę przyznać, że oczywiście w jakiejś części Natalia jest mną. Nie jest to moja historia pod względem faktów, scenerii, zainteresowań bohaterki, miejsca pracy. Odzwierciedlenie mojego życia można natomiast odnaleźć do pewnego stopnia w emocjach Natalii, jej transformacji na poziomie psychicznym. Pisząc, mogę stworzyć akcję, otoczenie dla niej, dialogi, ale nie byłabym w stanie wymyślić emocji, których nie przeżyłam.

Idąc tym tropem, czy znane Pani osoby, czytając książkę, w zawartych w niej postaciach rozpoznają siebie?

Na razie sytuacji, by ktoś powiedział: ta postać to ja, nie było. Ja też w żadnym z bohaterów książki nie zawarłam dokładnie nikogo ze znanych mi osób. Są to co najwyżej odłamki niektórych osobowości, podsłuchane dialogi, coś dopowiedzianego przeze mnie na podstawie znajomości z jakąś osobą. Ważniejsza od oddawania rzeczywistych sytuacji i osób była dla mnie warstwa psychologiczna, przemiana wewnętrzna. Ta opowieść ma swoją mroczną część, która dopiero później się rozjaśnia. W tym różni ludzie mogą odnaleźć bliskie sobie doświadczenia.

Jest Pani łodzianką, więc w naturalny sposób miejscem akcji powieści jest Łódź. Ale bardziej dlatego, że nasze miasto jest dla Pani bezpieczną przestrzenią do opisania, czy też dlatego, że historia Natalii mogła się zdarzyć tylko w Łodzi?

Ta historia mogłaby się wydarzyć i w innych miastach. Tak jak w przypadku osób, tak i jeżeli chodzi o miejsca nie detaliczny ich opis jest dla mnie najważniejszy, ale odzwierciedlenie przeżyć bohaterów. I wiem już, że właśnie taka literatura, jako pisarkę, będzie mnie interesować. Oczywiście, wybrałam Łódź, którą znam, trochę z wygody, bo wiele szczegółów mogłam łatwo przywołać w pamięci. Założyłam również, że może to stanowić pewien urok dla łódzkiego czytelnika, który razem z Natalią znajdzie się w miejscach, które zna. Jest to też ulga dla czytelniczej wyobraźni, bo nie trzeba wyobrażać sobie scenerii „od zera”, tylko wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądają Manhattan, Stawy Jana, czy Manufaktura. Ale nie Łódź determinuje to, co uważam za najistotniejsze, czyli przemianę bohaterki.

A jak Pani pracowała nad tą powieścią? Czy rozpisała sobie Pani najpierw akcję na poszczególne elementy i wypełniała je treścią, czy poddała się opowieści do tego stopnia, że sama była zaskakiwana rozwojem wypadków?

Myślę, że należę do tych pisarzy, którzy są częściowo zaskakiwani tym, co wyłania się z kolejnych stron tekstu. Do mojej powoli powstającej pracy doktorskiej robiłam badania na temat procesu twórczego i przeprowadziłam wywiad z Joanną Bator. I ona powiedziała mi, że są pisarze jak księgowi, którzy mają rozpisane wszystkie elementy powieści, porządkują je na korkowych tablicach i składają w całość, z góry wiedząc co, w którym momencie ma się wydarzyć i są to z reguły autorzy kryminałów. Są też ci, którzy dają się wciągnąć w proces bardziej intuicyjny, gdzie wiele rzeczy powstaje w trakcie pisania, niejako niespodziewanie. Co nie oznacza oczywiście, że się tego później analitycznie nie spaja, czy że na początku nie ma się jakiegoś ogólnego zarysu fabuły. Natomiast jest w pisarstwie sporo przestrzeni dla intuicji i dla mnie ten aspekt był bardzo istotny.

Podróż z bohaterką książki musiała być dla Pani bardzo emocjonalną wyprawą. Czy podczas pisania podobna transformacja do tej, którą przeżywa Natalia, zaszła również w Pani?

Na pewno była to bardzo emocjonalna praca. Wielu pisarzy mówi, że pierwsza książka jest najbardziej osobista, bo to wymarzone, wypieszczone dziecko. I już teraz sądzę, że ze mną tak właśnie będzie, bo gdy myślę o kolejnych pomysłach na fabuły, to już nie ma w nich tak wiele mnie, jak w „Wodzie księżycowej”. Ale czy przeszłam transformację? Raczej uporządkowałam sobie to, co przeżyłam wcześniej, bo myślę, że jeżeli się o czymś pisze, to trzeba być już krok dalej. Nie byłabym raczej w stanie jednocześnie przechodzić transformacji i od razu ubrać ten proces w metaforę. Byłyby to raczej dzienniki o tym, co przeżywam. Gdy jednak przeszłam już swoją własną przemianę, mogłam o tym napisać z pewnego dystansu.

Zostawia Pani tę powieść nieco otwartą, w momencie, do którego każdy czytelnik może sobie coś podopowiadać. Czy zamierza Pani napisać kontynuację losów Natalii?

Nie. Wydaje mi się, że ten temat jest już dla mnie zamknięty. Finał sugeruje zamknięcie historii i chyba nie chciałabym jej kontynuować. Pracuję nad kolejną książką, której główna bohaterka nosi inne imię, inaczej wygląda i mierzy się z innymi wyzwaniami… To postać zdecydowanie inna niż Natalia!

A chciałaby Pani, by „Woda księżycowa” zamieniła się w film?

Taki pomysł pojawił się w jednej z recenzji… Tak, to moje marzenie! Jednak niestety nie znam kroków, które miałyby do takiego ambitnego celu prowadzić.

Nie zostałem specjalnie zbudowany męskimi bohaterami Pani książki. Czy podobnie jak Natalia nie dostrzega Pani siły we współczesnym mężczyźnie?

Na etapie życia, kiedy powstawała ta książka, może rzeczywiście nie dostrzegałam. Takie wrażenie może jednak wynika też z tego, że jestem kobietą i rzecz jasna łatwiej jest mi pisać z perspektywy kobiety i o kobiecie. Poza tym sądzę, że kobieca siła i jej eksponowanie są dziś bardzo potrzebne. Ta historia jest poszukiwaniem archetypu kobiety, jakim jest babcia Natalii, która - co jest dla mnie ważne - podoba się wielu czytelnikom. Ona niesie w sobie właśnie tę kobiecą moc: osoby silnej, mającej kontakt ze swoją intuicją, decyzyjnej, sprawczej, nie uległej i nie zaplątanej w stereotypowe mechanizmy kulturowe, ale także opiekuńczej i kobiecej w dobrym tego słowa rozumieniu. To możliwe, że jesteśmy świadkami jakiegoś kryzysu męskości. Dziewczyny się teraz fenomenalnie rozwijają, jest boom na wszelkie kobiece warsztaty, grupy, gdzie się kobiety wzajemnie wspierają. Nie chcę zbytnio uogólniać, ale mam wrażenie, że po tej drugiej stronie czas po pracy spędzany jest często na grach komputerowych i telefonie. A w kobietach nastąpiło przebudzenie, co może skończyć się zmianą w kulturze - czyli dalszym wzmacnianiem głosu i udziału kobiet w szeroko rozumianym życiu społecznym. A drogą jest, jak w przypadku Natalii, odnalezienie swojej drogi, wyzwolenie się z ograniczeń patriarchalnego wychowania, a czasem też korporacyjnej rzeczywistości, która nie wszystkim odpowiada.

Czy w Pani przypadku decyzja o tym, że zacznie pisać książki, wiązała się z podobnymi trudnymi poświęceniami i wyborami, jakie podejmuje Natalia, która zaczyna malować?

To zdecydowanie były trudne sytuacje i decyzje, ale ich efekt doprowadził do jednego z najważniejszych przełomów w moim życiu. Wcześniej pracowałam w różnych branżach, myśląc o zapewnieniu sobie bezpieczeństwa, lecz potrzeba pisania była tak silna, że gdy zobaczyłam, iż po wielu latach frustracji niewiele z tego planu się spełniło, dokonałam dużej zmiany w swoim życiu. Wiązało się to z dyskomfortem, koniecznością porzucenia starych schematów, a czasem napotykałam też brak zrozumienia ze strony otaczających mnie ludzi. Ale dopiero, gdy stworzyłam sobie taką przestrzeń, że mogłam pisać od rana, a dodatkowe prace wykonywać popołudniami, to ta książka rozkwitła. Bycie sobą łączy się z poświęceniami, na które często nie jesteśmy gotowi. Mam doświadczenia z prowadzonych przeze mnie warsztatów dla ludzi poszukujących swojej drogi, na których pojawiają się osoby bardzo otwarte, kreatywne, które chętnie przyjdą na kolejne warsztaty, spróbują czegoś nowego, poznają nowe osoby, ale czasem zapominają o tym, że aby dokonać zmiany, trzeba też coś ze swojego życia wyrzucić. Przyjmowanie czegoś nowego jest fajne, ale już zrezygnowanie na przykład z pracy lub jakiejś relacji, uniemożliwiającej bycie sobą, bywa niestety trudne.

Czy możliwość transformacji, o której Pani mówi i pisze, dotyczy tylko trzydziestolatków, jak Natalia, czy też mogą mieć na nią jeszcze nadzieję sześćdziesięciolatkowie?

Wierzę w to, że wewnętrzny głos nie milknie i cały czas daje o sobie znać. Warto zacząć w każdym momencie, z tym co się ma i tu gdzie się jest. Uważam tworzenie za największe piękno. Ta potrzeba jednak potrafi być siłą destrukcyjną, jeżeli próbujemy ją tłamsić. Jak to robiła Natalia.

O czym będzie następna książka?

Staram się byś ostrożna z takim deklarowaniem, bo jak mówiłam mój proces twórczy jest intuicyjny, na pewnym etapie trochę chaotyczny, nie chcę więc zapowiadać czegoś, co potem będzie wyglądać zupełnie inaczej. Ale piszę i przyznam, że ten pandemiczny czas pod tym względem był dla mnie korzystny. Chyba pierwszy raz pisałam tak wiele dni pod rząd, dosłownie wchodząc do środka fabuły. To niezwykłe doświadczenie, bo jeszcze mocniej poczułam świat powieści i moich bohaterów. Jest duża szansa, że skończę książkę do połowy roku. Jej wydanie to osobna historia.

No właśnie - łatwo było znaleźć wydawcę na debiut?

Wiele osób sugerowało mi, że szanse na wydanie debiutu są nikłe. Tymczasem rozesłałam „Wodę księżycową” do paru wydawnictw w niedzielę, a w piątek, gdy siedziałam na lekcji angielskiego, od jednego z nich, znanego na rynku, dostałam mail, że są zachwyceni powieścią i chcą ją wydać. Oczywiście wpadłam w euforię, ale do umowy nie doszło, bo musiałabym podpisać cyrograf na siedem lat. Wydało mi się to za dużo, szukałam dalej, aż pojawiło się wydawnictwo Novae Res, gdzie trzeba było jednak znaleźć dofinansowanie na publikację. Bardzo pomogła mi Fundacja LodzArte, która została mecenasem projektu. Z jednej strony jest więc niełatwo, ale z drugiej jest dużo opcji, niekoniecznie tradycyjnych. Jeżeli więc ktoś jest uparty i zdeterminowany, to powinien sobie poradzić.

Poznaliśmy zatem Pani książkowy debiut, poznajmy teraz jeszcze Panią...

Jestem łodzianką, filologiem angielskim. Teraz studiuję w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego na kierunku pedagogika. Piszę doktorat na temat potrzeby twórczości artystycznej pod kierunkiem pedagoga twórczości, pana profesora Krzysztofa Szmidta. Wcześniej prowadziłam warsztaty rozwojowe w domach kultury, m.in. „Obudź w sobie artystę”, sesje life coachingu, który studiowałam podyplomowo. Mam dwa koty, mieszkam na Chojnach, lubię chodzić po górach i w ogóle dużo chodzić, a także sporo czytam... Chciałabym zobaczyć Skagen - miejsce, gdzie Morze Bałtyckie łączy się z Morzem Północnym. Oraz popłynąć na Bornholm - bo została mi jeszcze druga połowa wyspy do objechania rowerem. Wystarczy?

Zobacz również

Dantejskie sceny w punkcie szczepień na Lumumbowie w Łodzi

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki