Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z czym kojarzy się radnym Fashion Week? Z oczepinami w remizie

Agnieszka Magnuszewska
Artur Kostkowski
Topowa łódzka impreza modowa spotkała się ze sporą krytyką. Radni mówią o spadającej jakości, a znany projektant o chamstwie i totalnym bałaganie...

Konferansjerka odpowiednia do oczepin na weselu w remizie, godzinne oczekiwanie na pokaz i mała liczba gwiazd to słabe punkty XII edycji Fashion Week Poland, które wytknęli organizatorom radni z komisji promocji łódzkiej Rady Miasta. Czy słusznie? Agencja Moda Forte twierdzi, że świat zachwyca się łódzkim Fashion Week, a negatywną opinię wystawiają mu tylko łódzkie media oraz blogerzy z warszawskiej Pragi. Imprezy nie darzy też miłością sześciu znanych warszawskich projektantów, jak Zień czy Baczyńska, dlatego ją lekceważą. Ile w tym prawdy, a ile goryczy?

- Czy podczas kolejnych edycji Fashion Week Poland, który znacząco wspiera miasto, można zapewnić prowadzenie gali lepsze od obserwowanej w tym roku konferansjerki, odpowiedniej raczej do oczepin na weselu w remizie pod Domaniewicami? - takie pytanie zadało władzom Łodzi troje radnych (Małgorzata Moskwa-Wodnicka, Małgorzata Bartosiak, Maciej Rakowski).

Warto dodać, że ani jedna z tych osób nie jest z opozycji, a obiekcje co do jakości łódzkiej topowej imprezy ma znacznie więcej radnych, czego dowodem była ostatnia komisja promocji. Według nich, po XII edycji Fashion Week pozostał niesmak, bo nawet podczas wesela w remizie nie czeka się godzinę na danie główne, a co do jakości deseru nie ma się wątpliwości. A tak właśnie było w przypadku gali otwarcia Fashion Week. Pokaz projektanta Dawida Tomaszewskiego opóźnił się o godzinę, a występ blogerek modowych na wybiegu wzbudził mieszane emocje.

Efekt? Radni rozważają wstrzymanie drugiej transzy dotacji do imprezy, co organizator - agencja Moda Forte - znacznie by odczuła. W końcu tajemnicą poliszynela są jej problemy finansowe. Agencja temu zaprzecza.

- Z związku z tym, że miasto nas supportuje w transzach, a sponsorzy płacą, jak płacą, musimy się posługiwać firmami finansującymi przedsięwzięcie, pożyczając pieniądze przed imprezą - tłumaczył Jacek Kłak, współwłaściciel Moda Forte, który stawił się na komisji promocji. - Poprzednia edycja miała debet półmilionowy, który musieliśmy pokryć, wspierając się funduszem inwestycyjnym z Warszawy. Ma to swoje konsekwencje w tym, że nie każdy wykonawca otrzymał wynagrodzenie w stu procentach.

Jednak dyrektor Biura Promocji, Turystyki i Współpracy z Zagranicą, zapytany przez radną Monikę Malinowską-Olszowy, czy to prawda, że wpływają do niego żądania cesji wierzytelności za niewykonane płatności Moda Forte, potwierdza.

- To prawda, wpływają zajęcia wierzytelności komorniczej i zajęcia związane z cesją. Te pierwsze dotyczą kwot w wysokości 300 zł, 700 zł czy 40 tys. zł. Natomiast cesja wierzytelności, obejmująca drugą transzę płatności, jest na kwotę 350 tys. i 250 tys. zł - mówił Bartłomiej Wodak, dyrektor BPTiWZ

Jacek Kłak podkreślił natomiast, że tegoroczny Fashion Week był tańszy od jedenastej edycji o 400 tys. zł, bo kosztował 2,4 mln zł. Moda Forte zaoszczędziła m.in. na modelkach, których zatrudniła o 20 procent mniej. Jednak pod względem jakości modelingu pokazy ponoć nie straciły.

- Modelki mamy z całej Polski, gdybyśmy się opierali wyłącznie na łódzkich modelkach, bylibyśmy wyśmiewani. Bo w tej chwili jest tu tylko jedna agencja modelek , która nie jest w stanie obsłużyć przeciętnego eventu - przekonywał Kłak.

Mniej w tym roku było również pokazów, ale jak zapewnia organizator, to m.in. efekt zwiększenia jakości imprezy.

- Pokazów było o dziesięć mniej, bo postanowiliśmy podnieść nasz poziom zdecydowanie - tłumaczyła radnym Irmina Kubiak, współwłaścicielka Moda Forte.

- Zmniejszyła się głównie liczba pokazów off-owych z racji tego, że było bardzo mało zgłoszeń. Coraz mniej projektantów chce uczestniczyć w takich pokazach, bo są one na poziomie artystycznym i nie dają możliwości sprzedaży swojej kolekcji. Dlatego liczba pokazów nie jest miernikiem jakości imprezy - pouczał radnych Kłak i dodał, że Kasi Sokołowskiej płaci się gwiazdorską stawkę za tydzień pracy, niezależnie od liczby pokazów.

To może liczba sławnych projektantów, prezentujących swoje kolekcje, jest miernikiem jakości imprezy modowej - dopytywali radni i zwrócili uwagę, że na Fashion Week zabrakło w tym roku Macieja Zienia czy duetu Paprocki & Brzozowski.

- Kiedy powstawał Fashion Week, na rynku warszawskim funkcjonowało sześciu znanych projektantów. To Ossoliński, który już nie projektuje oraz Baczyńska, która nie tworzy kolekcji sprzedażowych tylko prototypy. Kolejne nazwiska to Zień, którego imperium się sypie, Paprocki & Brzozowski oraz Jaroszewska. Ostatnia wyprowadziła się na Cypr. Zagroziliśmy ich panowaniu wprowadzając na rynek 50 nowych projektantów. Ci ludzie stracili swój biznes. Przestali sprzedawać sukienki po kilka tysięcy złotych, bo pojawiła się konkurencja, mnóstwo utalentowanych nazwisk - zapewniał Kłak. - Jak możemy oczekiwać od nich miłości? Naszych projektantów zaprasza się do Lizbony, Amsterdamu, Berlina. A na pokazie Zienia czy Baczyńskiej nie ma ani jednego dziennikarza z zagranicy. To zamknięte towarzyskie imprezki, o czym należy mówić otwarcie.
Kłak podkreślił, że prosił kiedyś Zienia, by zainteresował się łódzkim Fashion Week, bo miał dla niego zagranicznych kontrahentów, których projektant po prostu zignorował. Zresztą, co pół roku wysyła do Zienia i Baczyńskiej zaproszenia na Fashion Week, ale z nich nie korzystają.

Według Kłaka, łódzką imprezę modową z zasady bojkotuje też część warszawskich blogerów.

- To pewne warszawskie środowisko, które z naszą imprezą po prostu walczy. Musimy mieć świadomość, że nieformalnie toczy się wojna między Łodzią a Warszawą o sukcesję na rynku i nikt z dziennikarzy warszawskich, na co dzień spotykających się w pubach na Pradze z blogerami, nie będzie hołubił naszej imprezy. Choć często nawet jej nie widzieli na oczy - wyjaśnił Kłak.

Łódzkim mediom też się dostało, bo jak twierdzą organizatorzy, na 3700 relacji z ubiegłorocznego Fashion Week tylko 16 było negatywnych, ale za to wszystkie z Łodzi. W tym roku do grona niezadowolonych dołączyli radni, którzy długo oczekiwali na rozpoczęcie gali otwarcia.

- Jeżeli ludzie czekają godzinę, to nie jest żadna jakość, to katastrofa - mówił radny Jarosław Tumiłowicz.

- Gala miała się rozpocząć o godz. 20, a jeszcze o godz. 20.20 modelki dopiero ćwiczyły - dodała radna Moskwa-Wodnicka.

Jak się okazało, to również nie była wina organizatora, tylko... kapryśnej gwiazdy Dawida Tomaszewskiego.

- Próby były zaplanowane na godz. 12, a pan Tomaszewski zwiedzał w tym czasie Piotrkowską i robił zakupy. Nie mogliśmy go zmusić, by przyjechał na próby - tłumaczył Kłak. - Prawda jest też taka, że jak przyjeżdża gwiazda międzynarodowa, ciężko jej powiedzieć "niech pan skończy czesać te modelki, bo tam czekają ludzie". W Mediolanie standardem jest, że na pokaz czeka się dwie godziny.

Pomimo wyrozumiałości, współpraca z Tomaszewskim i tak nie zakończyła się dobrze.

- Podsumował on udział w Fashion Week jako chamstwo i totalny bałagan. Zadeklarował, że nie będzie już prezentował swoich kolekcji w Łodzi - zaznaczyła radna Joanna Budzińska.

Według Irminy Kubiak, wpływ na taką opinię miało zabranie Tomaszewskiemu papierosa, którego zapalił na zapleczu, pomimo obowiązującego tam zakazu.

- Trzeba się liczyć z takimi sytuacjami, jeśli chce się mieć sławne nazwiska - wyjaśniła Kubiak.

Jednak według radnej Budzińskiej, na Fashion Week zabrakło nawet mniej topowych projektantów, jak Aryton czy Agnieszka Maciejak. Natomiast Łukasz Jemioł pokazał kolekcję basic z dresami, czego w Warszawie nie robi.

- Jemioł to mądry projektant. W Warszawie nie zrobi interesu, bo tam celebrytki przychodzą pożyczyć ciuchy. W Łodzi może je sprzedać - wyjaśnił Kłak i podkreślił, że Aryton nie zdążył przygotować kolekcji, choć rozmowy z nim prowadzono od kilku miesięcy. - Fashion Week wprowadził regułę, że musi być prezentowana kolekcja na przyszły sezon. Bardzo wielu projektantów nie jest w stanie spełnić tego kryterium, bo tworzy, kiedy chce, choć cały świat tworzy w określonym czasie.

Takie tłumaczenia skłoniły Budzińską do spuentowania wypowiedzi organizatorów podczas komisji.

- Nie ma ważnych stylistów i znanych projektantów, na offie też nie ma kogo pokazywać, a Dawid Tomaszewski, który był gwiazdą wielu edycji Fashion Week, zakończył z nim współpracę. Jaki jest sens organizowania tej imprezy w państwa wydaniu? - pytała radna.

Organizatorzy nie rozumieli oburzenia, bo w ciągu tygodnia po XII edycji mają większy zwrot reklamowy niż po wcześniejszych. A wartość 150 relacji z gali otwarcia to około 1 mln zł. Choć Kłak przyznał, że do występu blogerek podchodził z mieszanymi uczuciami.

- Autorem tego pomysłu, który przed nami zakamuflowano, był Carlo Rossi. Też nie jesteśmy zachwyceni jego wartością artystyczną. Ale wciągnięcie blogerek do Fashion Week było bardziej akcją happeningową niż pokazem - dodał Kłak.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki