Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapach prochu

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa Dziennik Łódzki/archiwum
W niedzielę w Afganistanie zginął 30 polski żołnierz. Miał 28 lat, zostawił żonę i dziecko. Ale te informacje nie robią już właściwie wrażenia w Polsce.

Nie robią, bo nasi żołnierze giną w górach Afganistanu na tyle często, że zdążyliśmy przywyknąć do takich komunikatów, i na tyle rzadko, że nie robi to wrażenia krwawej jatki. Nie bez znaczenia jest także fakt, że giną żołnierze zawodowi, którzy wiedzą już, że wojsko to nie tylko przyzwoity etat i dodatkowe wynagrodzenie za wyjazd na misję, ale także ryzyko śmierci.

Dlatego nie ma masowych ulicznych demonstracji domagających się wycofania żołnierzy z Afganistanu, tak jak to było w przypadku Amerykanów w wojnie wietnamskiej. To także kwestia skali w ogóle. W Wietnamie zginęło około 60 tysięcy amerykańskich żołnierzy, w Iraku poległo około 4700 żołnierzy koalicji.

Pytanie o Afganistan nie dotyczy więc skali, ale sensu żołnierskiej ofiary. Kiedy kilka lat temu rozmawiałem z ministrem Sikorskim, pełniącym wtedy funkcję ministra obrony, powiedział, że wypełniając swoją sojuszniczą misję w NATO, w przyszłości będziemy mogli liczyć na rewanż sojuszników. Ciekawe byłyby badania, ilu z żołnierzy wysyłanych na misję tak właśnie postrzega swoją rolę?

Drugi argument, którego użył wtedy minister Sikorski: armia musi powąchać prochu. Trudno się z tym nie zgodzić. Żadnego wojska nie da się wyszkolić na poligonie tak, jak w realnych warunkach bojowych. Ale może już wystarczy tego "szkolenia". Rok temu na krwawym liczniku ofiar w Afganistanie było 22 żołnierzy, teraz o ośmiu więcej. Jeśli ziści się scenariusz wycofania sił ISAF z Afganistanu w roku 2014, można się zastanawiać, na jakiej liczbie zatrzyma się ten licznik. Tym bardziej że ta wojna jest coraz bardziej krwawa. Niby szczegół - ten 30 poległy żołnierz stracił życie w ciężko opancerzonym rosomaku. To chyba pierwszy takich przypadek. Do tej pory rosomaki wylatywały w powietrze, ale kończyło się na uszkodzeniach sprzętu i ranach żołnierzy. Teraz talibowie podkładają coraz potężniejsze bomby i coraz lepiej je maskują.

Nie jest łatwo porównywać ceny ludzkiego życia z ceną zniszczonego wozu bojowego. Należy sobie jednak zadać pytania, ile rosomaków zostało uszkodzonych podczas tej wojny, ile żołnierze zdarli butów, ile wystrzelali pocisków, ile kosztują części zamienne i paliwo do samolotów transportowych, które krążą między Polską a Afganistanem. Na koniec trzeba jeszcze dodać koszty powrotu. Trzeba będzie przewieźć z powrotem 2600 żołnierzy wraz z całym zgromadzonym przez te lata sprzętem (m.in. ponad sto transporterów Rosomak, kilka śmigłowców), a trzeba brać pod uwagę, że nie wszystko da się przerzucić samolotami.

Gdyby pieniądze przeznaczone na misję w Afganistanie wykorzystać na doposażenie wojska w kraju, nie byłoby na przykład problemu, za jakie pieniądze zbudować korwetę Gawron, której kadłub pływa od kilku lat w basenie portowym, bo nie ma za co jej skończyć. Więc może wystarczy tego wąchania prochu.
Sławomir Sowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki