Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie przy dźwiękach bałałajki

Joanna Leszczyńska
Kiedy mieszkają oddzielnie, najbardziej brakuje im długich rozmów o polityce i życiu
Kiedy mieszkają oddzielnie, najbardziej brakuje im długich rozmów o polityce i życiu fot. Krzysztof Szymczak
Cała ich rodzina jest zafascynowana Rosją, choć różnią się nieco w ocenach Władimira Putina. O greckich przodkach, fascynacji kuchnią chińską i zespole Bałałajki z prof. Andrzejem de Lazari, rusycystą, i jego córką Katarzyną de Lazari-Radek, anglistką i filozofem, rozmawia Joanna Leszczyńska

Czy kiedy była Pani dzieckiem gabinet taty, zapracowanego naukowca, był dla Pani miejscem zakazanym?

Córka: Drzwi do gabinetu taty na ogół nie były zamknięte. Nie miałam zakazu, że nie wolno mi tam wchodzić ani niczego dotykać. Tata miał zajęcia na uczelni, ale dużo pracował w domu. Jednak kiedy musiał się skupić, bo na przykład pisał doktorat, drzwi musiały być zamknięte. Trzeba było nawet wyjmować klamkę, bo chodziłam za kochanym tatusiem bez przerwy i doktorat by nigdy nie powstał (śmiech). Kiedy ja niedawno pisałam doktorat, miałam podobne problemy ze swoimi dziećmi.
Mama: Czasami mąż ze swojego gabinetu obserwował Kasię z nosem przyklejonym do szyby drzwi.

Marta Herling, córka pisarza i więźnia łagrów Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, tak wspominała swojego ojca: ''Ojciec nie rozmawiał z nami ani o sobie, ani o swojej pracy. Ja od najmłodszych lat wiedziałam, że pewnych pytań tacie się nie zadaje. Śniadanie bez słowa, obiad bez słowa, kolacja bez słowa. Tortura. Nie do zniesienia było to milczenie.(...)''. Dopiero, kiedy Marta Herling dorosła, zbliżyła się z ojcem, gdyż on dostrzegł w niej partnera do rozmów. Jak było u Państwa? Pan czuł potrzebę rozmawiania z kilkulatką?

Ojciec: Oczywiście. Dlatego tak bardzo czekałem, kiedy wnuk nieco podrośnie, żeby i z nim porozmawiać... A z córką rzeczywiście dużo rozmawiałem. Jak była dzieckiem, miała trochę problemów w szkole z kolegami. Kasia chyba jako jedyna w klasie nie chodziła na religię i do kościoła. Małe dzieci nie bardzo rozumieją, dlaczego ktoś nie postępuje tak jak większość. Później, kiedy była starsza, sama sobie wybrała religię.
Córka: W szkole nie byłam akceptowana z różnych powodów, nie tylko przez religię. Byłam trochę odludkiem. Ale zawsze miałam duże wsparcie ze strony taty i mamy. Od dziecka rodzice zawsze dużo ze mną rozmawiali. Oni byli przy mnie zawsze. Teraz, kiedy mieszkam oddzielnie, najbardziej brak mi długich rozmów na poważne tematy: polityczne czy typowo egzystencjalne. Wielokrotnie z tatą się kłóciłam, bo mieliśmy inne zdanie. Kiedy się wyprowadzałam, specjalnie wybraliśmy z mężem mieszkanie niedaleko rodziców. Często się widzimy, a codziennie słyszymy.

A propos inności. Nazwisko de Lazari nie brzmi swojsko...

Ojciec: Pierwszy nasz przodek był Włochem z greckiej wyspy Zakynhtos, która była kiedyś kolonią wenecką. W 1780 roku, za czasów carycy Katarzyny Wielkiej, najął się na wojnę z Turcją. W ten sposób znalazł się w Rosji, na Krymie i zapoczątkował rosyjski ród de Lazari. Mój dziad w 1920 roku dzięki polskim papierom, bo jego rodzina miała majątek w powiecie radomskim, i znajomości języka uciekł do Polski. Wcześniej był tam carskim urzędnikiem. W kryzysie sprzedał ze stratą majątek w powiecie radomskim i zamieszkał w Łodzi, gdzie został urzędnikiem skarbowym.

Czytał Pan dziecku książki regularnie czy od wielkiego święta?

Ojciec: Regularnie - nie, ale na zmianę z żoną, która miała więcej czasu. Kiedyś nie było tyle programów w telewizji i nie wypełniało się dziecku czasu telewizorem. Wtedy czytanie było rzeczą naturalną. Teraz też, w niektórych domach.
A czy miał Pan czas na zabawy z córką, na przykład na jazdę na sankach?

Ojciec: Oczywiście, były sanki, lepienie bałwana. Domki dla lalek robiłem.
Córka: No i tata gotował. Pamiętam okres kuchni chińskiej.

Czy było coś, co zakłócało harmonijną atmosferę waszego domu?

Córka: Kiedy nie przyszłam na czas do domu albo nie poinformowałam, o której wrócę.
Mama: Ale to się zdarzyło dwa, może trzy razy.
Ojciec: Kasia nigdy przeciwko nam się nie zbuntowała. Nie mieliśmy z nią poważnych problemów wychowawczych. Ja miałem wspaniałą matkę, ale uciekłem na studia do Warszawy, żeby się ''wyrwać z domu''. Byłem jedynakiem, tak jak Kasia. Mama sama mnie wychowywała. Bardzo dużo pracowała. Buntowałem się, bo chciałem ''wolności'', a mama ograniczała tę moją potrzebę swobody. W ogóle byłem krnąbrnym, pyskatym chłopakiem. Ze sprawowania miałem ''dostateczny''. Poprawiałem nauczyciela rosyjskiego. Do pracy wziąłem się dopiero na studiach, kiedy poznałem Andrzeja Walickiego, mojego guru.

Czy próbował Pan wpływać na gusta literackie córki, podsuwając jej w szczególności literaturę rosyjską?

Ojciec: Literaturę tak, ale wcale nie szczególnie rosyjską. Ale myślę, że zainteresowałem ją rosyjską muzyką, bo wiele lat prowadziłem zespół muzyczny Bałałajki - najpierw w IV LO, potem na uniwersytecie. Kasia grała w tym zespole, jeździła z nami na wszystkie obozy. Po raz pierwszy pojechała pod namiot, kiedy miała 11 miesięcy. Wtedy pojawiły się pierwsze pieluszki jednorazowe. W deszczowe dni, kiedy tradycyjne pieluszki nie schły, ratowało to sytuację.
Córka: Przez przez wiele lat jeździliśmy całą rodziną z zespołem Bałałajki na obozy harcerskie. Grałam tam na gitarze i dzwonkach orkiestrowych. Śpiewałam. To było coś wspaniałego.

Czy córka znanego rusycysty, potomka łódzkich Rosjan, zna rosyjski?

Córka: Już nie tak dobrze jak kiedyś. Kiedy chodziłam do podstawówki, rosyjski był obowiązkowy. Tata mnie dodatkowo uczył. Byłam dobra z rosyjskiego. Ale w liceum już nie był to obowiązkowy przedmiot. Pamiętam, że jak byłam mała, tata czytał mi po rosyjsku książkę ''Doktor Ojboli''. Ostatnio tę książkę czytałam swoim dzieciom i nieźle sobie radziłam.

Żal Panu było, że córka nie wybrała Pana drogi zawodowej?

Ojciec: Absolutnie nie. Był czas, kiedy Kasia chciała studiować teologię, gdyż postanowiła zostać pastorem Kościoła ewangelicko-reformowanego. Podpowiedziałem jej, żeby wybrała to jako drugi kierunek studiów. Zaprzyjaźniony pastor wsparł mnie, ale ostatecznie Kasia wybrała jako drugi kierunek filozofię. Żartuję, że została świeckim pastorem w katedrze etyki Instytutu Filozofii, gdzie pracuje. Bardzo się cieszę, że Kasia poszła drogą zawodową mojej ciotki Iji, siostry mamy.
Pani tata ma odosobnione w Polsce poglądy na temat Rosji i Rosjan. Uważa na przykład, że Polacy nie rozumieją Rosjan. Podziela Pani ojca poglądy?

Córka: Zgadzam się z tatą, że Polacy nie rozumieją Rosjan, bo w ogóle trudno jest zrozumieć inną kulturę. Ale nie mam identycznych poglądów jak tata. Nie ufam Putinowi tak jak on. Ale zdaję sobie sprawę, że tata jest dużo mądrzejszy w tej dziedzinie i generalnie wspieram go w tym, co pisze.
Ojciec: Trudno powiedzieć, że ufam Putinowi. To nie jest sprawa zaufania. Traktuję Putina jako człowieka, który w danym momencie historycznym jest bardzo potrzebny w Rosji. Rzecz jasna w Polsce taki przywódca byłby nie do zaakceptowania. Skoro on ma wciąż około 80 procent poparcia swego wielonarodowego społeczeństwa, to czyż my mamy go uczyć, jak ma się zachowywać i jaką politykę prowadzić? To Rosjanie mają być zadowoleni z jego rządów, a nie Polacy. Poza tym widzę, jak się Rosja w czasie jego rządów zmienia, jak się lepiej ludziom żyje i rozumiem, dlaczego podoba im się ich przywódca. Tak samo jak rozumiem, dlaczego nasz przywódca tak wielu ludziom w Polsce się nie podoba.

Jesteście Państwo podobni do siebie z charakteru?

Ojciec: Ja jestem cholerykiem, Kasia nie.
Córka: Mój mąż twierdzi, że jesteśmy podobni, bo spędzamy dużo czasu przed komputerem... Cóż, wykonujemy bardzo podobną pracę, która wymaga skupienia i odizolowania od świata.
Ojciec: Był taki czas, kiedy lubiłem pracę w grupie. Organizowałem przecież obozy harcerskie i kierowałem Bałałajkami. Teraz się z tego wycofałem. W ogóle na stare lata lepiej się czuję w samotności. Przestałem już walczyć, naprawiać świat. Kiedy dziś widzę konflikt, np. w pracy, wycofuję się.

A w Pani jest chęć naprawiania świata?

Córka: Myślę, że tak, tylko u mnie, etyka, jest to prostsze. Kiedy napiszę artykuł, mogę wpłynąć na to, że ktoś inaczej spojrzy na jakiś problem.
Mama: Wychowując swoje dzieci, też naprawiasz świat, bo bardzo mądrze je wychowujesz. Kasia jest znacznie mądrzejszą matką niż ja byłam, bo jest bardzo cierpliwa. Podziwiam ją, kiedy patrzę na relacje Kasi z dziećmi, na jej rozmowy z nimi. Traktuje je z szacunkiem, po partnersku, jak jednostki, które mają swoje prawa. Kasia liczy się ze zdaniem swoich dzieci, pyta je o zdanie i wiele im tłumaczy. Mnie się wydawało, że ja też się starałam to robić, ale Kasia mnie bije na głowę.
Córka: Od ciebie się uczyłam. Dużo też czytam książek na temat wychowywania dzieci, ich rozwoju. Nawet książki medyczne, bo okazuje się, że rozwój biologiczny umysłu dziecka ma wpływ na jego odbiór świata. Łatwiej wtedy zrozumieć, dlaczego dziecko krzyczy, dlaczego
mówi: ''Nie'' i zaczyna tupać nogami i płakać.

Co Pani podziwia w tacie jako naukowcu?

Córka: Niezwykłą pracowitość i konsekwencję w realizacji celów.

Ma Pani z tym trudności?

Córka: Ciągle się tego uczę.
Ojciec: Kasia bardzo mi imponuje, że zajmuje się nie tylko nauką, ale także publicystyką. Dziś tak trudno znaleźć czytelnika książki naukowej. Lubię jej publicystykę i podpuszczam ją, aby pisała więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki