Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie w cieniu śmierci. Jak żyło się na co dzień w Litzmannstadt Ghetto?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Życie w getcie przebiegało w cieniu walki o życie
Życie w getcie przebiegało w cieniu walki o życie Muzeum Tradycji Niepodległościowych/archiwum Dziennika Łódzkiego
79 lat temu zlikwidowano Litzmannstadt Ghetto. Jak wyglądało codziennie życie w tym strasznym miejscu. Przypomnijmy, że getto hitlerowcy utworzyli na łódzkich Bałutach.

Życie codzienne w Litzmannstadt Ghetto

24 listopad 1942 rok, wtorek. Typowy dzień zimowy, 3 stopnie mrozu, na peryferiach getta warstwa śniegu dochodzi już do jednej drugiej metra. Zgony: 21, narodziny: jedna dziewczynka, aresztowania: za kradzież - 1, za „różne” - 1. Liczba ludności getta - 88.156. To tylko jeden z zapisków, który znalazł się w Biuletynie Kroniki Codziennej... Ale żydzie codzienne w Liztmanstadt Ghetto zdominował głód, ciężka praca, walka o kawałek chleba, strach przed wywózką do obozu zagłady. Ale mimo, że życie było tu bardzo ciężkie, ludzie mieli też swoje zwykłe problemy, przeżywali miłości, rodziły się dzieci. Każdy chciał przeżyć.

Litzmannstadt Ghetto było swoistym państwem w państwie. Miało własną walutę, sądy, sklepy, szpitale, fabryki, a nawet więzienie. Było siedem szpitali z 1500 łóżek. Jak jednak przypominał nieżyjący już Julian Baranowski, jeden najlepszych znawców tematyki żydowskiej, nie wolno zapominać o celu dla jakiego zostało stworzone getto.

Miało przede wszystkim być elementem eksterminacji ludności żydowskiej – mówił Julian Baranowski. – Warunki życia były straszne. Na jedno mieszkanie przypadało 7 - 11 osób. Był niesamowity głód. Toczyła się ciągła walka o jedzenie.

Jedzenie cenne jak złoto

W jednym z pism Hans Biebow, szef niemieckiej administracji w getcie zadał pytanie szefowi rejencji łódzkiej czy ludność getta ma otrzymywać takie same porcje jak więźniowie. Odpowiedziano mu, że mają być niższe...To wszystko powodowało, że wycieńczeni, głodni ludzie łatwo zapadali na różne choroby i masowo umierali. Oblicza się, że jedna czwarta z 200 tysięcznej społeczności getta umarła z powodu chorób i głodu.

Przydziały żywnościowe w getcie były zróżnicowane, choć nie było tak wielkich różnic jak w Warszawie. Tam elita bawiła się na dancingach, a na ulicach żydowskie dzieci umierały z głodu..Największe porcje otrzymywało żydowskie kierownictwo getta, a więc zaufani i znajomi przełożonego starszeństwa w Litzmannstadt Ghetto Chaima Rumkowskiego. Otrzymywali m.in talony na kiełbasę, mięso, wino. Drugą kategorię stanowili ciężko i długo pracujący. Mogli liczyć na dodatkowe przydziały żywności. Ale, że zwykle przeznaczali je dla rodzin Rumkowski wymyślił, że w zakładach pracy będą dostawali dodatkową zupę, by nie nosili żywności dla dzieci. Najmniejsze racje żywnościowe dostawali ci, którzy nie pracowali, a więc głównie tzw. zasiłkowicze. Nie pracowali, bo nie mieli zawodu, nie potrafili znaleźć sobie zatrudnienia.

Kartki na wszystko

Bardzo rozwinięty był w getcie system kartkowy. Kartki otrzymywało się nie tylko na żywność, ale też na przykład na opał.
W pierwszym okresie w getcie działało około 400 tzw. kuchni gminnych, gdzie można było się dożywić. Potem okazało się, że pracujący w nich kucharze zaczęli robić nieczyste interesy i je zamknięto. Zaczęto za to rozwijać system kuchni zakładowych. Działała na przykład kuchnia dla inteligencji. Opiekowała się nią szwagierka Rumkowskiego, Helena. Nazywano ją księżną Heleną..Stołowali się w tej kuchni lekarze, nauczyciele, pisarze, malarze. Mogli liczyć na lepsze jedzenie.

Sprowadzaniem żywności zajmował się niemiecki oddział kierowany przez Heinricha Schwinda. Rumkowski składał mu zamówienie, a on je realizował. Żydzi dostawali do jedzenia zepsute mięso, nadgniłe warzywa. Był czas, że nie dostarczano wcale żywności. Profesor Abraham Cyngier, mieszkający po wojnie w Melborne, opowiadał Julianowi Baranowskiemu, że kiedyś przez trzy tygodnie całe getto jadło tylko dynie, nazywane banią. Krążył więc dowcip, że całe getto to je banie...

Cenna kronika

Ewa Wiatr z Centrum Badań Żydowskich Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego wyjaśniała nam, że w getcie prowadzono kronikę. Obejmuje ona okres od 12 stycznia 1941 r. do końca lipca 1944 r. Do września 1942 r. pisana była w języku polskim, po tym okresie – niemieckim. Pisali w niej m.in Julian Stanisław Cukier-Czerski, Szmul Hecht, Bernard Heilig, Abram Kamieniecki, Józef Klementynowski, Bernard Ostrowski, Oskar Rosenfeld, Oskar Singer, Peter Wertheimem. Z tego grona przeżył tylko Bernard Ostrowski. Z kronik wynika, że przydziały żywności to 30 dkg mięsa i 20 dkg kiełbasy, 35,5 dkg kartofli i 32 dkg chleba na osobę. Szerokim echem odbiło się zmniejszenie racji chleba do 27 dkg...Otrzymywano też 10 mililitrów octu, 20 oleju, 2 zapałki, 5 papierosów, pół konserwy. W kronice pojawiały się informacje zmniejszaniu kołnierzyków i sukienek. 4 sierpnia 1941 r. kronikarz zanotował: Panie o wdzięcznym kulistym kształcie, którym żaden Marienbad czy Morszyn nie pomógł, mają obecnie smukłe dziewczęce figury. Straty na wadze 20, 30 kg, nieraz i więcej, są częstsze. Niektóre niedomagania (żołądka, wątroby, zgagi itp.) zniknęły zupełnie. Niepokojącym natomiast jest, że u wielu ubytek przekroczył dopuszczalne granice i objawia się zanik umięśnienia...

Nagminnym zjawiskiem było przetrzymywanie zwłok celem odebrania kart żywnościowych zmarłego.

Warunki panujące w getcie zmuszały do łamania zasad koszerności. Rumkowski wystąpił nawet oficjalnie do Rabinatu z prośbą o zwolnienie z koszerności. W kronice getta można znaleźć małą notatkę z której wynika, że kilkuletnie chłopiec zgłosił się na policję i złożył doniesienie przeciw rodzicom, bo nie wydają przypadającej mu racji chlebowej. Zażądał przeprowadzenia dochodzenia i ukarania winnych. Za chleb kobiety prostytuowały się, a mężczyźni stawali się szpiclami...

Praca dawała życie

Jednak najważniejszą rzeczą w getcie była praca. Dawała nie tylko kartki, pieniądze, ale przede wszystkim szanse na życie. Jako pierwsi zatrudnienie znaleźli krawcy. Trzeba było bowiem szyć dla niemieckiej armii mundury. Potem szewcy, bo należało wytwarzać buty dla żołnierzy. W 1940 w getcie pracowało 7-10 tysięcy fachowców. W 1942 zatrudnionych było już 60 tysięcy Żydów! Rosła też liczba tzw. resortów, czyli gettowskich fabryk. W 1942 było ich ponad 80, a w 1944 roku ich liczba przekroczyła 100. Pracowało wtedy w getcie 70 tysięcy ludzi! Oprócz resortów krawieckich, szewskim, były też stolarskiej, kuśnierskie, cholewkarskie, dwa metalowe.

– Siedziba Centralnego Biura Resortów Pracy mieściła się Rynku Bałuckim – opowiadał Julian Baranowski. – Na jego czele stał Aron Jakubowicz, wychowanek Rumkowskiego z sierocińca na Helenówku. Jakubowicza wspomina się dobrze. Wiele osób dzięki niemu przeżyło. Wyciągał z transportów dzieci, znajomych. Natomiast na czele jednego z najważniejszych resortów, krawieckiego stał Dawid Warszawski. Bliski znajomy Rumkowskiego jeszcze z czasów przedwojennych.

Na przykład gdy trwała bitwa pod Stalingradem, a więc od 1942 roku, w resorcie obuwniczym powstał tzw. oddział słomiany. Produkował ze słomy kalosze dla żołnierzy walczących na froncie wschodnim. Przy ich produkcji zatrudnionych było 7 tysięcy ludzi. Głównie młodych dziewczyn. Plotły sznury z których robiono kalosze. Resort metalowy nie produkował amunicji, ale koła do armat, moździerzy, potem skrzynie do amunicji.

Żydowscy robotnicy nie mieli norm, ale godziny pracy. Najpierw pracowali na dwie zmiany, po dwanaście godzin. Jednak uznano, że osłabione organizmy nie będą wystarczająco wydajne, więc dzień pracy skrócono do ośmiu godzin.

Kwity zwane rumkami

Od 11 marca 1941 roku getto miało własną walutę. Były tzw. kwity markowe. Jednak wszyscy nazywali je „rumkami” lub „chaimkami”, od imienia lub nazwiska Rumkowskiego.

Rumkowski powołał bank emisyjny, który znajdował się przy ul. Ciesielskiej. Więźniowie getta mieli w nim wymieniać żydowskie marki, dewizy oraz precjoza na „chaimki” i„rumki”. Jednocześnie specjalne sonderkomndo policji żydowskiej na czele którego stał najpierw Dawid Getler, a od 1943 roku Marek Kliger, zajmowało się śledzeniem i wykrywaniem tzw. ukrytego mienia żydowskiego. Jeśli kogoś złapano, to czekał go przepadek mienia, sąd i więzienie.

W getcie znajdował sąd powszechny, sąd specjalny, dla dzieci i młodzieży, Centralne więzienie mieściło się przy ul. Czarneckiego 14. Był też oddział policji dochodzeniowej.

Kontakt ze światem

Litzmanstadt Ghetto w przeciwieństwie do warszawskiego było hermetycznie zamknięte. Ale nie brakowało kontaktów handlowych między Polakami i Żydami. W zamian za dewizy, kosztowności Polacy przerzucali jedzenie, lekarstwa. Trzech czy czterech Polaków złapano na terenie getta. Przedarli się na jego teren od strony cmentarza żydowskiego. Julian Baranowski mówił nam, że w tak ekstremalnych warunkach zachowania były różne. W połowie lat siedemdziesiątych Juliana Baranowskiego odwiedził Dawid Laufer. Przyjechał do Łodzi z rodziną z USA. Przed wojną, a także w czasie niej mieszkał w niewielkim domku przy ul. Dolnej 4. Miał sąsiada, Polaka, Stefka Grabowskiego z którym kopał szmaciankę. W czasie wojny Stefek bezinteresownie przerzucał Dawidowi jedzenie. Obu złapano. Stefek, który był młodym chłopakiem, dostał ze 40 kijów i na kilka tygodni wsadzono go do aresztu. Dawida w listopadzie 1941 roku wywieziono pod Łódź, do bauera, na roboty. Przeżył.

– Gdy był w Łodzi prosił, bym pomógł znaleźć mu Stefka – wspominał Baranowski. – Mieszkał na ul. Sieradzkiej. Pojechaliśmy do niego. Poznali się od razu. Były łzy, radość.

Życie i śmierć

Trudne warunki życia sprawiały, że wielu więźniów getta decydowało się na odebranie sobie życia. Od 12 stycznia 1941 roku do końca lipca 1944 roku kronika wspomina o 277 aktach samobójczych, z czego 145 przypadło na pierwsze dwa lata. Najczęściej decydowano się na skok z mostu, który był zawieszony nad ul. Zgierską, między ul. Lutomierską a Placem Kościelny. 3 września 1941 roku o godzinie 7.00 na taki skok zdecydował się 35-letni Efroim Regenbeum. Natomiast kierownik wydziału informacji Salomon Małkes, jeden z najstarszych urzędników w getcie, popełnił samobójstwo wyskakując z trzeciego piętra. To samobójstwo wywołało w getcie wielkie wrażenie.

Ale getto to nie tylko śmierć. Rodziły się dzieci, ludzie brali śluby. Po wywiezieniu większości rabinów udzielał ich sam Rumkowski. Jednak życie toczyło się w cieniu wiszącej nad wszystkimi zagłady, która zbliżała się wielkimi krokami.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki