MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy dobra szkoła jest dobra?

Renatą Bożek
Umiejętność kreatywnego myślenia, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie do siebie i innych są ważniejsze niż świadectwo z czerwonym paskiem
Umiejętność kreatywnego myślenia, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie do siebie i innych są ważniejsze niż świadectwo z czerwonym paskiem fot. Grzegorz Gałasiński
Syn koleżanki chodzi do prestiżowego liceum, córka kuzyna uczy się w świetnym gimnazjum. A nasze dziecko chodzi do przeciętnej szkoły rejonowej. Czy to powód do zmartwienia? Czy powinniśmy się zadręczać, że ma gorszy start niż inne dzieci - odpowiada Tomasz Srebnicki, psychoterapeuta, w rozmowie z Renatą Bożek

Renata Bożek: Wyobraźmy sobie kolegów: jeden chodzi do prestiżowego gimnazjum, drugi do rejonowego. Niby jasne, że ten pierwszy ma większe szanse dostać się na dobre studia, a potem znaleźć świetną pracę. Ale czy rzeczywiście?

Tomasz Srebnicki: Wyobraźmy sobie dwóch właścicieli samochodów: jeden kupił audi A8, najnowszy model, a drugi ładę. Pierwszy jeździ tym audi bez przeglądu, byle jak, a drugi chucha i dmucha na swoją ładę. Który dalej dojedzie? Ten, który dba o swój samochód. Innymi słowy: uczenie się w prestiżowej szkole nie gwarantuje życiowych sukcesów. Trzymając się metafory: dobry start i dojechanie daleko zapewni doglądanie dziecka, czyli dbanie o to, by się uczyło, zaliczało sprawdziany, by miało komfort psychiczny i by nie popadło w syndrom prymusa.

Rodzice marzą o tym, by mieć prymusa! A Pan radzi, żeby mówili dzieciakowi: "Nie musisz mieć czerwonego paska, po co ci to". Kto tego posłucha?

Rozsądny rodzic, któremu zależy bardziej na dziecku, niż na tym, by realizowało jego ambicje. Jeśli dziecko ma syndrom prymusa, to myśli: muszę mieć co najmniej piątkę, bo inaczej moje życie nie będzie miało sensu. Gdy dostanie gorszy stopień, jego samoocena leci na łeb, na szyję. Myślenie: "Jestem do niczego" prowadzi do obniżenia nastroju, rozdrażnienia, myśli samobójczych. Zamiast więc powtarzać: "Ucz się, bo inaczej nie dostaniesz się do dobrego liceum", rodzic powinien poradzić: "Ucz się tego, co cię najbardziej interesuje. A z innych przedmiotów rób tylko tyle, żeby zdać".

Gdy córce znajomej dałam taką radę, jej mama pouczyła mnie: "Nie mieszaj jej w głowie, bo z kiepskimi ocenami nie dostanie się do dobrego liceum".

A czy ona wie, co to znaczy dobre liceum? Szkoły, które zajmują najwyższe miejsca w rankingach, mają strukturę korporacji. Dzieciak jest w nich bombardowany mądrościami typu: "Jesteś uczniem wyjątkowej szkoły i nie możesz jej zawieść". Presja, by spełnić oczekiwania wspaniałej szkoły, która była łaskawa przyjąć mnie w swoje szeregi, może być powodem życia w nieustannym stresie. Wiele moich pacjentek z anoreksją chodzi do tzw. fantastycznych szkół. Nie znaczy to, że te szkoły wywołują zaburzenia psychiczne, ale preferują pewien typ kandydatów. Czy tego chcemy dla dziecka?
Ale rodzic ma pewność, że ze szkoły, w której 99 proc. absolwentów dostaje się na studia, jego dziecko też się dostanie.

Owszem, dziecko zda na studia. Ale jakim kosztem? I na kogo wyrośnie? Widziałem na basenie kilku 12-latków - przyjechali autobusem, na którym było logo znanej szkoły, więc wywnioskowałem, że tam się uczą. O czym rozmawiali? O deficycie budżetowym. W taki sposób, jakby byli studentami ekonomii. Zrobiło mi się smutno, bo takie dzieciaki powinny się śmiać, opowiadać o grach komputerowych. Ja bym wolał wysłać syna do przeciętnego liceum, gdzie może miałby czwórki i trójki, ale poznałby przyjaciół, był w harcerstwie i potrafiłby zorganizować czas swojej drużynie. Nie wystarczy mu na to czasu w prestiżowej szkole, gdzie jest tylko rycie w książkach i wyścig szczurów.

A jeśli ta szkoła pasowałaby do jego zainteresowań?

Prestiżowe szkoły zwykle mają profil kandydata i profil absolwenta, np. absolwent interesuje się kulturą, sztuką, ma wiedzę na temat współczesnego świata i doskonale zna kilka języków obcych. Nie wysłałbym dziecka do takiej szkoły, nawet jeśli jego pasją byłoby kino czeskie, bo to byłoby równoznaczne z oddaniem go pod dłuto, które wyrzeźbi z niego kolejną wersję idealnego absolwenta. A jeśli dzieciak w połowie semestru zmieni zainteresowania i zacznie się pasjonować piłką nożną? Nie pasuje do szkoły, więc ma problem. Albo się dostosuje, albo wypada.

Jeśli jednak rodzice chcą zapewnić dziecku dobry start życiowy, to nie mogą udawać, że szkoła się nie liczy.

To może zacznijmy od tego, co znaczy: dobry start dziecku. To znaczy wyćwiczenie w dziecku umiejętności rozwiązywania problemów i to nie matematycznych, tylko życiowych np. konfliktu z nauczycielem, kłótni z przyjaciółką. Jeśli syn lub córka nie radzi sobie z matematyką lub angielskim, to warto mu pokazać, że trzeba poszukać pomocy: u korepetytora lub cioci. Dobry start to nauka kreatywnego myślenia, budowanie poczucia bezpieczeństwa, zaufania do siebie i innych. To lepszy punkt wyjścia do udanego życia i osiągania życiowych celów niż kolekcjonowanie szóstek i rywalizacja.

Szkoła to nie tylko nauczyciele i stopnie. To też koledzy i koleżanki. W dobrym liceum, zdaniem wielu, rówieśnicy są bardziej stymulujący intelektualnie.

Stymulujący do czego? Do porównywania, kto ma lepsze ciuchy lub gdzie był na wakacjach? Kto wie więcej o budżecie Burkina Faso lub czyta obcą literaturę w oryginale? Być może uczeń prestiżowego liceum ma większą szansę, by pójść na przegląd kina azjatyckiego, bo idą koledzy z klasy. Ale jeśli idzie tam po to, żeby pokazać swoje obycie kulturalne, to co to za stymulacja?
Lepsza niż spędzanie czasu w centrach handlowych. Gdy córka znajomej zmieniła szkołę, okazało się, że ma koleżanki, które czytają tylko "Bravo", a ich rozrywką jest chodzenie po sklepach.

Gdyby czytała "Wojnę i pokój", a wolne chwile spędzała w filharmonii, to byłoby lepiej? Dla mamy pewnie tak, bo mogłaby chwalić się, jaką mądrą ma córkę. Dla nastolatki ważny jest rozwój w innych sferach niż pogłębianie wiedzy o literaturze. Musi się gdzieś nauczyć, co jest modne, pogadać o chłopakach. Być może to środowisko jest mało stymulujące intelektualnie, ale to nie znaczy, że gdyby poszła do prestiżowej szkoły, miałaby koleżanki interesujące się czymś więcej niż zakupami i kolorowymi pismami.

To pocieszające dla rodzica. Może odetchnąć: w lepszej szkole dziecku nie byłoby lepiej! Co może jednak robić, by pobudzić w dziecku potrzebę osiągnięć?

A po co ma to robić? Powinien raczej pokazywać dziecku drogi osiągania celu. Gdy córka nie garnie się do nauki, ale mówi, że chce być prawniczką, to zamiast gromić: "Z takimi ocenami to ty nawet nie zostaniesz sklepową", powinien zaprowadzić ją na uniwersytet, wziąć informator i pokazać, jakie są wymagania dla tych, którzy chcą studiować prawo. Jeśli naprawdę córka chce, to tak możemy ją zmotywować. Ale jak nie ma motywacji, to jej nie ma. Być może zanim pójdzie na studia, musi wyjechać do Londynu i przez rok sprzątać. Może najpierw założy rodzinę, a gdy dzieci podrosną, zacznie studiować. Życie nie polega na tym, żeby zdać na studia. Rozpoczęcie studiów w wieku 30 lat jest trudniejsze niż gdy ma się 19, ale dla niektórych ten czas przychodzi później.

A jeśli widzimy, że nauczyciele są niewymagający, a rówieśnicy tępi? Co robić, by pomóc naszemu dziecku w rozwoju?

Dziecko samo znajdzie sposób na rozwijanie się. Jeśli interesuje się literaturą, to będzie czytać. Nie musimy dawać dzieciom wszystkiego na tacy.

To co, nie ma sensu zamartwiać się, że dziecko nie chodzi do dobrej szkoły?

Może chodzi, tylko ty o tym nie wiesz, drogi rodzicu? Dobra szkoła to taka, która jest dopasowana do słabszych uczniów. Nie do najlepszych, bo oni sobie poradzą. Nie zadawaj więc sobie pytania, co szkoła zrobi, żeby dziecko miało doskonałe świadectwo, ale co zrobi, gdy będzie miało dwójki. Czy go wyrzuci, by nie zaniżał średniej, czy zaakceptuje? Co będzie, gdy chłopak powie, że najbardziej interesuje go piłka lub występy w "Idolu"? W dobrej szkole nauczyciele powiedzą: OK, zajmuj się tym. Zaakceptują, że z innych przedmiotów ma trójki, jeśli jest młodym człowiekiem, który z pasją realizuje swoje zainteresowania. Dobra szkoła to taka, która wydobędzie z naszego dziecka jego zdolności i nie będzie gnębić z przedmiotów, do których nie ma drygu. Taka, w której nasze dziecko będzie miało przekonanie, że jest fajnym młodym człowiekiem nawet wtedy, gdy zawali sprawdzian lub ma gorszą średnią. Bo szkoła powinna uczyć życia, a nie zaliczania kolejnych testów i zdobywania ocen na świadectwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki