Argument finansowy przemawiający za tym, że taka współpraca jest niemożliwa (by "wejść" w film Allena trzeba wyłożyć 10-15 mln dolarów), jest jak najbardziej decydujący - Łódź to miasto biedne, zarządzane nie po gospodarsku, a znalezienie prywatnego sponsora graniczy tu z cudem.
Gorzej jednak jeśli osoba współodpowiedzialna za filmowy rozwój miasta (a takowy jest przecież jednym z celów obecnej władzy) mówi, że Łódź nie ma potencjału turystycznego i że nadaje się na skromne, klimatyczne filmy psychologiczne. Bo choć to prawda, to jednak brak wiary w fakt, iż Łódź może zainteresować jakiegoś turystę oraz przekonanie, że o Łodzi można zrobić tylko dołujący psychodramat (kino, które nie potrzebuje też szczególnych lokacji) na stanowisku, wymagającym myślenia odważnego i wizyjnego, świadczy o rzeczywistym destrukcyjnym wpływie naszego miasta na myślenie i marzenia.
Depresyjnym klimatem Łodzi epatował nas Lynch, Wajda pozostawił obraz robotniczego miasta krwawego kapitalizmu, pełnego kontrastów, kominów i przygnębiającej industrialności. Później Łódź zapełniła się naiwnymi, dobrodusznymi i przeciętnymi Leszkami, którzy rodzili się daleko od szosy lub zachęcała do ucieczki, na początek choćby z kina Wolność.
Tymczasem Łódź zasługuje na nowe spojrzenie filmowców, którzy się naszym miastem zachwycą - a że filmowcy to ludzie szaleni, może być o to łatwiej (nawet za kasę). Na Woody Allena nas nie stać. Stać nas jednak chociaż na to, by o filmowej Łodzi nie mówić, ale na jej rzecz działać?
Dariusz Pawłowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?