Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak sprzątać, by Łódź była czysta?

Monika Pawlak
Dziennik Łódzki/archiwum
Paradoks polega na tym, że co roku miasto wydaje dziesiątki milionów złotych na sprzątanie, a Łódź wciąż jest brudna - pisze Monika Pawlak.

Środa, godzina 11, ulica Piotrkowska przy Ławeczce Tuwima. Pod drzewkiem rosnącym tuż obok leżą okazałe psie kupy. Po drugiej stronie ulicy, pod identycznym drzewkiem, szary pudelek przymierza się, aby "coś" zrobić. Gdzie była w tym czasie Straż Miejska, która ma obowiązek karać właściciela psa za niesprzątanie po nim? Nie wiem, wiem, że najbliższy posterunek jest w pasażu Schillera, jakieś dwieście, trzysta metrów dalej. Wystarczyło wyjść na patrol...

Czytaj też o kacji Posprzątajmy Łódź

Inny obrazek, z wczorajszego przedpołudnia, także z centrum miasta. Aleja Mickiewicza i Piłsudskiego, wzdłuż torowiska tramwajowego są trawniki niemiłosiernie upstrzone niedopałkami papierosów, a obok nich plastikowe butelki po napojach. Wzdłuż ulicy Wólczańskiej, nie tylkoprzy krawężnikach, leży kilkucentymetrowa warstwa piachu. Nietrudno zgadnąć, że to pozostałości po zimie, kiedy drogowcy odśnieżali miasto. Jest kwiecień, co robili (robią) drogowcy, do których należy sprzątanie ulic i trawników w pasach drogi?

Jeszcze jeden przykład, konsekwentnie z centrum Łodzi. Ulica Sienkiewicza, odcinek od Galerii Łódzkiej do pasażu Schillera. Ile jest tam koszy na śmieci? Nie wiem czy znalazł by się jeden, więc nie dziwmy się, że śmieci lądują na ulicy. Nawet jak ktoś nie chce śmiecić, to co ma zrobić z niedopałkiem (wiem, palenie na ulicy jest de mode), skasowanym biletem MPK czy patykiem po lodach?

Przykłady na to, że w Łodzi jest brudno mogłabym wymieniać jeszcze długo, ale po co? Każdy łodzianin doskonale wie, jak wygląda jego miasto. Czas zadać pytanie dlaczego jest brudne skoro problemem sprzątania zajmowali się już chyba wszyscy: od prezydentów poczynając, przez dyrektorów jednostek za porządki odpowiedzialnych, radnych, na urzędnikach niższego szczebla kończąc. Zatem dlaczego? Powodów - moim zdaniem - jest kilka, a kwestia pieniędzy (za małych, jak twierdzą wszyscy) wcale nie jest kluczowa.

Podstawowy problem, to rozproszenie obowiązków i odpowiedzialności za sprzątanie. Za porządki odpowiada wydział gospodarki komunalnej, delegatury dzielnicowe, Zarząd Dróg i Transportu i jeszcze administracje nieruchomości. Ten podział obowiązków zamiast pomóc, tylko potęguje bałagan. Dlaczego? Podległe miastu jednostki zamiast współpracować zwalają na siebie wzajemnie odpowiedzialność za brudny kawałek chodnika. Bodaj każdy łodzianin, który choć raz próbował interweniować w sprawie przepełnionego kosza na śmieci czy niesprzątniętych liści na trawniku się o tym przekonał. Dzwoni do wydziału komunalnego i słyszy, że to nie nasze, to drogowców. Drogowcy odsyłają do delegatury, ta do komunalnego albo administracji. Nie jest to wcale przerysowany przykład, takie są realia. Co można zrobić? To co zapowiadała już prezydent Hanna Zdanowska: skupić sprzątanie w jednej jednostce miasta. Jeśli jeden podmiot się czymś zajmie, to będzie łatwiej rozliczać odpowiedzialnych za brudy. Teraz, tak naprawdę, winni są wszyscy i nikt.

Drugi problem brudu to trudna do zrozumienia niechęć do przestrzegania i egzekwowania lokalnego prawa. Cóż z tego, że w Łodzi jest regulamin utrzymania porządku, cóż z tego, że bardzo restrykcyjny? Nic, bo łodzianie go nie przestrzegają, a Straż Miejska jakoś niechętnie karze mandatami. Albo prowadzi akcje od przypadku do przypadku. Przykłady? W Łodzi jest zakaz palenia papierosów na przystankach MPK, a wszyscy palą. Bezkarnie. Obowiązuje także sprzątanie psich kup, a każdy skwer, chodnik, kawałek trawnika jest nimi upstrzony. Znów pytam: gdzie jest straż? Rozumiem, że strażnik nie może stać przy każdym właścicielu psa czy palaczu na przystanku. Nie popadajmy w absurdy. Ale przecież strażnicy patrolują ulice, więc na widok palacza powinni natychmiast wyciągać bloczek mandatowy. A właścicieli psów nie pouczać, tylko karać. Jak ktoś raz zapłaci, następnym razem po swoim Burku sprzątnie. Strażnicy powinni też regularnie - choćby raz na kwartał - odwiedzać właścicieli domów jednorodzinnych i sprawdzać czy mają umowy na wywóz śmieci. Dlaczego? Bo tego typu akcje, organizowane co jakiś czas, pokazują, że łodzianie nagminnie "oszczędzają" i tych umów nie mają. A swoje śmieci podrzucają do parków, lasów albo publicznych koszy. Jestem pewna, że mandaty za brak takiej umowy znacznie zmniejszyłyby liczbą nielegalnych wysypisk śmieci. Ale strażnicy muszą ruszyć w miasto.

Wreszcie trzeci element związany z brudami, czyli edukacja. Nie tylko dzieci i młodzieży, ale i dorosłych. Nie chcę powiedzieć, że łodzianie są brudasami, ale panuje jakieś przyzwolenie społeczne na śmiecenie. Nikt nie zwraca uwagi kierowcy wyrzucającemu niedopałek przez okno samochodu, nikt też nie reaguje, gdy ktoś rzuca śmieci na ulicę. A jak już znajdzie się taki co zareaguje - naraża się na ostrą ripostę, a sformułowanie "co się to obchodzi" należy do najelegantszych. I tu wracam do problemu koszy na śmieci, których nie ma. Zdarza się, że nie ma ich nawet przy szkołach, więc od najmłodszych lat łodzianie uczą się śmiecić. Bo jak nie ma kosza, to gdzie taki dzieciak wyrzuci ogryzek? Przed siebie, czyli na ulicę, trawnik, chodnik (niepotrzebne skreślić). I tak będzie rzucał do końca życia, a Łódź będzie brudna. Skoro są akcje edukacyjne zachęcające uczniów do segregowania odpadów, to dlaczego nie ma uczących czystości?

W Łodzi kilka jednostek ma w obowiązkach porządki. W efekcie nie sprząta nikt, albo sprząta byle jak. Lepiej niech odpowiada za porządki jeden podmiot, może będzie czyściej.

Na koniec jeszcze kilka zdań o pieniądzach. Sprzątanie co roku pochłania pokaźne kwoty z budżetu, to dziesiątki milionów złotych, a i tak wszyscy alarmują, że mało. Tyle, że inne polskie miasta wydają podobne kwoty, a bywa, że mniejsze - a tak brudne nie są. Owszem, Łódź jest dużym miastem, ale jakoś wierzyć mi się nie chce, że koszenie trawy czy trawników jest tak drogie, że funduszy wystarcza na dwie takie operacje w sezonie. Może trzeba znaleźć tańsze firmy, bo konkurencja na rynku usług związanych z zielenią jest ogromna, zatem to firmy powinny się bić o zlecenia.
Jedno jest pewne: powoływanie kolejnych komisji Rady Miejskiej (była taka w minionej kadencji) i dyskusje o porządkach nie mają sensu. Od gadania miasto na pewno nie zrobi się czystsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki