Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już zapachniało wyborami

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa DziennikŁódzki/archiwum
Wybory samorządowe dopiero w 2014 roku, a kampania już ruszyła. Pierwsze punkty zbierze chyba Sojusz Lewicy Demokratycznej, który spróbuje uwieść samorządy wizją poprawy ich kiepskiej sytuacji finansowej. Dariusz Joński zapowiedział zorganizowanie specjalnej takiej konferencji w regionie łódzkim na 16 marca.

Strzał może być celny, bo te potężne pieniądze z Brukseli (których jeszcze nie mamy) na kolejną siedmiolatkę, dla wielu rad gminnych i miejskich mogą być nie do ugryzienia. Najpierw trzeba bowiem wyłożyć własne pieniądze, których samorządy zwyczajnie nie mają. I nawet nie bardzo mogą pożyczyć, bo wiele z nich dobija do magicznych 60 procent - maksymalnego progu zadłużenia. Do tego rząd spycha kolejne zadania na samorządy nie dając pieniędzy, albo - tak jak w przypadku subwencji oświatowej - utrzymując finansowanie na poziomie sprzed kilku lat.

Tak więc postulat dołożenia samorządom pieniędzy może być atrakcyjny. A SLD nic nie kosztuje, bo jak się nie rządzi, to i odpowiedzialności się nie ponosi.

Nieco mniej atrakcyjny może być pomysł ograniczenia do dwóch kadencji rządów wójtów, burmistrzów i prezydentów, za którym opowiedzieli się ankietowani przez SLD. Nikt nie lubi rozstawać się z władzą. Ten projekt przez obecny Sejm nie przejdzie, ale dość łatwo można go użyć jako broni przeciwko obecnie rządzącym wójtom, burmistrzom i prezydentom, zwłaszcza tym, którzy mają już za sobą dwie kadencje.

To tyle o pierwszym strzale, który zamierza oddać SLD. Cisza zapadła nad kandydaturami na najważniejsze urzędy w samorządzie. SLD i PO mówią, że to najmniej ważna kwestia i decyzje zapadną za rok. Najważniejsze są programy.

Oczywiście, że programy są najważniejsze. Ważniejsze od nich są tylko stanowiska. Jeśli o stanowiskach się nie mówi, powody mogą być co najmniej trzy. Pierwszy - i tak wiadomo, kto będzie walczył o najważniejsze stołki, więc co tu gadać po próżnicy. Drugi - władze partii nie chcą dopuścić do przedwczesnego wzajemnego wycinania się kandydatów i zabraniają składania otwartych deklaracji, kto wystartuje na prezydenta, burmistrza czy prezydenta, i kto będzie okupował czołowe miejsca na listach do rad.

Trzeci - to rozgrywka wewnątrzpartyjna. Przy takim rozbiciu partii rządzącej jak w Łodzi, trzeba mieć coś w zanadrzu, żeby całe towarzystwo trzymać w ryzach. A nic lepiej nie trzyma w ryzach jak obietnica miejsca w czołówce listy kandydatów do rady lub groźba zepchnięcia na dalsze miejsce.

I jeszcze jedno. Należy się spodziewać, że areną walki przedwyborczej w jeszcze większym niż do tej pory stopniu staną się sesje Rady Miejskiej. Dla niektórych dużym wyzwaniem będzie jednoczesne zadowolenie szefów własnej partii i własnych wyborców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki