W Łodzi, jak dotychczas, okazujemy się zbyt leniwi i obojętni na to, co sięga dalej niż próg naszego mieszkania, więc muszą nam "wystarczyć" okładanie się czym popadnie bywalców tzw. stadionów tzw. klubów organizujących tzw. mecze tzw. piłki nożnej oraz miejskie tolerowanie rządów "dresów" na ulicach. Za to przez cały rok.
Obojętność na doroczne popisy głupoty byłaby nawet chwalebna, gdyby w pozostałe dni roku zamieniała się w aktywne życie w swoim mieście. Tymczasem z tym jest u nas znacznie gorzej, niż w miastach, gdzie się "niepodległościowo" leją.
To takie nieszczęście miasta, za którym nie przepadają jego mieszkańcy, ba - często można odnieść wrażenie, że nie lubią go również ci, którzy decydują się sprawować w nim rządy. Nierzadko wygląda na to, że największe marzenie łodzian, którzy coś potrafią, to mieszkać tutaj (bo tanio), a pracować w Warszawie (bo tam lepiej płacą).
I wpadamy w amok radości, że do stolicy nam coraz bliżej i łatwiej. Zapominając o tym, że wszyscy pracy w Warszawie nie znajdą, a i tak praca tam, a spanie tu (nawet przy założeniu, że w Łodzi wydawana jest spora część zarobionych pieniędzy), to ciągle praca na rzecz innego miasta.
Powszechny łódzki problem z pojmowaniem codziennego patriotyzmu i miasta jako swojej małej ojczyzny, w której wszystkim może być milej, widać wszędzie: na ulicach, trawnikach, klatkach schodowych, w tramwajach itd. I szczerze mówiąc dopóki pod tym względem nic się nie zmieni, to nasze łódzkie narzekania, że nikt nas nie lubi i wszyscy nam robią wbrew, trudno traktować poważnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?