Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na czym polega "specjalność" stref specjalnych

Marta Madejska
Marta Madejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego
Marta Madejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego
W mieście, w którym bezrobocie wciąż sięga ponad 12% (ok 43,6 tys. osób), a każde miejsce pracy wydaje się być na wagę złota, trudno porywać się na krytykę pracodawców spływających z opcją kilku tysięcy takich miejsc. Stąd na temat Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej albo słyszymy entuzjastyczne westchnienia, albo milczenie.

"Strefa sypie inwestycjami" donosi ostatnio lokalna prasa. W związku ze zmianą prawa - zmniejszy się wysokość nakładów, którą firmy będą mogły sobie odliczać z wydatków - nastąpiła nagła mobilizacja inwestorów, którzy mają rzekomo zapewnić ponad 2 tysiące upragnionych miejsc pracy.

Przypomnijmy, na czym polega działanie Specjalnych Stref Ekonomicznych, które znaleźć można obecnie w całym kraju. SSE to wyodrębnione administracyjnie obszary, gdzie inwestorzy mogą prowadzić działalność gospodarczą na preferencyjnych warunkach - mogą liczyć na częściowe zwolnienie z podatków od dochodów i nieruchomości, wsparcie w postaci infrastruktury technicznej, finansowanie grantami. Do tego dodać można współpracę lokalnych instytucji, w tym urzędów pracy. Strefy są zarządzane przez specjalnie do tego utworzone spółki należące do Skarbu Państwa i gmin.

Dla firm starających się o pozwolenie na działanie w ramach SSE, główną motywacją jest zwolnienie z podatku dochodowego. Czasami, w przypadku dużych inwestycji postrzeganych jako szczególnie wartościowe - a więc na ogół koncernów zagranicznych - oferowany jest szerszy pakiet pomocy, który może zawierać sprzedaż gruntów po obniżonej cenie. Różnica pomiędzy ceną rynkową a ceną zapłaconą przez inwestora również jest formą publicznego wsparcia inwestora z budżetu Skarbu Państwa.

Deklaratywnym celem istnienia takich stref jest "przyspieszenie rozwoju regionów słabo rozwiniętych poprzez przyciąganie inwestycji oraz tworzenie nowych miejsc pracy". Jednak przyglądanie się bliżej tym dziwnym formom gospodarczym wzorowanym na Chinach czy Meksyku, rodzi kolejne pytania o to, kto najbardziej na nich korzysta, jakie są skutki ich działania, jak rzeczywistość ma się do budowanych wizji rozwoju gospodarczego, szerokiego zatrudnienia i rzekomej innowacyjności.

W 2010 r. Najwyższa Izba Kontroli wykazała, że państwo nie jest w stanie kontrolować wszystkich rzeczywistych wydatków na Specjalne Strefy Ekonomiczne i brak przejrzystych zasad rozwijania stref. Od tamtego czasu zrobiono sporo, żeby ustalić i monitorować kwestie powstawania, trwania, rozwoju stref, ale niekoniecznie już kwestie zatrudnienia w ich obrębie, jego charakteru i warunków.

Janusz Piechociński, minister gospodarki, stwierdził ostatnio, że "specjalne strefy ekonomiczne są skutecznym instrumentem przyciągania inwestycji. Dają możliwość lokowania projektów innowacyjnych, mających istotny wpływ na wzrost konkurencyjności polskiej gospodarki oraz tworzących nowe miejsca pracy". Trudno dostrzec ten potencjał innowacyjności, kiedy przyjrzymy się większości zakładów naszej Łódzkiej Specjalnej Strefy: produkcja, magazyny, biura.

Specjalne strefy są być może specjalne dla ulokowanych w nich przedsiębiorców, ale raczej nie dla pracowników obsadzanych w roli taniej, łatwo dostępnej siły roboczej, nie traktowanej z należytym szacunkiem (w imię zasady "ciesz się, że w ogóle masz pracę").

Zobaczmy co wynika z badań przeprowadzonych w jednej z podwrocławskich stref. Wyłania się z nich świat agencji zatrudnienia tymczasowego nie niosących nawet skrawka zabezpieczenia materialno-psychicznego, gdzie w normie są przypadki takie jak podpisywanie umowy z pracownikami dopiero po bezpłatnych, "próbnych dwóch tygodniach" i zwalnianie po przepracowaniu tego czasu bez wypłaty. Nowych pracowników zmusza się do płacenia za szkolenia (bez względu na to, czy udało się po nim dostać pracę). Dominującym modelem jest praca na akord, tak jak w łódzkich fabrykach włókienniczych zarówno w XIX, jak i XX wieku.

Kilka lat temu mediana płac przeciętnego pracownika/pracowniczki strefy oscylowała na poziomie 1100zł (często bez zabezpieczeń socjalnych). Kiedy pensja nie wystarcza na zaspokojenie wszystkich potrzeb rodziny, pracownicy potrzebują wsparcia, żeby poradzić sobie chociażby z zapłatą za czynsz. Mitem jest więc twierdzenie, że tworzenie miejsc pracy w SSE równa się znaczącemu odciążeniu publicznych środków na pomoc społeczną.

Na stronie internetowej Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej przeczytać możemy, że zajmuje 1 miejsce wśród stref ekonomicznych na świecie (trudno znaleźć informację, o co dokładnie chodzi), że ma na koncie 260 wydanych zezwoleń i 29 tysięcy utworzonych miejsc pracy (czy to są miejsca pracy wciąż istniejące, czy zsumowane wszystkie formy zatrudnienia? Po zmianie prawa przedsiębiorcy ŁSSE liczyć mogą na 35/45/55% pomocy publicznej (uprzednio nawet do 70%), ponadto na "idealne położenie i wsparcie zespołu". Na stronie nie można znaleźć informacji, na co mogą liczyć pracownicy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki