Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ptaszek na Gałęzi: Święty spokój Anatola

Awius Homer
Fikcja musi być prawdopodobna, aby stała się prawdą... - Wszyscy odchodzą to ja też - zdecydował Anatol Nalewajko, prezes klubu Brunatni. Lada tydzień wygasał jego kontrakt na zarządzanie klubem. Nie miał wprawdzie sygnałów, jakoby nowy właściciel klubu, czyli Park Rozrywki, był zainteresowany jego dalszą pracą, ale zdecydował, że nawet jeśli, to powie: nie.

W siedzibie Brunatnych panował niespotykany spokój. Anatol wysłał zespół na kilka dni do Zielonej Góry, dzięki czemu nie musiał wciąż odpowiadać na pytania coraz bardziej natarczywych kopaczy o nowe kontrakty. - Niech się wreszcie skończą i będzie święty spokój - marzył Nalewajko.
Czuł zresztą żal do kopaczy za ich niewdzięczność. W ostatnich tygodniach zrobił wszystko, co w jego mocy, by zaproponować im nowe umowy. A, że mógł zaproponować zaledwie kilkadziesiąt procent ich dotychczasowych zarobków, to już przecież nie była jego wina.
Najbardziej wkurzał go Gunnar Islandowski, który drugi rok z rzędu zajął piąte miejsce w lidze i myślał, że wszyscy będą mu padać do stóp. Dlatego z Gunnarem Anatol planował porozmawiać na samym końcu, a gdy zainteresowanie posadą w Brunatnych wyraził Stefek Burczymucha, postanowił niczego nie proponować Gunnarowi. - Jak jest taki dobry, to niech sobie robotę znajdzie w pięć minut - myślał Nalewajko.
Prezes Brunatnych najchętniej nie robiłby nic, z wyjątkiem oczywiście jazdy terenowymi quadami. To uwielbiał i temu zajęciu poddawał się najchętniej. Wiatr we włosach, piach zasypujący oczy - to była adrenalina, jakiej potrzebował każdy prawdziwy mężczyzna. A za takiego Anatol się przecież uważał.
Siedząc jednak w godzinach urzędowania za biurkiem zastanawiał się nad swoją przyszłością. Posada w Brunatnych miała wprawdzie wiele wad, ale też i zaletę - była dobrze opłacana. A przecież na realizację kosztownego hobby, jakim była brawurowa jazda quadem, niezbędne były fundusze.
Na szczęście miał jeszcze kilku znajomych, więc i wyjścia awaryjne do wyboru. Jego szanowna małżonka, znana w okolicy rachmistrzyni, już dawno przepowiedziała jego przeszłość. - Zobaczysz Anatolku, że na stare lata wrócisz do rafinerii. Obejmiesz jakieś odpowiedzialne stanowisko i będziesz szczęśliwy - mówiła.
To wydawało mu się najbardziej prawdopodobne. Wróci do miejscowej rafinerii albo zajmie jakieś stanowisko w Państwowej Gromadzie Elektrycznej i o przygodzie z Brunatnymi będzie mógł zapomnieć. Szczerze mówiąc, to całe to kopanie nigdy go nie interesowało. - Co za głupie zajęcie - kopanie piłki - myślał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki