Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Faceci od kuchni [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
Monolith
Latem dobrze się jada potrawy lekkie i wprawiające w dobry nastrój. Takim właśnie letnim "daniem" jest francuska komedia "Faceci od kuchni". Całkiem smacznym.

Faceci od kuchni

Comme un chef
komedia, Francja, 84 min.
reż. Daniel Cohen
wyst. Jean Reno, Michael Youn, James Gerard, Santiago Segura, Julien Boisselier, Raphaëlle Agogué
dystr. Monolith

Francuzi kochają miłość i jedzenie. Właściwie nie wiadomo, co bardziej. "Faceci od kuchni" tylko utwierdzają owe schematy w myśleniu o miłośnikach żabich udek. Myślę jednak, że sami Francuzi nic przeciwko temu nie mają. I z radością opowiadają historię, w której jedzenie jest jak seks. A może nawet lepsze niż seks.

Głównym bohaterem jest Alexandre Lagarde, uznany w całym Paryżu mistrz kuchni (w tej roli Jean Reno, który - mam nadzieję, że tylko do tej roli - zaopatrzył się w spory brzuszek). Dla Stanislasa (Julian Boisselier), nowego właściciela restauracji, w której Lagarde pracuje, Alexandre jest jednak gwiazdą przeszłości, a co za tym idzie - powinien już odejść.

Wyrazem nowoczesności jest dla Stanislasa kuchnia molekularna (także dlatego, że jest tańsza), nie zaś tradycyjna patelnia, której hołduje Alexandre. W głowie właściciela restauracji powstaje więc plan usunięcia niewygodnego kucharza. By jednak tak się stało, najpierw lokal musi stracić jedną z trzech gwiazdek Michelina.

W tak trudnej dla Lagarde'a sytuacji trafia do niego na staż niesforny, ale bardzo zdolny Jacky Bonnot (Michael Youn) - człowiek, który potrafi ugotować wszystko i wręcz eksploduje nowoczesnymi pomysłami. Teraz obaj kucharze muszą przekonać do swoich pomysłów kulinarnych krytyków i udaremnić niecne zamierzenia Stanislasa. Muszą także zapanować nad ciągłą różnicą zdań, która doprowadza do nieokiełznanych kłótni...

Film jest nieskomplikowany jak letnie przyjemności i nie powoduje przegrzania mózgu nawet przy najwyższych temperaturach. Humor bierze się tu zderzeń osobowości, kulturowych przeciwności, tradycji i nowoczesności oraz slapstickowych gagów. Nie jest to może humor szczególnie wyrafinowany, ale nie da się go również w żadnej mierze nazwać prostackim. Na pewno jednak to żart wyzwalający dobre samopoczucie i podnoszący zadowolenie z tego, że się jeszcze żyje.

Dużym walorem filmu - który pewnie znacznie bardziej doceniają Francuzi, niż niestety my, jest hołdowanie kulinarnemu konserwatyzmowi. Tu nie ma zgody na nowinki dla nowinek, bezmyślne kopiowanie tego, co stworzono w "wielkim" świecie. Można być twórczym, proszę bardzo, można sobie nawet trochę poeksperymentować i popożyczać. Ale nasze jest najlepsze i w naszej tradycji jest największa siła. Po co zmieniać coś co jest dobre? Francuzi to rozumieją i nawet jeśli gdzieś tam się z tego pokpiwa, oni się tym wcale nie przejmują. I w spokoju gotują swoje.

Rolami kucharzy świetnie się bawili Reno i Youn, ich duża zasługą jest to, że stary pomysł na kontrast dużego i małego, starego i młodego, wypada przyjaźnie. Grają naturalnie, gdy trzeba nie boją się szarży. Ich radość szybko udziela się widzom, i w takim błogostanie pozostajemy do końca projekcji.

Wszystko jednak sprowadza się do tego, że jedzenie jest piękne, że należy do kilku największych przyjemności życia, i potrafi to życie uwznioślić. I że ten, który nie potrafi dostrzec i docenić tej sztuki, nigdy nie żył naprawdę. Tego akurat od Francuzów moglibyśmy się nauczyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki