MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tylko razem

Paweł Domarecki
fot. Grzegorz Gałasiński
Paweł Domarecki rozmawia z wojewodą łódzkim Jolantą Chełmińską o tym, w jaki sposób samorządy powinny pozyskiwać inwestorów i wydawać pieniądze na budowę infrastruktury. I dlaczego nie warto wydawać dziś pieniędzy, patrząc wyłącznie na swoje podwórko.

Pojawiła się ostatnio publicznie teza, że w kryzysie najważniejsze to pożyczać pieniądze i dobrze wydawać je w samorządach na inwestycje. Bo to nakręci koniunkturę. Pytanie: jak to robić i jakie inwestycje realizować za te środki? I jakich inwestorów przyciągać?

Na pewno muszą to być inwestycje nie tylko tworzące miejsca pracy dziś, ale dające gwarancję na przyszłe lata. Swego czasu kończyłam ekonometrię. Chodzi w niej o to, aby matematycznie ująć wszystkie procesy w gospodarce tak, żeby móc prognozować i planować, w jakim kierunku ją rozwijać. I kiedy pisałam pracę magisterską, tych zmiennych było znacznie mniej niż dziś, przy globalnym rynku, przy pojawiającym się popycie na coraz to nowe towary i usługi. Dziś trudno znaleźć trend, który rozwijałby się przez wiele lat. Teraz raczej mówimy o prognozowaniu długofalowym, na przykład do 2030 roku. I określenie kierunków, przewag i ograniczeń regionu i Łodzi jest najważniejsze. Dopiero ono określi nam obszar, w który powinno się inwestować.

Czyli niech samorządowe pieniądze będą wydawane nie tyle na coś, co jest superładne i superfajne, supernośne propagandowo, ale przede wszystkim na to, co będzie generowało dodatkowe pieniądze w przyszłości...

Słowem na coś, co będzie na nas pracować przez lata. Dziś patrzymy np. na łódzką strefę ekonomiczną, zastanawiamy się nad produkcją w niej prowadzoną. Prosta czy skomplikowana... Ale nawet jeśli dokonane w niej inwestycje zakładały wykonywanie czynności w miarę prostych technologicznie, to przecież dały nam tysiące miejsc pracy, dzięki którym przez cały czas dla regionu i jego mieszkańców procentują. Bez nich wielu ludzi nie miałoby dziś po prostu pracy.

Zatem w co muszą inwestować samorządy?

Wiadomo, że najpierw należy zabezpieczać ludziom możliwości normalnego życia, dbać o jak najwyższą jego jakość. Trzeba więc myśleć o dobrej i szybkiej komunikacji, o nowoczesnych usługach komunalnych, ekologii, możliwościach komunikowania się elektronicznego... O tym wszystkim, co usprawnia na co dzień życie ludzi i ich firm. A więc także o szkolnictwie zawodowym, jego odbudowie. Bo bez fachowców, często bez wyższego wykształcenia, ale za to z solidnym wykształceniem średnim, region nie będzie przyciągać najlepszych inwestorów, nie będzie się rozwijać tak szybko, jak to możliwe. A my nie będziemy mogli funkcjonować w nim aż tak dobrze, jak o tym marzymy.

Te bariery ograniczają pozyskiwanie inwestorów w regionie?

Nie wszędzie. Znam w Łódzkiem gminy i powiaty, które szkolnictwo zawodowe pielęgnują. Gdzie wyposażenie pracowni, na którym kształcą się uczniowie, jest supernowoczesne. I tam rzeczywiście szybciej i chętniej idą inwestorzy. Zaś jeśli mówimy o barierach wynikających ze stanu kapitału ludzkiego, nie chodzi tu przecież o samo szkolnictwo, lecz także o znajomość języków, o umiejętność sprawnego poruszania się w nowoczesnym świecie, korzystania przez młodzież z możliwości, w końcu o ich aktywność. I to rodzi społeczną odpowiedzialność nie tylko biznesu czy samorządów, ale i samych ludzi.
Odczytuję to tak: Łódź miastem inwestycji, ale najpierw w tym celu Łódź miastem edukacji?

Zdecydowanie tak. Łódź miastem edukacji na równi z wiedzą, innowacjami, badaniami i rozwojem. Już nawet nie mówię o pracach badawczych, ale o procesie kształcenia na uczelniach. Jakże często dublują się w Łodzi kierunki, co zmniejsza efektywność edukacji...

Dochodzimy zatem do tego, o czym mówił rektor Stanisław Bielecki z Politechniki Łódzkiej: że jeżeli chcemy tworzyć z Łodzi miejsce rozwijające się dzięki intelektualnej wartości dodanej, najpierw musimy uporządkować sami sprawy w mieście, w jego systemie szkół wyższych. Skoordynować, może jakoś połączyć uczelnie łódzkie.

Jestem za tym zdecydowanie. Lecz w takim mieście jak Łódź nie może być tylko jednego dominującego sektora, branży, kierunku. Mamy przed sobą wiele innych wyzwań. Dlatego uważam, że każdy powinien dziś w Łodzi robić swoje, i to robić dobrze, wykraczając poza swoje podwórko i rozglądając się uważnie, z kim i jak można współpracować. Dotyczy to i szkolnictwa zawodowego, i wyższego, i rozwoju kultury. Trzeba pamiętać też o komunikacji z innymi regionami, w tym o budowie niezbędnego Łodzi podziemnego łącznika kolejowego Łódź Kaliska - Łódź Fabryczna. Dotyczy to skomunikowania nas szybką koleją z Zachodem. Bo wtedy nie będzie już dylematów, a inwestorzy zaczną traktować Łódź jako równorzędną propozycję z Warszawą i innymi miastami, właśnie z powodów komunikacyjnych. No i trzeba budować zaufanie. Bo element zaufania, zwłaszcza jeśli chodzi o efektywność pracy samorządów, jest niezwykle ważny.

Mamy już w ten sposób zdiagnozowane obszary potrzeb, barier i wyzwań. Lecz gdzie Pani widzi szanse rozwoju Łodzi, jeśli chodzi o branże, sektory?

Do dziś nie mogę odżałować, że pozwoliliśmy na to, by w czasie przemian zniknęły znane łódzkie marki, w tym odzieżowe. Bo przecież przemysł lekki to nadal najważniejsza dziedzina tutejszej łódzkiej wytwórczości, w tym sektora małych i średnich firm. A ten przemysł jest wart utrzymania i rozwoju. Warte wspierania jest włókiennictwo, niezależnie od tego, jaką nazwę przyjmuje. Tu powinniśmy jako miasto, region, utrzymać i markę i poziom technologiczny. Musimy zdobyć się na jakąś koordynację działań w szerszej skali. Umieć zintegrować to środowisko, pomóc mu. Ale jeden Judym tu nic nie zrobi. Tu musi zaistnieć praca zespołowa. Ktoś jest najlepszy na końcu procesu technologicznego, kto inny w środku, jeszcze inny najlepiej to wszystko zepnie. Powtarzam: trzeba na swoich podwórkach patrzeć troszkę szerzej. Niewiele, ale wystarczy, by dostrzec innych, którzy mogą pomóc i którym my też możemy pomóc. Przecież praca zespołowa wyniosła na wyżyny gospodarki tyle miast i regionów na świecie. Róbmy więc swoje za siebie, ale przy tym - z innymi.

A poza włókiennictwem?

Mamy na naszych uczelniach bardzo silne kierunki ekonomiczne, mamy świetnie przygotowujące kierunki do obsługi biznesu, tzw. BPO, np. centrów księgowych dla firm. Ale musimy dążyć do sytuacji, by ludzie z dyplomami wyższych uczelni dostawali pracę adekwatną do ich kwalifikacji. I to także się przekłada na to, jakich tu inwestorów chcemy i zdobywamy.
Podsumowując: region łódzki powinien pozyskiwać i inicjować inwestycje w cywilizacyjną infrastrukturę, inwestycje, które przyniosą zyski w przyszłości. Trzeba też skoordynować prace szkół wyższych, rozwijać szkolnictwo zawodowe średniego szczebla, rozwijać kształcenie na kierunkach edukujących fachowców w obsłudze firm (BPO), nie zapominać o korzeniach - przemyśle lekkim. A jaką w tym rolę mogą odegrać fundusze unijne? I jak Łódź i Łódzkie je wykorzystują?

ZPORR pokazał, że umiemy je wykorzystywać z dużym powodzeniem. Warto natomiast spojrzeć na krajowe projekty rządowe. Na przykład Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych : wydaliśmy wszystko zgodnie z planem i liczba dróg gminnych i powiatowych przyrasta. Mamy już około 100 projektów i 200 kilometrów dróg w solidnie zaawansowanej realizacji. Oczywiście, jak zawsze, przygotowania i tu są najdłuższą częścią procesu inwestycyjnego. Ale gminy chcą to robić mądrze: budując takie drogi, od razu umieszczają w ich pasie wszelkie niezbędne nowoczesne elementy infrastruktury komunalnej, telekomunikacyjnej, itd. Bo to przyniesie samorządom coś więcej niż tylko nową nawierzchnię. Podobnie jest przy drogach krajowych. Tam też procedury przygotowawcze są zawsze najdłuższe, ale już się kończą. To nad czym boleję: że brak jest trochę koordynacji tych gminnych projektów.

Mówił o tym nie tak dawno także marszałek województwa. O niezbędnym łączeniu sił przez gminy i powiaty w infrastrukturalnym procesie inwestycyjnym.

Dokładnie o to samo zawsze i ja apeluję. O koordynację i wyjście poza swoje podwórko, żeby zobaczyć, czy aby sąsiad nie robi tego samego co my. Wciąż to powtarzam. Jak nie będziemy widzieć perspektywy i dobra wspólnego, a tylko siebie w urzędzie i te kolejne cztery lata kadencji - to będzie trudno.

Z racji funkcji ma Pani szersze spojrzenie na region. Gdzie widzi Pani Wojewoda centra inwestowania w Łódzkiem? W kontekście tego, co w czasie debaty inwestycyjnej powiedział wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski: że gdyby do niego przyszedł inwestor i poprosił o 100 hektarów w Łodzi pod inwestycję, to on tych gruntów w Łodzi nie ma. Kto według Pani z taką właśnie barierą, nieuporządkowaniem prawnym gruntów, oraz nieprzygotowaniem ich pod inwestycje, najlepiej w Łódzkiem walczy?

Z rozmów z inwestorami wiem, że najważniejszy jest klimat, w jakim mają inwestować. Znam inwestorów, którzy przenieśli się pod Łódź z innych regionów, bo przez kilka lat nie mogli z samorządem załatwić na przykład doprowadzenia mediów. I ktoś im polecił gminę, która im to załatwiła od ręki. A mówię o tym w tym kontekście dlatego, że tak naprawdę gospodarzami terenu są przede wszystkim samorządowcy. Jeśli stworzą warunki, będą szukać rozwiązań, nawet łącząc się w tym celu w kilka gmin, jak w Piotrkowie Trybunalskim, to może znajdą rozwiązanie. Takie przykłady w regionie też mamy, to zależy tylko od ludzi.

W Polsce, dla porównania, tak właśnie dzieje się we Wrocławiu, gdzie większość inwestycji idzie w podmiejską gminę Kobierzyce. Pod miastem, ale doskonale z nim skomunikowaną. A ludzie dojeżdżają z Wrocławia i w tym mieście płacą podatki. Za to inwestorzy współpracują z całą lokalną społecznością. Ale jak się patrzy w Łodzi na tę pożądaną oś komunikacyjną z gminami ościennymi, czyli ŁTR, to widać, że gdzieś zabrakło tego... dogadania się. I wina nie leży tu bynajmniej wyłącznie po stronie Łodzi.
Problemem było chyba to, ze tramwaj regionalny miał być realizowany etapami. Kolejnym etapem miało być połączenie ze Zgierzem i Pabianicami. Gdybyśmy byli aglomeracją, Łódź mogłaby w tym finansowo partycypować. Ale nie jesteśmy. I tak to właśnie jest: jeśli nie jesteśmy w realizacji jakiegoś projektu konsekwentni, to on zamiast pomagać, staje się kulą u nogi. Cząstkowo realizowane projekty inwestycyjne nie są zatem dobrym rozwiązaniem. No i nawet najlepsze projekty można popsuć. I to na każdym etapie realizacji.

Cały czas rozmawiamy tu o inwestycjach, a tak naprawdę o współpracy. Współpracy inwestorów z samorządami, samorządów ze sobą przy realizacji inwestycji i ich pozyskiwaniu. O umiejętności wychodzenia sobie naprzeciw. Mamy miasto takie jak Łódź. Mamy taki, a nie inny budżet, z którego czerpiemy, pragnąc przyciągnąć wielkich inwestorów. Ale przecież tak naprawdę siłą miasta są małe i średnie firmy. A czy je Łódź zachęca do rozwoju? Jak powinno się to robić?

Oczekiwania tych przedsiębiorców będą zawsze większe od możliwości ich zaspokojenia. Wiadomo, że ich większość ma firmy produkcyjne i handlowe, w tym właśnie przemysłu lekkiego. Ale są i nowe technologie, jest zagłębie farmaceutyczne. Najtrudniej jest najmniejszym firmom, rodzinnym. Choć przecież są miejscem najbardziej stabilnego biznesu. Gdybym miała prywatny bank, te firmy dostawałyby zawsze o jeden punkt niżej oprocentowane kredyty, właśnie ze względu na tę stabilność.

Samorządy nie mają banków. Jaka jest więc ich rola przy tej właśnie współpracy?

Wracam do początku naszej rozmowy: samorządy powinny wspierać przede wszystkim to, co jest potrzebne ich mieszkańcom. Skoro ludzie preferują np. drobny handel, to o niego powinno się lokalnie zadbać. Bo to on tworzy miejscową tkankę gospodarczą, a dochody z niego zawsze zostają na miejscu, w przeciwieństwie do dochodów np. wielkich sieci handlowych. To samo odnosi się do firm produkcyjnych. Ich inwestycje, ale w masie, zawsze mają najbardziej widoczny wpływ na miejscową koniunkturę. Pewnego rodzaju ulgi lokalne takie firmy powinny więc dostawać. One nie uciekną, jak Philips z Łodzi, tuż po okresie karencji. Jak to się robi, pokazuje przykład Rawy Mazowieckiej, gdzie burmistrz wyliczył, że wpuszczenie wielkich operatorów handlowych owszem, da mu efekt, ale na krótko, a zniszczeniu ulegnie coś ważniejszego. Nie nawołuję tu do obrony przed wielkimi sieciami handlowymi, lecz o elastyczność. Dla jednych dobre są takie rozwiązania, dla innych inne. Ale najważniejsze: trzeba z góry wiedzieć, jakie. Więc trzeba mieć opracowania, analizy, wiedzę, strategię i wizję.

Co do tej wizji i współpracy. I wychodzenia odrobinę dalej niż na własne podwórko. Gdy rozmawiałem z panem rektorem Bieleckim, powiedział mi coś, co mną wstrząsnęło. Powiedział, że łódzkie uczelnie mogłyby niemal z marszu pozyskać dla miasta projekt wart np. setki milionów euro, ale najpierw samo miasto powinno im pomóc kwotą... zaledwie kilku milionów. I to nawet nie finansowo, ale w postaci np. miejsca pod ten projekt. Bo mnożnik inwestycyjny będzie ogromny. Oni wtedy wyjdą po środki unijne, na to zareaguje wielki inwestor - i mamy efekt mnożnikowy jak jeden do pięćdziesięciu albo nawet do stu. Gdzie tego typu myślenie w Łódzkiem jest dziś realizowane najlepiej? Takie z długą perspektywą i kompleksowe.
Chociażby w Uniejowie. Gorące źródła to tylko początek. A teraz obudowują to całą infrastrukturą turystyczną. W ciągu 20 lat przyciągną tam ogromny kapitał, potężną liczbę nowych miejsc pracy. No i poza tym dziś Uniejów jest na ustach wszystkich: realizując te projekty, oni wykorzystali w Polsce najwięcej środków unijnych na jednego mieszkańca. Właśnie dzięki tej wizji i dobrze realizowanej strategii długofalowego rozwoju. Jedno pociąga drugie i to się pięknie rozwija. Ale najpierw przede wszystkim trzeba być przyjaznym dla firm i podatników, no i rzeczywiście całkowicie transparentnym. Innym przykładem może być Kleszczów, który, korzystając z bogactwa złóż węgla brunatnego, zabezpiecza swoją przyszłość poprzez podnoszenie jakości życia mieszkańców, bazę edukacyjną. Szuka i przyciąga firmy z innych branż, działa tam park przemysłowo-technologiczny.

Gdybyśmy to wszystko, te postulaty, przełożyli na praktykę, realizację... To ile z tego w samej Łodzi już zrobiliśmy, na ile procent ten pożądany model pozyskiwania inwestorów już u nas w mieście działa?

Według mnie na 50 procent. Mamy więc jeszcze połowę niewykorzystanego potencjału.

A nasi polscy konkurenci, inne miasta?

Powiem tak: czasem innym zazdroszczę, że potrafili te możliwości wykorzystać lepiej od Łodzi.

Zmierzając więc do pointy tej rozmowy. Czy to wszystko oznacza, że musimy więc być dziś w tym polowaniu na inwestorów i inwestycje co najmniej o połowę lepsi niż obecnie? Czyli wykorzystywać je na co najmniej 70-80 procent?

A nawet bardziej, bo inni też idą do przodu. I główny ciężar tego przyspieszenia powinien spaść na samorządy, bo to one są gospodarzami na swoim terenie, to one kreują przyszłość swoich gmin, miast i powiatów. Mają w rękach wszystko. Wybierzemy fachowców, to będziemy mieć rozwój. Wybierzemy tych, co potrafią pracować zespołowo, wyszukiwać fachowców lepszych od siebie, tworzyć strategię, mieć wizję, to odniesiemy sukces.

To trochę smutne. Kilkanaście lat demokracji w Łodzi , a tej wizji zmian na 20-30 lat jakby nadal tu nie było. Ba! Nie ma w Łodzi nawet planów zagospodarowania przestrzennego.

Ale w regionie łódzkim są liczne gminy, które jednak myślą w takich kategoriach, czyli o przyszłości... swoich dzieci. I to mimo kadencyjności samorządów. Robią to na przykład, jak już wspomniałam, w Kleszczowie. Ale w tym celu najpierw wyborcy muszą sobie w pełni uświadomić, że to oni decydują. Bo to oni mają swoje potrzeby, które przede wszystkim powinien zaspokajać opłacany przez nich samorząd. I takie podejście do sprawy naprawdę działa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki