18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ukochana córeczka tatusia

Marcin Darda
Witold Skrzydlewski jest nieprzytomnie zakochany w córce Joannie
Witold Skrzydlewski jest nieprzytomnie zakochany w córce Joannie fot. Grzegorz Gałasiński
To ojciec wypchnął ją do polityki, gdy była nastolatką, pozwolił samotnie pojechać samochodem do Holandii i zabierał na "nielegalne" wypady po części samochodowe. Choć dawno wyprowadziła się z domu, nadal chciałby kontrolować jej prywatne życie - z eurodeputowaną Joanną Skrzydlewską i jej ojcem Witoldem Skrzydlewskim rozmawia Marcin Darda.

Podobno jesteście ze sobą bardzo związani emocjonalnie?

Córka: To normalne, zawsze są córeczki tatusia i synkowie mamusi...
To od inauguracji nowej kadencji europarlamentu musicie strasznie cierpieć.
Ojciec: Moja córka nie jest z tych eurodeputowanych, co to pojechali i zginęli na pięć lat. Wraca co tydzień, ale od momentu, kiedy uprawia tę wielką politykę, widujemy się rzadziej, także dlatego, że mamy odmienne poglądy polityczne (śmiech). Ona miała być chłopcem, a jak już mam córkę, to nie chcę się nią z nikim dzielić.

Właśnie, podobno przegania Pan narzeczonych córki?

Ojciec: Unikam tych amantów, także dla ich bezpieczeństwa. Bardzo kocham córkę, chciałbym, żeby ona tylko mnie kochała, nigdy kogoś innego.

Ale czy ktoś rzeczywiście został przegnany przez zazdrosnego ojca?

Córka: Ależ skąd... Ja jestem uparta, w naszym przypadku jest trochę tak, jakby kosa trafiła na kamień. Rodzicom zawsze trudno się pogodzić z tym, że dzieci dorastają i idą własną drogą.

To Pan pchnął córkę do polityki?

Ojciec: Do startu w jej pierwszych wyborach wręcz ją przymusiłem, straszyłem, że ją wydziedziczę. Potem, mimo że przegrała, już jej namawiać nie musiałem. Startowała do Rady Miasta. Miała najlepszy wynik na liście PO-PiS, ale lista przegrała. Ja tę kampanię córce organizowałem, wynik uznałem więc za osobistą porażkę. Siedziałem jak zbity pies, a ona przyszła, przytuliła mnie i powiedziała: "Skorupiaku, nie pękaj, ja jeszcze kiedyś będę ministrem". To mnie podbudowało, bo ja się bałem o to, jak ona to zniesie. Potem dwa razy weszła do Sejmu, a w czerwcu do Brukseli... Jak tylko weszła w tę politykę, to się z domu wyprowadziła, ale moja noga w jej mieszkaniu nie postanie.

Dlaczego?

Ojciec: Jestem cholernie pamiętliwy, a ona wobec mnie nie zagrała fair w pewnym momencie. Jak je sprzeda i kupi takie, jak ja chcę, to ją odwiedzę. Mamy podobny charakter.

Skrzydlewski charakter?

Ojciec: Właśnie. Skrzydlewski charakter oznacza człowieka pracowitego, wywiązującego się ze zobowiązań. A jeśli ktoś wobec nas postąpi nie fair, to my nie za rok, nie za dwa, ale mu to przypomnimy. Ja kiedyś jako młody chłopak na Zarzewie padłem po sierpowym silnego faceta, który chciał zaimponować dziewczynie. Za nic dostałem. Zapisałem się na judo, 3 lata mnie jak worek cementu rzucali. Jak uznałem, że jestem na tyle silny, żeby mu wtłuc, to wtłukłem. Jestem konsekwentny i lubię grać gościa, którego uważają za głupiego, bo to wygodne.
Pani miała być chłopcem, może też biła pani chłopaków?

Córka: Nie...
Ojciec: No przepraszam, a jak przyszedł jakiś tata ze skargą, że mu syna pobiłaś?!
Córka: Ale to było tylko raz...
Ojciec: Miała już własny samochód, opla tigrę, a wtedy to było coś. No i chłopak chyba się do niej zalecał. Musiała mu tam z lekka... no, wiadomo. A dorosły chłopak na skargę z ojcem do mnie przyszedł (śmiech). Zawsze mi przypomina, że "przecież chciałeś mieć chłopaka". No i ona ma charakter chłopaka. Pan prezydent Kropiwnicki powiedział kiedyś, że pod aksamitną rękawiczką Asia ma stalowy pręt. Zgoda, ale muszę dodać, że jesteśmy cholernie wrażliwi i oddani sobie. Gdyby mnie pan teraz zastrzelił, ona chwilę potem zabiłaby pana. Gdyby ktoś ją skrzywdził, to będę ścigał do dziesiątego pokolenia, a jak będzie trzeba, to się granatami obwieszę i wysadzę w powietrze. I koniec.
Córka: Mimo wszystko tato ma lepszy charakter niż ja. On jest bardzo emocjonalny, jak to się mówi, choleryk. On krzyczy, ale zaraz mu przechodzi. Ja nigdy nie krzyczę, jestem konsekwentna. Pracownicy firmy wolą jego. Ja zanim weszłam w politykę, zastępowałam go czasem w firmie, a oni odliczali dni do powrotu taty. Najpierw myśleli, że z młodą dziewczynką będzie im łatwiej i przyjemniej. A u mnie nie ma zmiłuj, ja nie wybaczam, miałam zresztą u nich ksywę "Wydra". Lubię chwalić, ale też lubię karać...

Ukarała Pani kiedyś ojca?

Córka: Nieraz (śmiech). A tak poważnie... On wie, że ja kiedyś tą firmą będę zarządzać, a oboje wiemy, że sobie poradzę. Zostałam wychowana w taki sposób, że znam wartość pieniądza. Tata będzie musiał odpocząć.

Pytanie tylko, czy będzie chciał...

Córka: On bez pracy żyć nie może. Żeby wyjechał na urlop to muszę triki stosować, drastyczne metody, czyli dawać tacie wczasy w prezencie, bo on córce przecież nie odmówi. Robię to, od kiedy mnie tylko na to stać, chciałabym, żeby trochę świata pozwiedzał.

Pierwsze wspomnienie związane z ojcem?

Córka: Chyba nie mogę powiedzieć...

Nalegam.

Córka: Mama się dowie i będzie źle.... Pierwsze wspomnienie to trzynaście kulek lodów (śmiech).
Naraz?

Córka: Nie, no skąd, razem z tatą tyle kupowaliśmy i od razu zjadaliśmy. Mama w domu była tą, która pilnowała, czy lekcje są odrobione, czy zdaję z klasy do klasy, a tata był tym, który rozpieszcza. Raz lanie dał... Pomarańczową skakankę do końca życia zapamiętam. Nie wróciłam do domu na czas ze szkoły. Było już chyba po dwudziestej, a wtedy nie było telefonów komórkowych.

Żadnych innych powodów do lania?

Ojciec: Ona jest bardzo odważna. Miała 17 lat i samochód prowadziła. Zadzwoniła i powiedziała "tatuś, ja chcę jechać do Adrianusa"(przyjaciela). Powiedziałem "to jedź"...
Córka: Powiedziałeś "jak mama się zgodziła, to jedź"
Ojciec: No właśnie... Człowiek zapracowany, a Adrianus mieszkał w Holandii, w Tilburgu. Wieczór się zbliża, gdzie ona jest? Dwa miesiące prawo jazdy miała, a wtedy strasznie porywali. A ona do Holandii pojechała... Co ci wtedy na granicy powiedzeli?
Córka: Sama, taka młoda i się nie boi.
Ojciec: Zebrałem chłopaków i na granicę posłałem, żeby z nią wrócili.

No, ale był Pan chyba dumny, że taka odważna?

Ojciec: Za nic bym się wtedy do dumy nie przyznał, bo to, co zrobiła, było szaleńcze. Tak samo jak posłałem ją do Anglii, ale nie mieszkała u rodziny, tylko w pensjonacie. Raz wpadłem na pomysł, że zostanie u rodziny, a wtedy było tak, że do 12. roku życia, by lecieć samolotem, trzeba było mieć opiekę. Ja ją wysłałem do Londynu, dwunastoletnią dziewczynę, a po czasie się dowiedziałem, że ona musiała metrem sama na miejsce dojechać, sama dom znaleźć, a w tym domu głucha babka była, bo rodzina wyjechała. Ale sobie dała radę. Ona pierwszy raz do Londynu pojechała, jak miała 7 lat, języka się uczyć. My płaczemy, bo to zaraz po tym było, jak Anna Jantar w katastrofie w Lesie Kabackim zginęła, a ona do nas "Wy nie płaczcie". Dzisiaj mi ludzie zazdroszczą...

Że się nie bała latać?

Ojciec: Tego jak jest wychowana. Ona jako dziecko jeździła ze mną za granicę jako tłumacz, a gdy miałem wypadek i za ostatnie pieniądze pojechaliśmy kupić ciężarówkę, to musiała mi robić zastrzyki, a była niższa niż blat od stołu. Raz byliśmy w podróży 46 godzin...
Córka: Ceny też negocjowałam.
Ojciec: Dobrze na tych negocjacjach wychodziliśmy, a przecież była wtedy dzieckiem! Samochodów na części nie można było sprowadzać z zagranicy, a ona sprowadziła...
Jak?

Ojciec: Nie mogę powiedzieć, przecież Asia jest teraz eurodeputowaną (śmiech).

Ciągle słyszę, że Pan jest zapracowany i ciągle w tych opowieściach jest córka. Zawsze byliście razem?

Córka: A skąd... To były krótkie okresy. Tato do mojego liceum przyszedł po raz pierwszy na rozdanie świadectw maturalnych.
Ojciec: To prawda, zrobiłem jej bardzo wielką krzywdę. Jak moja córka zdawała do liceum, to u nas palacz w kotłowni wiedział, że zdaje do liceum katolickiego, a ja nie. Pytam "dlaczego mi nie powiedziałaś?", a ona: "Poszedłbyś mi załatwiać, a potem byś przypominał: matole, szkołę ci załatwiłem". No tak by było, na 100 procent (śmiech). Ja nawet nie wiedziałem, kiedy ona maturę zdaje. Ale dyplom studiów chyba widziałem.

Kto komu melduje wykonanie zadania?

Córka: Nie ma czegoś takiego, nie ma zadań.

A zamiłowanie do sportu? Niektórzy powiadają, że to patent na polityczny byt.

Córka: Bzdura, to autentyczna pasja, którą zaszczepił we mnie tata. Ja będąc nawet dzieckiem lalkami się nie bawiłam, tylko samochodami. Jak mnie tata pierwszy raz zaprowadził na tor żużlowy, to się prawie rozpłakałam. Była niedziela, ładna pogoda, a na torze ryk silników. Bałam się, a teraz to jedna z moich pasji. Ja niczego nie udaję, w polityce również. Jeszcze w Sejmie grożono mi wyrzuceniem z klubu za łamanie dyscypliny w głosowaniach. A ja odpowiadałam, że przynajmniej będę wiedziała za co. Zawsze postępuję zgodnie z własnym sumieniem.

A co takiego Pani zrobiła, że noga Pani ojca nigdy nie postanie w Pani domu?

Córka: Nie wiem.... (śmiech)
Ojciec: Moja córka miała mieszkanie, które tatuś wybierał, tatuś załatwił ekipę, która je wyremontowała i bez wiedzy tatusia córka sprzedała i kupiła drugie...
Córka: Inny tatuś powiedziałby zaradne dziecko, bo sprzedało jak było drogo, a kupiło...
Ojciec: Spekulantów nie popieram!
Córka: Myślę, że tacie przejdzie.
Ojciec: Nie, nic z tego.
Córka: Tato ma swoje zasady, ja też.
Ojciec: Myślę, że jak będzie chciała tatę ugościć, to po prostu sprzeda to mieszkanie.
Córka: Na rynku nieruchomości jest dołek, warto się zastanowić... (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki