Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uzależnieni od technologii, czyli mistrzostwo świata w obsługiwaniu telefonu

Jacek Grudzień
Początek czerwca mija w Łodzi dosyć sennie, pod znakiem upałów i burz.

W weekend i na początku tygodnia można było poczuć się jak w letnie miesiące. Po pierwszej w tym tygodniu ulewie kierowcy, którzy zamierzali podróżować trasą W-Z, mogli poczuć pewien powrót do przeszłości, gdy po oberwaniach chmur zalewało ulice, bo zatykały się kanalizacyjne studzienki. Chyba najbardziej spektakularne były zalania pod wiaduktem przy Konstantynowskiej. Tam zdarzyło się nawet, że pod wodą znalazł się tramwaj. Takie zalania zdarzały się regularnie i stawały się czymś w rodzaju kolorytu miasta. Zdarzało się, że na kilka godzin odcięte było połączenie Śródmieścia z Retkinią. Kilka lat temu, także po ulewie, pod wodą znalazła się zachodnia jezdnia alei Politechniki. Pomysłowi studenci Politechniki wykorzystali ten fakt i zrobili pierwsze w Łodzi uliczne regaty łódką żaglową. Miałem okazję oglądać małą żaglówkę, która na chwilę przestała być elementem scenografii jednego z wydarzeń na uczelni. Ten widok zapadł mi w pamięć i wspominam go z uśmiechem. W ostatnim tygodniu, jak sądzę, takich widoków nie miał nikt, kto stał w korku. Czasy się zmieniają, podobnie technologie, są coraz dokładniejsze prognozy pogody, a po zalaniu tunelu na trasie W-Z słyszeliśmy te same wyjaśnienia, co przed laty. Że zatkały się studzienki kanalizacyjne, bo świeżo koszone trawy itp. Z komunikatów sprzed lat, gdy nie było jeszcze tunelu, można by zrobić „kopiuj-wklej”. A sądzę, że wystarczyłaby dobra analiza tego, co może się wydarzyć po burzy, żeby kłopotów uniknąć. A może urzędnicy odpowiedzialni za sprawę zabezpieczenia przed skutkami oberwania chmury są tak młodzi, że nie pamiętają czasów, gdy pod wiaduktami prowadzącymi do dworca Kaliskiego robiły się jeziora?

Po moich zachwytach sprzed miesiąca sukcesem roweru miejskiego, kilka osób zwracało mi uwagę, że nie napisałem o kłopotach organizacyjnych, o zawieszaniu systemu, o problemach z wypożyczeniem lub oddaniem roweru. Faktycznie, o tym nie wspomniałem, ale to, co było i chyba jest najważniejsze to to, że rower publiczny zmienił krajobraz miasta. I to jest dla mnie najważniejszy efekt po miesiącu od uruchomienia. Sądzę, że organizatorzy masy krytycznej wybrali dobry moment na ogłoszenie jej zakończenia. Bo osiągnęli cel, który założyli kilka lat temu, gdy w piątkowe popołudnia zaczęli promować rowerowe podróże po mieście. I krytycy, i zwolennicy „masy” muszą przyznać, że konsekwentnym działaniem doprowadzili do zmiany obyczajów wielu łodzian. Zwyczaje zmienili też piesi, bo coraz rzadziej zdarza się, że spacerują po drogach rowerowych. Po prostu rowerów jest tam tak dużo, że wykształca się nawyk, którego tak brakowało. Podobnie się dzieje z kierowcami, którzy też przyzwyczajają się, że rower na skrzyżowaniu może pojawić się w każdej chwili.

Jedna rzecz, którą zaobserwowałem, to przejmowanie pewnego obyczaju od kierowców przez podróżujących jednośladami. Przypuszczam, że duży wpływ na płynność ruchu, ma fakt, że czas oczekiwania na zmianę świateł jest okazją do przejrzenia Internetu w telefonie, odpowiedzenia na smsy. Wygląda to podobnie, jak podczas porannej podróży do pracy, kiedy wiele kobiet jest w stanie wykonać pełny, perfekcyjny makijaż. Gdy widzimy, że samochód przed nami nie rusza na zielonym i głowa pani kierowcy jest charakterystycznie przekrzywiona w stronę lusterka, to przyczyna jest oczywista. W przypadku korzystania ze smartfonów, głowa kierowcy też jest charakterystycznie przekrzywiona, tylko w dół. To znak, że trzeba nacisnąć klakson i z kilkunastosekundowym opóźnieniem samochody ze skrzyżowania ruszają. Rowerzyści rozmawiający przez telefon to już także norma. Zdziwiłem się, gdy podczas podróży rowerem Piotrkowską obserwowałem, jak na każdym skrzyżowaniu młoda kobieta wyjmuje telefon i korzysta z Facebooka. Sprawność i tempo, w jakim wykonywała czynności, była zadziwiająca. Sądzę, że jak by zorganizować mistrzostwa w szybkości korzystania z „komunikatorów”, to byłaby w czołówce. I to jest niepokojące, bo tak jak uczymy się nowych zwyczajów na drodze, tak uzależnienie od zerkania w smartfony doprowadza nie tylko do wolniejszej podróży, ale też do zagrożeń. Ciekaw jestem, jak wielu z państwa czytających te słowa, podróżując samochodem jest w stanie schować telefon tak, by był poza zasięgiem ręki. Mnie się to jeszcze nie udało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki