MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W poszukiwaniu utraconego szlacheckiego rodowodu

Alicja Chałubińska, Magdalena Kopańska, Włodzimierz Rychliński
Korzenie familii Sebastiana Zboińskiego z Łodzi sięgają połowy XIII wieku, a jego przodkowie brali udział w najważniejszych wydarzeniach w historii kraju
Korzenie familii Sebastiana Zboińskiego z Łodzi sięgają połowy XIII wieku, a jego przodkowie brali udział w najważniejszych wydarzeniach w historii kraju fot. Paweł Nowak
Rodzinne legendy i stare fotografie wystarczą, by zarazić się pasją genealogii. O ludziach, którzy z dociekliwością detektywów dokopują się do swoich korzeni i dzięki temu poznali niejedną mocno skrywaną rodzinną tajemnicę.

Sygnatariusz Konstytucji 3 maja, senator RP, prezes Trybunału Cywilnego, żołnierz carskiej armii - o takim członku rodziny marzy większość z nas. Polacy masowo zagłębiają się w karty historii, a w wielu domach poczesne miejsce zajmują drzewa genealogiczne. Znany przodek, najlepiej zasłużony dla polskiej historii szlachcic, jest dziś w cenie. Za jego odkrycie niektórzy są skłonni wiele zapłacić.

Na wakacjach z Chopinem

Korzenie ich rodu sięgają 1250 roku. Ród Zboińskich herbu Ogończyk, linii Radzikowskiej, Zbojnowskiej, Kikolskiej i Kutnowskiej wywodzi się od łowczego dobrzyńskiego - delegata szlachty dobrzańskiej, który brał udział w elekcji Władysława Warneńczyka na króla polskiego. Losy tego rodu wielokrotnie splatały się z najważniejszymi wydarzeniami polskiej historii.

Z wypiekami na twarzy dowiadywał się o tym łodzianin Sebastian Zboiński, spadkobierca imienia rodowego po mieczu. Miał 17 lat, gdy do skrzynki pocztowej jego dziadka wpadła koperta z Katowic z pięcioma egzemplarzami drzewa genealogicznego. Adresatem był Jan Damazy Zboiński.

- Dziadek wysłał jeden do syna w Australii, kolejne do syna i córki, przebywających w Niemczech, wreszcie jeden podarował mnie - wspomina Sebastian Zboiński. - Byłem oszołomiony bogatą historią rodu, a także tym, że wywodzę się z tak zasłużonej rodziny. Zacząłem myśleć o sobie hrabia. W domu wiele na ten temat nie mówiono, dziadek niechętnie wracał do odległej przeszłości.

A było do czego wracać. W książkach i internecie łodzianin znalazł informację o Janie Nepomucenie Zboińskim, kawalerze Orderu Orła Białego, który był jednych z sygnatariuszy Konstytucji 3 maja. Jego podpis znalazł się tuż za autografami marszałków.

Bliskie związki łączyły też rodzinę z Fryderykiem Chopinem. U Ksawerego Zboińskiego w Kowalewie w 1827 roku wakacje spędził słynny Fryderyk. Z nim odbył podróż po ziemi dobrzyńskiej. Ksawery został zresztą ojcem chrzestnym najmłodszej córki Mikołaja i Justyny Chopinów: Emilii, siostry Fryderyka.

Zboińscy to znani fundatorzy kościołów. W ich siedzibie rodowej - Kikole - w progu miejscowego kościoła zostało pochowane serce jednego z przodków.

Sebastian Zboiński nie ograniczył się tylko do analizy rodowego drzewa.

- Założyłem stronę internetową z historią całej mojej rodziny - opowiada łodzianin. - Mam nadzieję, że za jej pośrednictwem skontaktują się ze mną inni Zboińscy i uzupełnimy kolejne karty rodzinnej historii.
Mezalians pana senatora

- Genealogią zaraził mnie brat mojego dziadka Jan Chrzanowski - tak zaczyna swoją opowieść Jerzy Chrzanowski, muzealnik i historyk ze Zduńskiej Woli. - Chodziłem wtedy do podstawówki i z wypiekami na twarzy słuchałem rodzinnych opowieści.

Pan Jerzy od lat gromadzi rodzinne dokumenty, fotografie, listy. Trudno je zliczyć. Zaczął od rozmów z najstarszymi członkami rodziny. Uważa, że tym sposobem można ustalić dzieje nawet do szóstego pokolenia wstecz.

- Dawniej ludzie spotykali się, rozmawiali i przekazywali sobie rodzinne legendy - mówi historyk. - Można się od nich dowiedzieć wielu zabawnych, interesujących, wzruszających rzeczy.

Najlepszym przykładem jest opowieść o Łukaszu Chrzanowskim, herbu Poraj, senatorze RP, sędzi i prezesie Trybunału Cywilnego, absolwencie prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Postać niemal krystaliczna, a jednak.... W oczach rodziny i znajomych popełnił mezalians: poślubił domową guwernantkę. Wygrała miłość.

Rozmowy z seniorami rodu to jeden sposób odkrywania korzeni. Kolejny to grzebanie w urzędach stanu cywilnego i publicznych archiwach. Bezcenne zdaniem Chrzanowskiego są pamiętniki i listy. Dodatkowym źródłem informacji może być internet. To właśnie za jego pośrednictwem nawiązał kontakt z gdańszczaninem, który przez przypadek wszedł w posiadanie opracowanego w 1912 roku drzewa Chrzanowskich i przysłał je do Zduńskiej Woli. Historia jednej gałęzi sięga aż do 1632 roku.

Współpraca z literatem Jerzym Gawrysiem zaowocowała informacjami o tym, że pod koniec wojny Zduńską Wolę odwiedziła pisarka Maria Dąbrowska.

- Musiałem dowiedzieć się, co tu robiła, do kogo przyjechała - wspomina z wypiekami na twarzy Chrzanowski.

Zduńskowolski muzealnik uparł się i ustalił fakty. Dąbrowska odwiedziła miasto ze swoją przyjaciółką Anną Kowalską, też pisarką. Panieńskie nazwisko Kowalskiej to Chrzanowska. Kolejna karta historii rodzinnej zapisana.

Genealogia jest zaraźliwa. 14-letni syn pana Jerzego, gimnazjalista Mieszko już podziela pasję ojca. Na razie nie trafił na nowy trop, tata jednak nie naciska. - Genealogia to nie nakaz. To wskazówka, że można uczestniczyć w historii rodziny - uśmiecha się pan Jerzy.
Bankrutuje przez piratów

Czym zajmował się prapradziadek, w którym roku pradziadkowie brali ślub i jak nazywała się babcia, zanim wyszła za dziadka - wszystko to wie Andrzej Jan Gliński ze Złoczewa, który od kilkudziesięciu lat poszukuje śladów swoich przodków.

W odkrywaniu koligacji rodzinnych bezcennym źródłem jest jego mama, 98-letnia Adela Glińska, która cieszy się dobrym zdrowiem i doskonałą pamięcią.

W domu Glińskich rodzina zawsze była na pierwszym miejscu. Niczym relikwie przechowywane są pożółkłe fotografie.

- To moi dziadkowie: Karol i Waleria Martinowie. Tu ja z koleżankami... Proszę zobaczyć, jak elegancko się ubierałyśmy. A tu ja przed sklepem, w którym pracowałam przed wojną - podsuwa kolejne zdjęcie pani Adela. - Kiedyś ludzie byli inni. Mieli dla siebie więcej czasu, weselej było.

Ojciec pani Adeli, Józef Martin był ewangelikiem. Przeszedł na katolicyzm, gdy brał ślub. Dokumenty parafii ewangelickiej, a tym samym rodziny Martinów, nie przetrwały wojennej pożogi. Tę gałąź rodziny udało się odtworzyć tylko do roku 1920.

W odkrywaniu rodzinnych koligacji ze strony ojca z pomocą przyszły parafie, a także Archiwum Państwowe w Łodzi. Najstarsze dokumenty, jakie posiada pan Andrzej, pochodzą z 1836 roku. To akt urodzenia prapradziadka Grzegorza Glińskiego, spisany jeszcze po rosyjsku. Pan Andrzej ma także akt urodzenia jego żony Katarzyny Obrzut oraz akt ich ślubu ze stycznia 1863 roku, w którym czytamy: "Małżeństwo to poprzedziły trzy zapowiedzi roku zeszłego w parafii Uników dnia 28 grudnia oraz 4 i 11 stycznia roku bieżącego. Małżonkowie nowi oświadczają, że umowy przedślubnej z sobą nie zawarli... ".

Pan Andrzej zbierał także przekazy ustne. Wiele informacji z życia rodziny było zaskakujących.

- Pradziadek Karol Martin miał w Kaliszu fabrykę przerobu bawełny, którą swoimi żaglowcami sprowadzał z Ameryki. Pewnego razu cały transport przechwycili piraci i tym samym doprowadzili pradziadka do bankructwa - opowiada pan Andrzej.

Przed Andrzejem Glińskim stoją nowe wyzwania. W swych poszukiwaniach nie dotarł jeszcze do rodziny ze strony prababci, z domu Guldon. Podobno jej przodkowie pochodzą z Holandii. Ten wątek zasługuje na nową teczkę...
Pobierali się parami

Pięćdziesiąt osób na imieninach albo święta spędzone na oglądaniu kaset z rodzinnych uroczystości? To normalne w rodzinie Anieli Bartosz ze Złoczewa. Od wielu lat pani Aniela poszukuje swoich korzeni oraz gałęzi rodzinnych. Nie musiała daleko sięgać.

- Okazało się, że bardzo bliscy krewni to... sąsiedzi - mówi.

Rodzina była liczna, szczególnie widać to na starych fotografiach. W ten sposób dokumentowano ważne rodzinne fakty: chrzciny, wesela, a nawet zakup nowego samochodu, co w latach 50. było rzadkością.

Poszukiwanie korzeni to tradycja tej rodziny. Kuzynka pani Anieli zrobiła drzewo genealogiczne. Skrupulatnie uzupełnia je podczas wesel i pogrzebów.

W odtworzeniu korzeni bardzo pomogła siostra dziadka Marcina, 98-letnia dziś Zofia Simińska. Jej syn jest organistą w miejscowym kościele. Część dokumentów zgromadziły siostry ojca.

Najlepiej udało się "rozpracować" rodzinę babci, żony Marcina - Franciszki z domu Sikora. Pani Aniela dotarła w tej gałęzi do roku 1860, kiedy to urodził się pradziadek Wawrzyniec.

Ciekawe historie zdarzały się w rodzinie Gryglów, ze strony mamy.

- Siostry mamy wyszły za mąż za dwóch braci Jakubczyków. Z kolei dwaj bracia mamy ożenili się z siostrami. Tak parami powiększała się nasza rodzina - mówi Aniela Bartosz.

Dziadek Franciszek Grygiel służył w carskiej armii. Dostał powołanie w 1900 roku, do domu powrócił dopiero po wojnie w 1918! Zabrał na tułaczkę cały worek srebra, którego strzegł jak oka w głowie. Srebro skradziono mu już po powrocie do Polski.

Teraz te wszystkie historie chłoną dzieci pani Anieli: Asia, Piotr i Kasia. - To nie tak, że rodzinę znamy tylko z opowiadań mamy. Spotykamy się na uroczystościach rodzinnych i poznajemy kolejnych kuzynów, ich bliskich. Jesteśmy więc na bieżąco - mówi 18-letnia Asia Bartosz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki