Wokół pojazdu i wydarzenia z nim związanego narosło wiele opowieści, auto było krótko atrakcją turystyczną, wkrótce zamieni się w miejską legendę, na razie jest znanym niemal każdemu w naszym kraju memem. Rzecz jasna, można się całą historią bawić (bo w swojej istocie na nic innego ona nie zasługuje); jestem nawet przekonany, że ogromną część łodzian takie rzeczy albo cieszą („taka fantazja, to tylko u nas!”), albo już nie dziwią („jaki problem, przecież Łódź się rozwija”). Co więcej, owa większość natychmiast znajduje wieczne w Łodzi wytłumaczenie absurdalnych epizodów: „przecież gdzie indziej też takie rzeczy się dzieją”, czyli zgodę na to, że będzie w naszym mieście dochodzić do kolejnych. Ba, łódzką specyfiką jest i to, że betonowa przygoda w oczach wspomnianych wyborców tylko wzmocni pozycję ekipy zarządzającej miastem. Dziwię się, że urzędnicy odpowiedzialni za promocję Łodzi nie ogłosili jeszcze wysokości ekwiwalentu reklamowego osiągniętego dzięki licznym w kraju materiałom o samochodzie. Kłopot z rozwiązaniem nietypowego problemu można tłumaczyć przepisami, które rzeczywiście są ograniczające. Ale brak szybkiej reakcji, porozumienia między odpowiedzialnymi za porządek w mieście służbami i urzędnikami oraz nieumiejętność znalezienia skutecznego wybrnięcia z nieszablonowej sytuacji pomimo przepisów świadczy o nieobecności zaradnego gospodarza. I zabetonowaniu w samouwielbieniu.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?