MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Znane rody województwa łódzkiego: Pani mecenas zaczynała od zabawy z tatą w sąd

Anna Gronczewska
Maria Wentland-Walkiewicz z mężem Jerzym Walkiewiczem
Maria Wentland-Walkiewicz z mężem Jerzym Walkiewiczem fot. Krzysztof Szymczak
Maria Wentland-Walkiewicz, łódzka adwokat, zdobyła ogólnopolską popularność m.in. dzięki obronie surogatki, która urodziła dziecko małżeństwu z Warszawy. W rodzinie pani mecenas prawie wszyscy są lub byli prawnikami. Mąż Jerzy, ojciec Zdzisław, teść Wacław. Rodzinne tradycje kontynuuje młode pokolenie.

Adwokatem jest Jakub Walkiewicz, jego dwie siostry - Anna i Aleksandra studiują prawo. W kancelarii mec. Marii Wentland-Walkiewicz stoją meble pamiętające lata siedemdziesiąte. Duże, wygodne biurko, biblioteczka, pokryte żółtym pluszem fotele. - Aplikanci nieraz mówią, bym zmieniła meble na nowe, ale nie zrobię tego - tłumaczy pani Maria. - Te meble mają dla mnie ogromną wartość. Wszystkie stały w gabinecie mojego ojca, Zdzisława Wentlanda.

Zdzisław Wentland był znanym łódzkim adwokatem. Pochodził z Kujaw. W 1964 r. skończył prawo na Uniwersytecie Łódzkim. Po studiach dostał się na aplikację adwokacką. Jednak praktykę zaczął w Pajęcznie.

- Adwokaci, którzy nie mieli rodzinnych koneksji, musieli praktykować poza Łodzią - opowiada pani mecenas. - Tata przez 17 lat dojeżdżał do Pajęczna. Potem na kilka lat przeniósł się do Zduńskiej Woli. W końcu zaczął pracować w Łodzi.

Pani Maria wspomina, że w domu mówiło się o różnych sprawach sądowych, w których występował tata. Jako mała dziewczynka z zapartym tchem słuchała opowieści o wstrząsającym zabójstwie. Tata w tej sprawie był obrońcą mordercy.

- Była to wtedy dla mnie przerażająca sprawa - dodaje mecenas Wentland-Walkiewicz. - Pamiętam, że szewc ze Zduńskiej Woli zabił swoją żonę.

W 130-metrowym mieszkaniu, które rodzina Wentlandów zajmowała w kamienicy przy placu Dąbrowskiego, pan Zdzisław miał swój gabinet. Pani Maria wyjaśnia, że były to czasy, gdy adwokaci przyjmowali w swoim domu. - Swoją siedzibę miał w Pajęcznie, ale zawód mógł wykonywać na terenie całego kraju - tłumaczy Maria Wentland-Walkiewicz. - Miał też klientów w Łodzi. Przyjmował więc ich w mieszkaniu. Dziś jest to nie do pomyślenia!

Pani Maria pamięta, że jako dziecko bawiła się z siostrą Joanną w sąd. W zabawach tata zawsze był sędzią. Dziewczynki wcielały się w rolę adwokata lub prokuratora.

- Mnie te zabawy bardzo się podobały, siostrę trochę nudziły - śmieje się pani mecenas. - Została lekarzem i dziś mieszka w Niemczech.

Wszystkiemu przyglądała się mama pani Marii, Anna, z zawodu ekonomistka. Pracowała jako główna księgowa łódzkiego oddziału Narodowego Banku Polskiego, a potem w Związku Spółdzielczości Pracy.

Zdzisław Wentland prowadził sprawy cywilne, karne. Także polityczne. W ich domu przechowywano nielegalne ulotki, książki, czasopisma. Po wprowadzeniu stanu wojennego mec. Wentland został spałowany przez milicjantów, gdy wracał do domu z pracy.
Jego córka zapamiętała, że jako głęboko wierzący człowiek i praktykujący katolik miał wątpliwości, jak podchodzić do rozwodów. Wiele na ten temat rozmawiał z zaprzyjaźnionymi księżmi, między innymi z nieżyjącym już biskupem włocławskim Romanem Andrzejewskim.

- Tata bardzo przyjaźnił się z łódzkimi salezjanami - wspomina Maria Wentland-Walkiewicz. - Pomagał im przy budowie kościoła św. Teresy. Na przykład z huty sprowadzał szkło do witraży, które wykonywał potem ks. Tadeusz Furdyna. Tata brał też udział przy organizacji "Sacrosongu", na który przyjechał kardynał Karol Wojtyła. Miał ten wielki zaszczyt, że na kolacji siedział przy stole z przyszłym papieżem.

Maria Wentland-Walkiewicz już na długo przed maturą, którą zdawała w VIII LO w Łodzi, wiedziała, co chce robić w życiu. Tata po kryjomu zabierał ją na rozprawy. - Dostałam się na prawo na Uniwersytecie Łódzkim, a potem chciałam zostać adwokatem - mówi pani Maria. - Tata cieszył się z tego. Jednak podkreślał, że dla kobiety to bardzo trudny zawód. Uświadamiał mi, że będę miała zwolenników, ale i przeciwników. Spotkam się z krytyką, nie zawsze słuszną.

Maria Wentland-Walkiewicz skończyła prawo w 1977 r. Wybrała aplikację sędziowską. Nie dostała się do Łodzi. Rozpoczęła ją w Sądzie Okręgowym w Koninie, z siedzibą w Słupcy. Ale w praktyce po 3 miesiącach przeniosła się do Łodzi. Po 2 latach rozpoczęła aplikację adwokacką. - Zawsze moim zawodowym guru, największym autorytetem był mój tata - mówi Maria Wentland-Walkiewicz. - Jego śmierć, w 1996 r., była ciosem. Na aplikacji adwokackiej pani Maria poznała męża, Jerzego Walkiewicza. Oboje byli ludźmi po przejściach. Pan Jerzy z pierwszego małżeństwa miał syna Jakuba. Teść Wacław Walkiewicz też był adwokatem. Urodził się w 1902 r. Skończył prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Był sędzią w Nowej Wilejce, potem szefem prokuratury w Radomiu. W Radomiu poznał żonę Irenę. Mężem jej matki był też prawnik, mec. Burda. Jego prawnuk Tomasz jest dziś mecenasem w Radomiu. W 1937 r. mec. Wacław Walkiewicz przyjechał do Łodzi. Został zastępcą szefa prokuratury. W czasie wojny ukrywał się w Końskich. Po wyzwoleniu wrócił do Łodzi.

- Dostał nakaz pracy jako prokurator - wspomina Jerzy Walkiewicz. - Wykładał też prawo karne w szkole dla milicjantów. Szybko został adwokatem. Był też dyrektorem zgromadzenia kupców. Bronił wielu z nich. Na przykład był obrońcą 50 sklepikarzy, których za drobne, często urojone przestępstwa wsadzono do więzienia. Tata bronił też księży.

Pan Jerzy ukończył prawo na Uniwersytecie Łódzkim w 1969 r. Dostał się na tzw. pozaetatową aplikację sędziowską. W tym samym czasie pracował w łódzkim Społem. M.in. współtworzył łódzki Central. Od kilku lat jest na rencie. Tradycje adwokackie od 8 lat kontynuuje jego syn Jakub. Natomiast córki pani Marii i pana Jerzego, Anna i Aleksandra, studiują na czwartym roku prawa UŁ. Starsza Anna dostała się na psychologię i prawo, wybrała jednak ten drugi kierunek. Jest duża szansa, że tak jak rodzice będzie chciała zostać adwokatem. Pojawia się czasem w kancelarii mamy i pomaga. Młodsza Aleksandra teraz przez rok studiuje w Hiszpanii, wyjechała tam w ramach programu Erasmus. Nie wie, czy będzie adwokatem, powiedziała, że nie chce pracować tak ciężko jak rodzice. Prawnikiem jest też siostrzenica pani Marii, Paulina Starska. Pracuje jako asystentka na hamburskim uniwersytecie i pisze doktorat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki