Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grembach ma do dziś swój charakter! Jak wygląda ta niezwykła część Łodzi i Widzewa?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Jeszcze dziś Grembach ma swój niepowtarzalny klimat
Jeszcze dziś Grembach ma swój niepowtarzalny klimat Grzegorz Gałasiński
Jednym z tych widzewskich osiedli, które zachowały dawny wygląd jest tzw. Grembach, zwany też Podgórzem. Rozciąga się ono między ulicami: Czechosłowacką, Edwarda, Mazowiecką, Niciarnianą i Nowogrodzką.

Grembach ma do dziś swój charakter!

Nieżyjący już łódzki przewodnik Bogumił Zawadzki urodził się i wychował na Grembachu. Dokładnie na Mazowieckiej.

- Tyle, że my trochę z wiejska mówiliśmy Grymbach, dziś przyjęte jest Grembach – mówił nam pan Bogumił.

Grembach zawdzięcza swoją nazwę prawdopodobnie kolonistom niemieckim, którzy na początku dziewiętnastego wieku osiedlali się na tzw. Podgórzu. Grunbach po niemiecku oznacza zielone miejsce. Choć niektórzy twierdzą, że nie dotyczy to zielonej okolicy, a wodzie płynącej z farbiarni fabryki nici.

Kamienne łby na ulicach

Przez lata osiedle nie zmieniło się wiele, choć koło drewniaków pojawiają się już okazałe wille. Wchodząc w ul. Antoniewska, Wilanowską i kilka równoległych, dochodzących do ul. Nowogrodzkiej nadal ma się wrażenie, że zatrzymał się czas. Uliczki zachowały dziewiętnastoletni charakter. Stoją tu drewniane domy, altanki, jeździ się po kocich łbach, a jeszcze niedawno ulicami spływały nieczystości.

– Brak kanalizacji, wodociągów sprawiał, że mieszkało się tu trudno – opowiadał Bogumił Zawadzki. – Sam po wodę chodziłem 400 metrów. Najbardziej to dokuczało to, gdy trzeba było zrobić pranie albo podlać ogródek. Gdy założyli uliczne hydranty, to odległość jaką musiałem przemierzać po wodę skróciła się o połowę.

Pawiak za torami

Na ul. Niciarnianej, za przejazdem kolejowym, który został rozebrany i zbudowano tunel, stoją jeszcze charakterystyczne, piętrowe domy. Nazywane są „Pawiakiem”. Mieszkali w niej znaczący robotnicy i majstrowie widzewskiej fabryki nici. Nie wiadomo skąd wzięła się ta nazwa. Przypuszcza się, że te domy nazwano tak, bo były ogrodzone. Teren był pilnowany, nikt obcy nie mógł tam wejść. Jak na tamte czasy były bardzo dobrze urządzone. Była tam pralnia, magiel, suszarnia. Mieszkańcy „Pawiaka” mieli blisko do fabryki, tramwaju, pociągu. Nieopodal, przy ul.Czechosłowackiej i Mazowieckiej znajduje inne osiedle, gdzie kiedyś mieszkali robotnicy fabryki nici. Od strony północnej, przy ul. Czechosłowackiej stał budynek w którym zamieszkali zatrudnieni w fabryce inżynierowie.

– W przeciwieństwie do „Pawiaka”, „baraki” były jednopiętrowe – wyjaśniał nam Bogumił Zawadzki. – Było to sześć domów w którym znajdowało się dziewięćdziesiąt sześć mieszkań. To osiedle też było ogrodzone, miało pralnie, magiel, a co najważniejsze bieżącą wodę. Teraz ustawiono tam parkan oddzielający te domki od ul. Czechosłowackiej.

Te domy stoją dalej i mieszkają w niej łodzianie, choć okolica nie wygląda zachęcająco. Obcy nie są tam zbyt przyjaźnie witani…

Bracia Rybińscy

Na Grembachu wychowali się też znani piosenkarze bracia Andrzej i Jerzy Rybińscy. Chodzili do Szkoły Podstawowej nr 12.

- Znajdowała się na rogu ulicy Niciarnianej i Czechosłowackiej – opowiadał nam Jerzy Rybiński. - Dziś to jest szkoła specjalna. A wówczas była to pierwsza w Łodzi szkoła TPD, czyli Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Byłem kiedyś w tej szkole, nawet parkiety są takie same. Lubimy odwiedzać te stary kąty. Bardzo mile je wspominam. Nie ma roku byśmy tam nie pojechali. Nasz rodzinny dom stał na rogu u. Nowogrodzkiej i Widzewskiej. Po śmierci rodziców miejsce stało się zaniedbane. Nie ma już drzew, które kiedyś tam stały. Widać, że nawet do nich można się przywiązać.

Andrzej Rybiński też miło wspomina swoje dzieciństwo na Grembachu.

-Zimą wylewało się ślizgawki na których jeździliśmy na łyżwach – wspominał. - Latem chodziliśmy się bawić na tzw. pola żołnierskie, jak je nazywaliśmy. Kiedyś musiały walczyć tam jakieś wojska. Zostały po nich okopy. Można było się w nich bawić w wojsko, strzelać do siebie. Oczywiście na niby. Tu zaczęła się moja przygoda z muzyką. Dokładnie w big-bandzie średniej szkoły muzycznej Kanon Rytm pod kierunkiem Janusza Sławińskiego. Występowało tam wielu fajnych ludzi, jak Krzysio Cwynar, Ewa Śnieżanka, Janusz Szczepanek czy mój starszy o cztery lat brat Jerzy. Był to chyba pierwszy zawodowym big band w Polsce. Byłem też członkiem różnych zespołów bigbitowych. Na wielu konkursach zajmowaliśmy nawet punktowane miejsca. Moje dzieciństwo przypadało na bardzo ubogie czasy. To lata pięćdziesiąte. Na szczęście była wtedy muzyka. Bawiliśmy się w nią od najmłodszych lat. Mój starszy brat Jurek wcześniej, ja trochę później dołączyłem do niego. Tworzyliśmy różne składy osobowe. Perkusję zastępowały nam garnki, pokrywki. Ja grałem najpierw na akordeonie. Potem zmieniłem akordeon na gitarę. Dzięki tej muzyce uciekaliśmy w inny świat. Na co dzień było trochę biednie.

Tragiczna historia

Wiele lat na Grembachu, mieszkał Jacek. Przeprowadził się tu z rodzicami i dwoma braćmi z Podlasia. Kupili dom na ul. Edwarda. Szybko przyzwyczaił się do łódzkiego życia. Był nastolatkiem. Po latach musi przyznać, że Grembach nie był ciekawym miejscem.

- W co drugim miejscu była melina – opowiada. - Niestety moi dwaj bracia wpadli w nieciekawe towarzystwo. Dla obu skończyło się to tragiczne.

Starszy Wiesiek wsiadł po pijanemu na motocykl. Zderzył się z autem. Zginął na miejscu...Młodszy brat Darek popadł w alkoholizm. Któregoś dnia zasnął z papierosem…

Rodzice tego wszystkiego nie wytrzymali – mówi Jacek. - Nie żyją..Dom stoi pusty. Młodszy brat go zadłużył. Teraz rodzina musi odrzucać spadek..

"Niciarka" została

Na ul. Niciarnianej za torami, w kierunku ul. Czechosłowackiej( przed wojną ul. Pograniczna), a więc w zasadzie na Grembachu, powstała fabryka nici, zwana „Niciarką”. Założyli ją Juliusz Kunitzer i pochodzący z Petersburga kupiec Lejzor Lourie, który wcześniej prowadził fabryczkę tasiemek i nici przy ul. Kopernika. Na początku dwudziestego wieku przejęli ją Anglicy. Była to wtedy wzorcowa fabryka. Anglicy zupełnie inaczej traktowali zakład niż Polacy, Niemcy czy Żydzi. Wybudowali na przykład łaźnie, w której robotnicy obowiązkowo musieli się kąpać. Koło fabryki powstało pole do krykieta i dom kultury. Dziś ma w nim siedzibę Dom Kultury „Ariadna”. Anglicy organizowali w nim między innymi kursy haftu dla robotników. Ale też mogli tu uzupełnić wykształcenie . Była też obok stołówka robotnicza. W latach trzydziestych angielscy właściciele fabryki utworzyli Widzewskie Towarzystwo Sportowe „Podgórze”. Wybudowali boisko i korty tenisowe, które są tam do dziś. We wojnę fabrykę nici przejęli Niemcy. Po wojnie ją upaństwowiono. Władze ludowe nadały jej imię Hanki Sawickiej, a w latach sześćdziesiątej działaczka ruchu robotniczego musiała się podzielić opieką nad fabryką z Ariadną. Fabryka „Ariadna” jest jednym z niewielu zakładów włókienniczych, który istnieje do dziś. Dalej produkuje się w niej nici...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki